Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Rad Ochrony Przyrody i inne instytucje naukowe specjalnych placwek badawczych w zakresie ochrony zasobw i sit przyrody; c) przezokresowe ustalanie racjonalnych...panowała ciemno , bo nie było okna, kopciły wieczki; my lałem, e pr d kaput, w ko cu nawet u nas, w Warszawie, wył czaj , gdy brak energii, albo e te pod mod , taki...Petersburgu biegają Nosy albo Raskolnikowowie z siekierami!” — Mamy tu do czynienia z jakąś formą współdziałania — powiedział...nia natury to pole morderczej walki, więc po każdym akcie przemocy jej liczne i róż- norodne dzieci gwałtownie milkną, albo dlatego, że mają głęboki...Czyli kobylinami - belkami ustawianymi na kozach, nabijanymi drew-nianymi albo elaznymi kolcami, sucymi do stawiania atwo usuwalnych zapr gwnie przeciwko...– Kapitanie, a czym my byliśmy w Marshadzie? Albo w Q’Nkok? – spytał Roger, wzruszając ramionami...– Albo ktoś zupełnie inny – skomentował krótko Arutha...fabua palliata: Gladiolus (Mieczyk), Ludius (Aktor) oraz ty-tu niepewny Verpus (Obrzezaniec) albo 'Yargus (Kolawiec) lubte Vrgo...jeśli nie usuniemy jego otoczki (ramki) będącej rezultatem wstawienia tego elementu w odsyłacz (znacznik <a>) albo po prostu stanowiącej część...Nawet tak w oczywisty sposób czarno-białe rozróżnienia jak żywyzmartwy albo męskizżeński okazują się, po bliższym zbadaniu, bardziej ciągłym...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Niektórzy
obijali siê o œciany albo przegrody, innych zaœ mia¿d¿y³ ciê¿ar cia³
istot t³ocz¹cych siê w alkowach albo na skrzy¿owaniach korytarzy.
Nie lepiej radzili sobie zamo¿niejsi goœcie, którzy postanowili ucie-
kaæ repulsorowymi taksówkami. Pojazdy tak¿e zderza³y siê ze œcia-
nami albo ze sob¹. Czêsto w wyniku takich zderzeñ przewraca³y siê
i wysypywa³y pasa¿erów na twardy durbeton.
Roa pod¹¿a³ pierwszy; Han i Fasgo krok albo dwa za nim.
W pewnej chwili by³y przemytnik skrêci³ w lewo – w korytarz wio-
d¹cy jedn¹ ze szprych „Ko³a”. Zbieg³ na ni¿szy poziom po oszronio-
nych stopniach jakiejœ klatki schodowej, a potem wpad³ do krêtego,
w¹skiego korytarza, na którego œcianach widnia³o mnóstwo rys
i pêkniêæ. Z uszkodzonych przewodów i kabli energetycznych try-
ska³y tu i ówdzie fontanny iskier.
Zanim jednak przebiegli pierwsze dziesiêæ metrów, coœ szarpnê-
³o orbitaln¹ stacj¹ z tak¹ si³¹, ¿e odmówi³y pos³uszeñstwa generatory
sztucznej grawitacji. Han i jego towarzysze, zamiast przeciskaæ siê
miêdzy tarasuj¹cymi przejœcie po³amanymi szafkami i rega³ami, pofru-
nêli w powietrze. Pchani impetem, wznosili siê ku wybrzuszonemu
i popêkanemu sufitowi niczym nurkowie wyp³ywaj¹cy na powierzchniê
oceanu. Nagle, bez jakiegokolwiek ostrze¿enia, generatory sztucznej
grawitacji w³¹czy³y siê i ci¹¿enie powróci³o. Wszyscy trzej, zaskocze-
ni, z g³uchym ³omotem runêli twarzami na zaœmiecon¹ pod³ogê.
– Nie widzê naszej przysz³oœci w ró¿owych barwach! – zawo³a³
Roa. Szybko wsta³ i potykaj¹c siê, ruszy³ dalej.
– Nasza przysz³oœæ bêdzie mia³a barwy, jakie jej sami nadamy!
– odkrzykn¹³ Han, który tak¿e pozbiera³ siê z pod³ogi. Chwilê póŸ-
niej, kiedy nast¹pi³ kolejny silny paroksyzm, tylko cudem nie wypu-
œci³ podró¿nej torby i nie straci³ równowagi. Z sufitu i œcian sfrunê³y
chyba wszystkie pozosta³e ceramiczne p³ytki.
Kilkanaœcie metrów przed nimi opad³a z g³oœnym brzêkiem ciê¿ka
metalowa p³yta. Zapewne mia³a chroniæ obroñców przed po¿arem,
12 – Próba bohatera
177
a mo¿e i strza³ami z blasterów. Dalsza wêdrówka korytarzem sta³a siê niemo¿liwa. Han i jego towarzysze musieli zawróciæ do biegn¹-
cego po obwodzie „Ko³a” g³ównego korytarza. Zaledwie tam dotar-
li, porwa³ ich t³um przera¿onych istot ró¿nych ras i p³ci, przepycha-
j¹cych siê w stronê p³yt l¹dowisk.
Nagle coœ szarpnê³o orbitaln¹ stacj¹ z nieprawdopodobn¹ si³¹.
Jeszcze nigdy „Ko³o Fortuny” nie doœwiadczy³o tak silnego wstrz¹-
su. W korytarzu rozleg³ siê og³uszaj¹cy i szarpi¹cy nerwy trzask roz-
dzieranego metalu. Han spojrza³ przed siebie... i zdrêtwia³ z przera-
¿enia. Ogromny, ³ukowato wygiêty fragment zewnêtrznej œciany
korytarza po prostu znikn¹³, oderwany od reszty konstrukcji.
Nieub³agana, potê¿na si³a zaczê³a ci¹gn¹æ ku mrocznemu
otworowi wszystkie st³oczone w korytarzu nieszczêsne istoty.
Poprzez jêk szarpanego metalu dobiega³y wrzaski i jêki przera-
¿onych ludzi. Tocz¹c z góry przes¹dzon¹ walkê, istoty usi³owa³y
pochwyciæ, co siê da³o. Drapi¹c paznokciami albo pazurami wyk³a-
dziny œcian, sufitu lub chodnika, stara³y siê z³apaæ cokolwiek, byle
tylko nie daæ siê wyssaæ na zewn¹trz stacji. Czasami chwyta³y siê
innych nieszczêœników, ale najczêœciej wraz z nimi przelatywa³y przez
koszmarny otwór.
Przyciœniêci do wewnêtrznej œciany, Han, Fasgo i Roa zdo³ali
chwyciæ siê powyginanych resztek metalowej porêczy. Musieli na-
pi¹æ miêœnie r¹k, kiedy potê¿na si³a unios³a ich cia³a do poziomu.
Z przera¿eniem patrzyli, jak jeden koniec uszkodzonej porêczy od-
rywa siê od popêkanej œciany.
Przelecieli w powietrzu kilka metrów, ale na szczêœcie uwolniony
koniec zaklinowa³ siê w jakimœ otworze przeciwleg³ej œciany kory-
tarza. Szarpniêcie okaza³o siê tak silne, ¿e omal nie oderwa³o ich
zaciœniêtych palców. Fragment porêczy przegradza³ teraz ca³¹ sze-
rokoœæ korytarza, a ich wyci¹gniête cia³a ³opota³y na wietrze niczym
flagi. Obok nich – gór¹, do³em i po bokach – przelatywali ludzie,
obce istoty, androidy, automaty i ró¿ne przedmioty, wyrwane z za-
mocowañ si³¹ poprzednich wstrz¹sów. Uchodz¹ce powietrze szu-
mia³o wokó³ nich jak wzburzona rzeka.
W pewnej chwili nadlecia³, kozio³kuj¹c w powietrzu, podobny
do skrzynki na obuwie robot typu MSE-6. Z wielkim impetem trafi³
Fasga prosto w g³owê. Rudow³osy mê¿czyzna jêkn¹³ i rozluŸni³
uchwyt. PrzeraŸliwie krzycz¹c, pofrun¹³ ku otworowi. Han przygl¹-
da³ siê, jak wymachuje rêkami i nogami... i pod¹¿a ku swojemu prze-
znaczeniu, jakby spada³ z du¿ej wysokoœci.
178
Zanim znikn¹³ w czeluœci, Han odwróci³ g³owê i zacisn¹³ powieki.– Wygl¹da na to, ¿e skrêciliœmy w z³¹ stronê – krzykn¹³ kilka
chwil póŸniej do by³ego przemytnika. Roa unosi³ siê w powietrzu na
lewo od niego, ale poza zasiêgiem wyci¹gniêtej rêki Korelianina.
Zaciska³ palce na niewielkiej wypuk³oœci w miejscu, gdzie gruba
metalowa rura zosta³a sp³aszczona.
Roa odwróci³ g³owê w jego stronê.
– Jaka szkoda, ¿e technicy plastycy zatroszczyli siê tylko o mój
wygl¹d, a zapomnieli przywróciæ mi si³ê m³odzieniaszka!
– Trzymaj siê, Roa! – zawo³a³ Han, usi³uj¹c dodaæ mu otuchy.
– ¯a³ujê, ale nic z tego! – odkrzykn¹³ zrezygnowany mê¿czyzna.
– Myœlê, ¿e Lwyll wzywa mnie do siebie.
– Nie wygaduj g³upstw! Wytrzymaj jeszcze chwilê! Zaraz ci
pomogê!
Roa stêkn¹³. By³o widaæ, ¿e trzyma siê resztkami si³.
– Je¿eli zapomnisz domkn¹æ klapê w³azu... zaraz wciœnie siê