Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Traktowała rzecz serio – rzekł Del. – Jak na kobietę. Chociaż gdyby naprawdę chciała mieć pewność, strzeliłaby sobie w usta, prosto w rdzeń, co wyłącza cały organizm, system oddychania. Lecz ludzie o tym nie wiedzą, oglądają w telewizji samobójcę przykładającego sobie lufę do skroni... – Urwał. – Bardzo cię przepraszam.
– W porządku – powiedziałem. – Czy po takiej dawce środków oszałamiających była w stanie operować bronią?
– Nie za bardzo – odparł. – I tu następuje najbardziej interesująca część: koroner powiedział mi, że szybko uwinęli się z tą sprawą, na polecenie szefa. Średnia o tej porze roku to sześć do ośmiu tygodni... Otrzymali także rozkaz, by o tym nie rozmawiać.
– Po co ta cala konspiracja?
– Dla patologa nie ulegało kwestii, że sprawa dotyczy kręgu bogaczy, więc trzeba wszystko zatuszować, przykryć całunem milczenia.
– Wydział przekazał prasie informacje.
– Przesiane przez sito – rzekł Del. – Strategia. Jeżeli nic nie powiesz i ktoś się dowie, że wszystko zataiłeś, zaraz podnosi się szum, plotki, spekulacje... Bezpieczniej jest podać do wiadomości to, co uznasz za stosowne, wtedy nikt nic nie podejrzewa. Co nie znaczy, że wiele na ten konkretny temat można powiedzieć – samobójstwo, i tyle. A w kwestii połączenia narkotyki-broń, patolog ma dwa warianty: A – wypiła koktajl narkotykowo-alkoholowy, po czym zmieniła zdanie, i może chciała, żeby stało się to szybciej albo bardziej dramatycznie i sięgnęła po broń. Według mnie to całkiem logiczne. Wy, psycholodzy, określacie to jako ostatnie przesłanie. A każdy przecież może wybrać środek ekspresji, jaki chce...
– Zgadza się. A wariant B?
– Wypiła ten koktajl, by wyhamować instynkt samoobrony, dodać sobie kurażu przed strzałem. I kiedy już była dostatecznie oszołomiona, nacisnęła spust. Jakkolwiek by na to spojrzeć, efekt ten sam.
– Zostawiła jakąś kartkę?
– Nie. Większość ludzi nic nie zostawia. Mam rację?
– Masz.
– Ten Kanadyjczyk Mejakmutam powiada, że już metoda jest informacją.
– Któremu detektywowi powierzono tę sprawę? – zapytałem.
– Nazywa się Pinckley. Nie dalej jak wczoraj wyjechał na urlop na Hawaje.
– Bardzo wygodne.
– Nie przykładałbym do tego wagi – powiedział Del. – Urlopy są wcześniej zaplanowane. Pinckley uprawia surfing. Jeździ tam każdego roku, by trafić na największe zawody we Wiamei. Dzwoniłem do Hollywood, żeby się upewnić – lista urlopów była gotowa przed kilkoma miesiącami.
– Kto przejmie po nim sprawę?
– Nikt, doktorze. Sprawa jest zamknięta.
– Więc co Trapp robił w jej domu?
– Pamiętasz, co ci powiedziałem? Że udało mi się „trochę” dowiedzieć? Nie chodziłem do biura pana Trappa i nie poddałem go przesłuchaniu trzeciego stopnia.
– Okay. Przepraszam.
– Nie musisz przepraszać. Tylko nie przesadzaj.
– Masz coś jeszcze w zanadrzu?
Chwila ciszy.
– Jak dobrze ją znałeś? – zapytał w końcu.
– Ostatnio widziałem ją przed sześciu laty.
– Na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie była zakonnicą?
– Dość dobrze.
– Okay. Gdybyś był jej bliskim krewnym albo mężem, nie powiedziałbym ci tego. To absolutnie poufne. Według moich źródeł z Hollywood na posterunku plotkują, że w jej domu jeden z sierżantów znalazł schowane pod materacem taśmy z pornosami – nic wymyślnego, zwykły kit. Tyle że z nią w roli głównej. Pewno i była doktorem, ale miała też inne talenty.
Wstrzymałem oddech.
– Halo?
– Czy te taśmy znajdują się jeszcze w materiale dowodowym? – zapytałem.
– Nie wszystko włącza się do materiału dowodowego.
– Rozumiem.
– Powinna się tym zająć kobieta. No, bo jak takie gówno znajdzie się w szufladzie z bielizną jakiegoś gliniarza, który od czasu do czasu coś sobie przegra albo udostępni prasie... Wiesz, jak oni mogą narozrabiać. To nie są scenki z filmu Disneya.
– Co jest na tych taśmach?
– Wszystko, co można sobie wyobrazić.
– Nie możesz być bardziej konkretny?
– Naprawdę chcesz wiedzieć?
– Wal.
Westchnął.
– No dobra. Podobno są tam scenki z lekarką i pacjentem w rolach głównych. Wiesz, najpierw wywiad, badanie, potem seks. Ona jako pacjentka, facet jako lekarz. – Urwał na moment. – Tyle mi wiadomo. Ja tego nie widziałem.
– Czy znaleziono tam coś jeszcze, na przykład karty pacjentów?
– Nie pytałem.
– A co sądzisz o pośpiechu, z jakim wystawiono na sprzedaż ten dom?