Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Skoro tak było, to jak, pana zdaniem, mógł powstać tak potężny ruch kontestacyjny? Kontestacja rodzi się zawsze, a przynajmniej na dużą skalę, jak twierdzi Alexis de Tocqueville, zawsze tam, gdzie władza autorytarna zaczyna proces samoreformowania i uwłaszczania społeczeństwa. Coś takiego, na nie spotykaną w sąsiednich krajach skalę, miało miejsce właśnie w Polsce. Był to rezultat skomplikowanego procesu społecznego, w którym ogromną rolę odegrał liberalizm władzy, jak i demokratyczne przemiany wewnątrz jej struktur.
- Dziś to określa się czasem murszeniem władzy.
- Krzywym zwierciadłem dla oceny lat siedemdziesiątych jest współczesna optyka. Z każdej, nawet najbardziej złożonej, sytuacji są co najmniej dwa wyjścia. Jednym z nich są przemiany wschodnioeuropejskie roku 1989, a drugim - wydarzenia na placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie.
- W roku 1980, a także w 1981, „Solidarność” zarzucała Panu w trakcie rozliczania się z Pańską ekipą, że polityka gierkowska nie nadążała za świadomością społeczną. Społeczeństwo raził paternalizm władzy. Raziło to, że władza wiedziała najlepiej, że władza dawała i odbierała, a także to, że władza nie dopuszczała na powierzchnię pluralizmu, do którego Polacy tęsknili jak do powietrza.
- W Polsce, w odróżnieniu od krajów sąsiednich, egzystował naprawdę pełnoprawnie pluralizm światopoglądowy. Ten pluralizm dzięki potężnemu kościołowi funkcjonował w formie w pełni zinstytucjonalizowanej. Istniała, nie masowa, ale z pewnością wpływowa, prasa katolicka, prasa prawdziwie opozycyjna. Istniały elitarne, ale przecież niezależne od partii, świeckie organizacje katolickie. To wszystko były ośrodki niezależnej myśli społecznej, acz uczesane, to jednak przeciwne panującej doktrynie i systemowi. Błędem moim w tamtych czasach było niedopuszczenie tych nurtów do współodpowiedzialności za państwo. W końcówce lat siedemdziesiątych myślałem nad rozszerzeniem formuły władzy właśnie o nurt katolicki. Jestem przekonany, że pozwoliłoby to nam na stworzenie pluralistycznego światopoglądowo, a zarazem socjalistycznego państwa. Niestety, do tych ruchów, do takich przekształceń, nie była przygotowana partia. Za ową niezdolność można oczywiście również mnie obwiniać, ale niech pan mi wierzy, że w partii typu poststalinowskiego wszelkie pomysły zmierzające do rozszerzenia formuły władzy uważane były za rewizjonizm. Moja formuła jedności polityczno-społecznej narodu, bez pełnoprawnego dopuszczania do głosu nurtów katolickich, okazała się w końcu nieskuteczna. Myślałem m.in. o przekształceniu Sejmu poprzez dopuszczenie do niego znaczącej reprezentacji katolickiej, ale zablokowały je nastroje i atmosfera w partii. Z pewnością pamięta pan wystąpienie Grabskiego, sekretarza wojewódzkiego partii w Koninie, na plenum KC partii w grudniu 1978 roku. Było to wystąpienie, za którym stała, oczywiście nieformalnie, wpływowa grupa kilku sekretarzy wojewódzkich partii. Referat wygłaszał Grabski, a z tego co wiem, w jego przygotowaniu uczestniczyli dwaj inni sekretarze z Wielkopolski. Wystąpienie Grabskiego było w gruncie rzeczy totalną krytyką mojej linii politycznej i gospodarczej. Chociaż formalnie było ono wymierzone w Piotra Jaroszewicza, w rzeczywistości godziło w pierwszego sekretarza. Istotne myśli w nim zawarte sprowadzały się do tezy: dosyć zbliżenia z Zachodem, dosyć liberalnej linii wobec kościoła katolickiego, trzeba powrócić do myśli o socjalistycznym rolnictwie. Antidotum na te schorzenia miało być prowadzenie przez partię prawdziwej polityki klasowej i zacieśnienie więzów przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Wystąpienie, mimo że nie publikowane w całości, zostało bardzo mocno nagłośnione, również i przez Wolną Europę, a tak zwane środowisko kawiarniane aż szalało ze szczęścia w myśl zasady: „Pali się, pali się, coś nareszcie dzieje się”. Wystąpienie Grabskiego nie stało się co prawda sygnałem do generalnej rozgrywki z Gierkiem, było jednak przygrywką do wydarzeń, które miały nadejść.
- Dlaczego Pan nie rozliczył się dokumentnie z Grabskim, lecz na VIII Zjeździe z Pańskiej inicjatywy został on wybrany do Centralnej Komisji Rewizyjnej? Czy nie był to objaw słabości?
- Skoro byłem liberałem dla autentycznych wrogów socjalizmu, to nie mogłem być pamiętliwy wobec moich przeciwników wewnątrz partii.
- Nie była to jednak jedna miarka liberalizmu.
- Czy nie za wiele żąda pan ode mnie?
- A jednak powrócę do tezy, że mimo tego, co Pan mówi, w latach siedemdziesiątych glajszachtowano wiele, w miarę niezależnych, struktur organizacyjnych. Przede wszystkim myślę o ujednoliceniu ruchu młodzieżowego i quasi-zetempowskim śnie o potędze.
- Na zetempowski sen o potędze już mnie pan nie nabierze. Nie miałem nic wspólnego z tą organizacją i nie miałem żadnych resentymentów zetempowskich. Zjednoczenia tego ruchu w Federację Socjalistycznych Związków Młodzieży dokonali sami działacze młodzieżowi: Kurowski, Ciosek i inni. Nie stanąłem im na przeszkodzie w myśl zasady, że pierwszy sekretarz partii nie będzie się we wszystko wtrącał. Jedno, co udaremniłem, to wchłonięcie przez tę nową strukturę również harcerstwa.
- Dlaczego pluralizm polityczny nigdy nie został zrealizowany, chociażby poprzez uwłaszczenie tak zwanych bratnich stronnictw. Czy Pan ograniczał te stronnictwa i ubezwłasnowalniał je?