Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Ale... kiedy pozbędzie się Bena, kto zostanie jego uczniem? Zanim w końcu zasnął, przyszło mu do głowy, że może dobrą kandydatką byłaby admirał Cha Niathal. Właśnie udowodniła, że doskonale rozumie zasadę rządzenia we dwoje.
Może to i lepiej, że nie umiała władać Mocą?
ROZDZIAŁ 15
Tu musi chodzić o coś więcej niż tylko o wojnę z chaosem i bezprawiem. Trzeba wypowiedzieć wojnę przyczynom chaosu i bezprawia... zachłanności, korupcji i ambicjom.
Jacen Solo, jeden z dwojga przywódców Galaktycznego Sojuszu, w przemówieniu wygłoszonym podczas lunchu do najważniejszych przedstawicieli coruscańskiego przemysłu
Mandalora, farma Beviina-Vasura
Mirta przyłożyła palec do ust i wszyscy czworo obstąpili drzwi, jakby zamierzali się wedrzeć
do fortecy Fetta.
Mirta odwróciła się do Orade'a.
- Sprawdzę - zaproponowała. Beviin mrugnął do niej, a Medrit spojrzał jeszcze raz na
wyświetlacz chronometru, jakby czas mu się kończył. - Jeżeli chcesz, możesz ukryć się za moimi plecami.
Orade przesunął nerwowo językiem po wargach.
- Cyar 'ika, kiedy Fett mówi, że połamie mi nogi, to tylko szuka pretekstu - powiedział.
- Jest umierający, Ghes, ale jeżeli komuś o tym piśniesz, sama połamię ci nogi - ostrzegła młoda kobieta.
Ghes Orade mógłby stawić czoło całej flocie okrętów Chissów, uzbrojony tylko we włócznię, a gdyby ktoś mu powiedział, że nie ma szans na przeżycie, tylko by się roześmiał. Tymczasem przerażało go to, co się działo z Fettem. Mirta zastanowiła się, czy wszystkie jej przyszłe znajomości nie są z góry skazane na klęskę tylko dlatego, że jest wnuczką Boby Fetta. Kiedy otworzyła drzwi stodoły - mieściła się w niej suszarnia - spojrzały na nią dwie pary oburzonych oczu.
- Co z nim wyprawiacie? - wybuchnęła. - Ma nawrót choroby czy coś gorszego?
Jej dziadek oddychał z wysiłkiem, jakby bardzo cierpiał. Zacisnął pięści i przycisnął je do piersi. Miał twarz bladą jak ściana, a jego skóra wyglądała jak nawoskowana. Stała nad nim kobieta, której Mirta nigdy nie widziała. Nieznajoma unosiła pod światło dużą strzykawkę z grubą igłą i sprawdzała zawartość zbiorniczka. W szopie był także mężczyzna w
różnobarwnym pancerzu. Stał zwrócony plecami do drzwi. Nie odwrócił się i nie spojrzał na Mirtę.
- Jaing... dotrzymał obietnicy - powiedział z trudem Fett. - A może śmieje się w tej chwili, bo kazał mnie otruć. Zaraz się przekonamy.
- Istnieje mniej bolesny sposób wprowadzenia tego środka do organizmu, tyle że trwa to
dłużej — odezwała się kobieta, pstrykając palcem w strzykawkę, żeby uwolnić uwięzione w
niej bąbelki powietrza. - A w pańskim stanie, Mand'alor, nie ma czasu na zabawy. To powinno jak najszybciej trafić do pańskiego szpiku. Jeszcze dwa zastrzyki.
- No to do roboty. - Fett rozpiął koszulę. Mirta ze zdumieniem zauważyła, jak bardzo jej dziadek jest wychudzony. W kompletnym pancerzu wyglądał na zdrowego i silnego
mężczyznę. Nic dziwnego, że nie chciał się pokazywać bez pancerza. - Czy to najlepsze, co Mandalora może mi zaoferować? Panią weterynarz, która spędza czas w pracy, umazana po
łokcie w...
- Może mi pan wierzyć, że wolę leczyć nerfy - przerwała kobieta. - Proszę się nie ruszać, bo nie trafię i przebiję pana płuco... albo coś gorszego.
- Ile czasu to potrwa? - zapytał łowca nagród.
- Mand'alor, czy pan wie, gdzie jeszcze oprócz mostka można wstrzyknąć to lekarstwo?
- Proszę mnie poinformować.
- W kości miednicy.
Jak można było się spodziewać, Fett niczego po sobie nie pokazał. Spojrzał w bok i nie
powiedział ani słowa. Wszyscy inni mogliby pomyśleć, że jest zirytowany niepożądaną
przerwą w zajęciach, ale Mirta poznała go do tej pory na tyle dobrze, aby wiedzieć, że jej dziadek cierpi straszliwy ból. Zdecydowała się na ryzyko, podeszła do niego i ścisnęła lekko za rękę. Fett odwzajemnił uścisk, tak mocno, że o mało nie połamał jej kości. Pani weterynarz wymierzyła igłę - tak grubą że Mirta zobaczyła otwór na jej końcu - i wbiła ją z całej siły w kość mostka, jakby przygotowywała nunę do opiekania.
Dało się słyszeć przyprawiające o mdłości chrupnięcie. Orade głośno przełknął ślinę.
- Jeżeli zamierzasz zasłabnąć albo zwymiotować, synu, lepiej zrób to na zewnątrz - poradziła mu z irytacją pani weterynarz.
- A jeżeli nic ci nie jest, poszukaj środków uśmierzających ból.
- Przeniosła spojrzenie na pacjenta. - Gdzie pan je trzyma? - zapytała.
- Niech pani da sobie z nimi spokój - burknął łowca nagród.
- Muszę tylko wiedzieć, czy nie robi mi pani krzywdy.
- Wszystko w porządku, Ba 'buir - szepnęła Mirta. - Wyzdrowiejesz.
- Jeżeli nie zabił mnie Sarlacc, jej na pewno się to nie uda. Pani weterynarz, złowieszczo się uśmiechając, umieściła igłę
w szklanej fiolce i zaczęła napełniać strzykawkę na nowo.