Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Pośredniczy ona pomiędzy głową koczującego ludu a ludem, pomiędzy kaganem (chanem) turańskim a jego ludami-pułkami, pomiędzy księciem czy królem...rzy siê znowu, ¿eby tym razem poch³on¹æ jego… ale nagle dziewczê- ca, delikatna d³oñ, prawdziwa d³oñ nale¿¹ca do prawdziwej...\par i z kt\'f3rego wyros\'b3y jej najcenniejsze utwory, jest grono dziewcz\'b9t,\par pod jej kierownictwem s\'b3u\'bf\'b9cych Muzom, panien z dobrych...– Nic nie jest nigdy stuprocentowe – pokręcił głową...- Jesteś uzdrowicielką? Jondalar przyprowadził do domu uzdrowicielkę? - Donier omal się nie roześmiała, ale powstrzymała się i tylko pokręciła głową,...Owo tak samo mało iest w tem słuszności, iak gdyby ktoś pokalał biedną dzieweczkę w ramionach iey matki y odarł ią ze czci y z dziewczyństwa, a potem,...Nikt z jego nowych znajomych nie wiedział nic o zabiera­nych z ulicy i dobrze opłacanych dziewczynach, którym na Croom's Hill kazał stać nago w ogrodzie, aż...- Na mojej dyskrecji jednak ci zależy? I na tym, bym ostrożnie wybierała sobie przyjaciół? Skinął na potwierdzenie głową z wyrazem napięcia w twarzy...Nagle rozległy się głośne i podniecone okrzyki: - Oto on! Neron siedział wyprostowany w fotelu z kości słoniowej, a więc jego głowa już nie wspierała...Tansy odwraca kartkę (na froncie albumu wytłoczono: ZŁOTE WSPOMNIENIA) i oto widzi siebie i Irmę na pikniku Mississippi Electrix, kiedy dziewczynka miała cztery...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Oddaj mi pod komendę dwudziestu weteranów, a utrzymam pozycję choćby przeciwko piekłu!
Samcadaris skinął głową. Vixa wybrała oddziałek i na jego czele pobiegła ku miejscu wskazanemu przez marszałka. Dotarłszy na miejsce, zatrzymała żołnierzy. Z kamiennego parapetu strugami przelewała się woda, przeciekająca przez luki w blankach. Vixa szybko zrzuciła z ramion przesiąknięty wodą płaszcz. Ryk dargonestyjskich muszli nagle ucichł.
Pomimo gęstej ulewy, od głównej masy ławicy mgły oddzieliły się grube smugi i popełzły ku murom. Vixa odnotowała w myślach ich niepokojące podobieństwo do macek krakena, który zniszczył i spustoszył Thonbec.
Na oczach zdumionych obrońców owe mgliste pasma przywarły do kamieni tuż pod parapetami. Jednocześnie gęstniały i rozprzestrzeniały się na boki. Krople deszczu odskakiwały teraz od ich powierzchni albo spływały po niej krętymi strumykami. Jeden z obrońców, wiedziony ciekawością, oderwał się od szyku i zbliżył do dziwacznej formacji. W sekundę potem runął w dół, przeszyty licznymi strzałami.
Vixa wrzasnęła ostrzegawczo, z chmury sypnęły się zaś następne strzały. I nagłe wypadli z niej podmorcy wywijający zdobytymi na obrońcach łukami. Natychmiast też rozbiegli się po murach.
- Zewrzeć tarcze! - zawołała księżniczka. Jej pospiesznie, i w gruncie rzeczy przypadkowo wybrany oddziałek, osłonił się sprawnie przed deszczem spadających na nich strzał. - Miecze w dłoń! I na nich!
Natarłszy potężnie na znacznie gorzej uzbrojonych podmorców, szybko zaczęli spychać ich z blanków. Tymczasem na całej długości tego odcinka murów z ławic magicznie skondensowanej mgły wysypywali się napastnicy.
- Musimy im jakoś przeszkodzić! - powiedziała pospiesznie Vixa. - Do mnie, wszyscy! Ci, co mogą jeszcze wywijać mieczem lub wymierzać pchnięcia oszczepem, za mną!
Przełknąwszy ślinę, przeskoczyła krenelaż i dała susa w magiczną mgłę. Przez chwilę zastanawiała się, czy białe pasma podtrzymają tylko wybrańców Coryphena, czy wszystkich bez wyjątku. I nagle wylądowała na czymś, co twardością nie ustępowało marmurowi. Obejrzała się za siebie. Jej dwudziestka, jak jeden elf, poszła za mą. Inni gapili się bez słów, pootwierawszy gęby.
- Na co czekacie, u licha? Nieprzyjaciel wspina się na mury! Dalej, do nas! - i skoczyła w rozciągającą się niżej ścianę mgły. Poruszanie się po omacku było trochę dezorientujące, Vixa jednak szybko odkryła, że łatwiej jest po prostu nie myśleć o tym, gdzie postawić stopę. Skupiła się więc na łowieniu uchem odgłosów wydawanych przez nieprzyjaciół i dźwięku kroków skórzni - szczęście to, że Silvanestyjczycy nosili obuwie! - jej wojowników.
Wkrótce dostrzegła przed sobą błotnisty brzeg rzeki. Z wyraźną ulgą powitała chlupot jej sandałów o wodę.
Za nią pojawili się jej wojownicy. - Co teraz, pani? - spytał jeden z nich.
Odwróciła się i spojrzała za siebie. Mury zakrywała ściana bieli i nie dało się dostrzec niczego, co leżało dalej niż kilka stóp. Magicznej mgły nie mogły spenetrować nawet sławne z bystrości oczy elfów. Vixa jednak szybko odkryła, że choć mgła tłumi widok, nie pogarsza wcale słyszalności. Do jej uszu dobiegały odgłosy toczącej się za nimi i na murach bitwy. Przed sobą zaś słyszała tupot bosych stóp biegnących ku murom podmorców. Warstwa mgły chroniła ich przed ulewą. Na kirys księżniczki spadło tylko kilka kropel dżdżu. Po namyśle wskazała mieczem w prawo.
- Tędy! - poleciła pewnym głosem. - Wydaje się, że nadbiegają z tamtej strony.
Szybko uformowano kolumnę dwójkową. Za Vixą i jej weteranami podążyło około trzydziestu innych - księżniczka w sumie miała więc do dyspozycji pięć dziesiątek żołnierzy. Mimo iż otaczało ich parę tysięcy podmorców, Vixa me czuła obaw. Mgła była - można by rzec - orężem obosiecznym. Skrywała ich przed podmorcami równie skutecznie, jak osłaniała wojowników Coryphena przed obrońcami grodu.