Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Oddaj mi pod komendę dwudziestu weteranów, a utrzymam pozycję choćby przeciwko piekłu!
Samcadaris skinął głową. Vixa wybrała oddziałek i na jego czele pobiegła ku miejscu wskazanemu przez marszałka. Dotarłszy na miejsce, zatrzymała żołnierzy. Z kamiennego parapetu strugami przelewała się woda, przeciekająca przez luki w blankach. Vixa szybko zrzuciła z ramion przesiąknięty wodą płaszcz. Ryk dargonestyjskich muszli nagle ucichł.
Pomimo gęstej ulewy, od głównej masy ławicy mgły oddzieliły się grube smugi i popełzły ku murom. Vixa odnotowała w myślach ich niepokojące podobieństwo do macek krakena, który zniszczył i spustoszył Thonbec.
Na oczach zdumionych obrońców owe mgliste pasma przywarły do kamieni tuż pod parapetami. Jednocześnie gęstniały i rozprzestrzeniały się na boki. Krople deszczu odskakiwały teraz od ich powierzchni albo spływały po niej krętymi strumykami. Jeden z obrońców, wiedziony ciekawością, oderwał się od szyku i zbliżył do dziwacznej formacji. W sekundę potem runął w dół, przeszyty licznymi strzałami.
Vixa wrzasnęła ostrzegawczo, z chmury sypnęły się zaś następne strzały. I nagłe wypadli z niej podmorcy wywijający zdobytymi na obrońcach łukami. Natychmiast też rozbiegli się po murach.
- Zewrzeć tarcze! - zawołała księżniczka. Jej pospiesznie, i w gruncie rzeczy przypadkowo wybrany oddziałek, osłonił się sprawnie przed deszczem spadających na nich strzał. - Miecze w dłoń! I na nich!
Natarłszy potężnie na znacznie gorzej uzbrojonych podmorców, szybko zaczęli spychać ich z blanków. Tymczasem na całej długości tego odcinka murów z ławic magicznie skondensowanej mgły wysypywali się napastnicy.
- Musimy im jakoś przeszkodzić! - powiedziała pospiesznie Vixa. - Do mnie, wszyscy! Ci, co mogą jeszcze wywijać mieczem lub wymierzać pchnięcia oszczepem, za mną!
Przełknąwszy ślinę, przeskoczyła krenelaż i dała susa w magiczną mgłę. Przez chwilę zastanawiała się, czy białe pasma podtrzymają tylko wybrańców Coryphena, czy wszystkich bez wyjątku. I nagle wylądowała na czymś, co twardością nie ustępowało marmurowi. Obejrzała się za siebie. Jej dwudziestka, jak jeden elf, poszła za mą. Inni gapili się bez słów, pootwierawszy gęby.
- Na co czekacie, u licha? Nieprzyjaciel wspina się na mury! Dalej, do nas! - i skoczyła w rozciągającą się niżej ścianę mgły. Poruszanie się po omacku było trochę dezorientujące, Vixa jednak szybko odkryła, że łatwiej jest po prostu nie myśleć o tym, gdzie postawić stopę. Skupiła się więc na łowieniu uchem odgłosów wydawanych przez nieprzyjaciół i dźwięku kroków skórzni - szczęście to, że Silvanestyjczycy nosili obuwie! - jej wojowników.
Wkrótce dostrzegła przed sobą błotnisty brzeg rzeki. Z wyraźną ulgą powitała chlupot jej sandałów o wodę.
Za nią pojawili się jej wojownicy. - Co teraz, pani? - spytał jeden z nich.
Odwróciła się i spojrzała za siebie. Mury zakrywała ściana bieli i nie dało się dostrzec niczego, co leżało dalej niż kilka stóp. Magicznej mgły nie mogły spenetrować nawet sławne z bystrości oczy elfów. Vixa jednak szybko odkryła, że choć mgła tłumi widok, nie pogarsza wcale słyszalności. Do jej uszu dobiegały odgłosy toczącej się za nimi i na murach bitwy. Przed sobą zaś słyszała tupot bosych stóp biegnących ku murom podmorców. Warstwa mgły chroniła ich przed ulewą. Na kirys księżniczki spadło tylko kilka kropel dżdżu. Po namyśle wskazała mieczem w prawo.
- Tędy! - poleciła pewnym głosem. - Wydaje się, że nadbiegają z tamtej strony.
Szybko uformowano kolumnę dwójkową. Za Vixą i jej weteranami podążyło około trzydziestu innych - księżniczka w sumie miała więc do dyspozycji pięć dziesiątek żołnierzy. Mimo iż otaczało ich parę tysięcy podmorców, Vixa me czuła obaw. Mgła była - można by rzec - orężem obosiecznym. Skrywała ich przed podmorcami równie skutecznie, jak osłaniała wojowników Coryphena przed obrońcami grodu.