Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Powszechnie głosi się, że „cukier krzepi”, lecz na wsi ludzie go nie znają, np. w
naszej wiosce na 600 mieszkańców sklep sprzedaje 3 kg cukru tygodniowo [...] Na przednówku, kiedy już tward-
nieje żyto, są u nas modne tzw. życiaki. Jest to rodzaj kaszy sporządzonej z poprzetrącanych w żarnach ziarn żyta,
którą się praży w garnku i później biedota ją zajada z maślanką. Służy ona przeważnie do pracy żniwowej, gdyż
wtedy szczególnie sił potrzeba, a naród osłabiony niezmiernie, tak że kosiarze podczas minionych żniw mdleli przy
pracy we dworze. Bywało, że taki idąc rano do pracy najadł się śmierdzących zieleniną młodych ziemniaków i po-
szedł kosić. Z początku miarowo i dosyć szeroko wodził kosą po ziemi i ścinał pochylone kłosy zboża. Lecz w mia-
rę wznoszenia się słońca nad powierzchnią ziemi słabł, topniał w pocie, pokosy ciął coraz węższe, aż wreszcie ustał
pod nadmiarem wysiłku, kosę oparł o ziemię, nogi nie mogące udźwignąć ciężaru cielska zgięły mu się w kolanach
[...], po czym zatoczył się i upadł zemdlony...937
Podobnymi relacjami utkane są niezmiennie pamiętniki chłopskie od tych pierwszych, z lat
1880-1900, aż po zebrane w wyniku konkursu lat 1933-1934, rozpisanego przez Instytut Gospo-
darstwa Społecznego z Ludwikiem Krzywickim na czele. Przytaczane w nich fakty z trudem
jednak torują sobie drogę do naszej świadomości. Wolimy więc odwoływać się do rozwarstwie-
nia społecznego wsi, co pamiętnikarz chłopski kwituje dobitnymi słowami:
Wieś nasza dzieli się na trzy kasty. Bezrolnych, małorolnych i więcej rolnych. Bezrolny i małorolny patrzą
krzywym okiem na bogatszego swego sąsiada i na odwrót. Bogatszy gospodarz na przednówku, pożycza biedniej-
szemu ćwierć mąki za trzy ćwierci oddane po żniwach. I tak wzajemnie jeden drugiego gryzie nie wiedząc, że obaj
są głodni i obdarci.938
Wolimy odwoływać się do „mlekiem i miodem płynących ziem zaboru pruskiego czy wresz-
cie do zakrawających na tragifarsę stwierdzeń, iż „walorów w pożywieniu ludowym można
znaleźć wiele”, bowiem „wiadomo jest, że nadmierne, luksusowe pożywienie nieraz było bar-
dziej szkodliwe dla zdrowia niż ubogie”.939 Byle tylko – czy ma to uspokajać nasze historyczne
sumienie? – uznać głód na wsi polskiej XIX i początków XX w. za rzecz marginalną, uboczną,
nietypową...
Ciekawe – termin „nędza galicyjska” przyjął się w potocznym języku naszego pokolenia. Je-
go realne znaczenie nikogo jednak nazbyt nie zaprząta. Tymczasem Stanisław Szczepanowski
już w 1888 r. nadał mu zupełnie ścisły, liczbowy wymiar. Otóż podług jego obliczeń940 prze-
ciętny mieszkaniec Galicji spożywał dziennie ok. 82 g białka, 38 g tłuszczów i 330 g węglowo-
danów, co równa się wartości kalorycznej rzędu 1990 kilokalorii, czyli według współczesnych
Zalecanych dziennych norm żywienia dla różnych grup ludności, opracowanych przez Instytut
Żywności i Żywienia, odpowiada dawce wskazanej dla 6-7-letniego dziecka. Albo przeliczając
inaczej: przeciętna rodzina galicyjska, składająca się z ciężko pracujących rodziców oraz dwojga
dzieci w wieku 8 i 10 lat, pozyskiwała – około 1880 r. – 7960 kcal dziennie, a więc zaledwie
65,6% ilości zalecanej przez IŻiŻ i 84,2% ilości uznawanej przez ONZ za próg niedożywienia.
Dodajmy przy tym, iż Stanisław Szczepanowski nie wyłączył bynajmniej ze swoich obliczeń le-
piej odżywionej ludności miejskiej i szlacheckiej, jak i to również, że niewłaściwy jest stosunek
składników pokarmowych w owych głodowych 7960 kcal galicyjskiej rodziny. Jeżeli więc gali-
937 Pamiętniki chłopów, t. I, s. 91-93.
938 Ibidem, s. 93.
939 Z. Szromba-Rysowa Walory pożywienia ludowego, [w:] Funkcje społeczne etnologii, s. 82.
940 Szczepanowski op. cit. , s. 26-27 (przeliczenie wg. WEP PWN, t. XII, s. 883).
148
cyjskie spożycie białka odpowiadało mniej więcej zalecanym normom, to węglowodanów wy-
nosiło już tylko 75,4% wskazanej dawki, a tłuszczów zaledwie 37,5%! Podobne proporcje
składników, acz na nieznacznie wyższym poziomie ilościowym, odnotowano także w pożywie-
niu chłopów polskich zaboru rosyjskiego.941 („Wiadomo, że tradycyjne pożywienie ludowe nie
było bogate w tłuszcze...” ale „nadmierne spożycie tłuszczów jest niewskazane, gdyż łatwo za-
spokajają głód, co może prowadzić do względnych niedoborów innych składników pokarmo-
wych oraz przyczyniać się do powstawania otyłości...”942 – kpi albo o drogę pyta współczesny
polski etnograf). Białka należą do składników budulcowych pożywienia; węglowodany i tłusz-
cze to składniki energetyczne. Czyż można się więc dziwić, że drastyczny niedobór rezerw
energetycznych uzupełniał chłop polski alkoholem?
b) Pijaństwo
W XVIII w., we wsi Rudy wypito – jak obliczył Józef Burszta – rocznie 137 beczek piwa i
155 garncy gorzałki 50-procentowej. Wieś liczyła podówczas 31 rodzin, czyli około 155 miesz-
kańców. Na statystycznego wieśniaka wypadło więc mniej więcej 2 l spirytusu.943
Według Małego rocznika statystycznego z 1939 roczne spożycie spirytusu na jednego oby-
watela Polski wynosiło, w latach 1929-1938 od 0,7 do 1,6 l.
Natomiast w latach czterdziestych XIX w. przeciętny mieszkaniec ziem polskich konsumo-
wał w przeciągu roku 9,6 l spirytusu!944
Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że pomimo zniesienia przymusu propinacyjnego (w Galicji pa-
tentem cesarskim z 21 XII 1802, w Królestwie na podstawie art. 686 kodeksu cywilnego Księ-
stwa Warszawskiego) wieś miała w spożyciu trunków wysokoprocentowych zdecydowanie
największy udział, już to proste zestawienie ukaże nam rozmiary plagi pijaństwa wśród chłopów
polskich XIX w. Obszerne dane statystyczne na ten temat znajdzie czytelnik w ogólnie dostęp-
nych, znakomitych monografiach Józefa Burszty945 i Haliny Rożenowej.946
Pisze Jan Słomka: „Wódki pili wtedy [ok. 1900 – przyp. LS] trzy razy więcej niż obecnie:
była tania, bo kwarta [0,96 l – przyp. LS] okowity kosztowała tylko 24 grajcary [dla porówna-
nia: kapelusz słomkowy pastusiej roboty 33 grajcary947 – przyp. LS] i można było dolać do niej
więcej niż drugie tyle wody, a była jeszcze mocniejsza niż dzisiejsza okowita...”948 To prawda,
wódka za 24 grajcary 0,96 l była tania. Jan Słomka nie sięga jednak pamięcią czasów około pół
wieku wcześniejszych, kiedy to
pijaństwo w Królestwie osiągnęło największe nasilenie, doszła też do punktu kulminacyjnego nadprodukcja
wódki i do najwyższego nasilenia konkurencja między właścicielami propinacji. Wożono teraz wódkę po prostu na