Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Bo kiedy ju¿ zakoñczy³em oglê-
dziny domu i ogródka, Elka powiedzia³a:
Poczekaj, na tak¹ okazjê muszê w³o¿yæ co specjalnego
i w chwilê póniej zobaczy³em j¹ w czerwonej sukience, naturalnie nie kretonowej jak tamta, dobrze skrojonej i z drogie-go materia³u, nie mog³em jednak oprzeæ siê wra¿eniu, ¿e chodzi o sukienkê, w której widzia³em j¹ wtedy nad Strzy¿¹, gdzie potok przep³ywa w¹skim tunelem pod nasypem nieistniej¹cej od czasów wojny linii kolejowej. Tak, wsiadaj¹c do samochodu, Elka wiedzia³a, co czujê, a kiedy mijalimy ju¿ za miastem sk³ady fabryczne Deimler-Benz Werke, zapyta³a, czy nie mam ochoty pojechaæ nad Ren, bo ona chcia³aby po-95
patrzeæ, jak p³ynie woda. Stalimy potem na jednym z beto-nowych wystêpów tamy i Elka rzuca³a w dó³ patyki, a ja my-
la³em przez ca³y czas, czy amnezja, o której mówili lekarze, by³a od pocz¹tku do koñca pomys³em Weisera, czy Elka wpad³a na to sama. Na obiad zawioz³a mnie do restauracji, z której okien widzielimy mury Friedrichsburgu, i do deseru zd¹¿y³a mi opowiedzieæ historiê miasta, wyczytan¹ kiedy z przewodnika, czego nie ukrywa³a. Przy lodach rozmowa zesz³a nie wiedzieæ czemu na zwierzêta.
Nie mogê znieæ jednego mówi³a, oblizuj¹c ³y¿eczkê.
W tutejszych ogrodach zoologicznych panuje okropny zwyczaj, to siê nazywa karmienie lwów. W ka¿dym miecie, gdzie tylko jest zoo, ludzie pêdz¹ na okrelon¹ godzinê i patrz¹, jak dozorcy rzucaj¹ zwierzêtom ociekaj¹ce krwi¹ kawa³y miêsa, a najwiêksza uciecha jest wtedy, gdy lwy wyrywaj¹ sobie te och³apy.
I zaraz doda³a: U was tego siê nie praktykuje, prawda?
U nas siê tego nie praktykuje powiedzia³em. A pamiê-
tasz nasz¹ wyprawê do zoo w Oliwie?
Elka skinê³a g³ow¹.
Tak, oczywicie, ogród jest po³o¿ony w lesie i wracalimy wtedy jako przez las.
A pamiêtasz klatkê z panter¹ nie dawa³em za wygran¹.
Tak odpowiedzia³a prêdko pantera by³a rozdra¿niona, to sobie przypominam, dozorca podszed³ wtedy do nas i powiedzia³, ¿eby odejæ od klatki.
Nie, to nie by³o tak, nie by³o przecie¿ ¿adnego dozorcy
od³o¿y³em swoj¹ ³y¿eczkê. To nie by³o tak, przecie¿ Weiser, ten Weiser, z którym by³o tyle ha³asu...
Przerwa³a mi:
Ci¹gle o niego pytasz, och, jakie to mêcz¹ce. W koñcu nie bêdziemy siê spieraæ o szczegó³y, prawda?
96
EMIL KRESAK Daleki widok, Wrzeszcz 1953
Ale to nie jest szczegó³! zaprotestowa³em. Bo ty siê znalaz³a, nie wiem jak, ale siê znalaz³a, a on?
Elka umiechnê³a siê melancholijnie.
Ja spad³am z nasypu i mia³am rozbit¹ g³owê. Skoro tak wszystko pamiêtasz, to wiesz, ¿e dwa miesi¹ce le¿a³am w szpitalu, czy nie tak?
Tak, tak, wiem, ale ty nie spad³a przecie¿ z nasypu mó-
wi³em rozgor¹czkowany.
Na co Elka, przywo³uj¹c kelnera, wyjani³a, a w³aciwie nie wyjani³a, tylko zamota³a jeszcze bardziej:
No tak, ty, zdaje siê, jeste z gatunku ludzi, którzy wiedz¹
lepiej, ale co mogê na to poradziæ?
I tak by³o do wieczora, zawsze tak samo kiedy próbowa³em mówiæ o lotnisku, Elka odpowiada³a, ¿e owszem, puszcza³a tam latawce, byæ mo¿e z Weiserem, skoro ja tak twierdzê, ale tak¿e z innymi ch³opakami, co do tego nie ma w¹tpliwoci.
Gdy za wspomnia³em o meczu z wojskowymi, mówi³a, ¿e przecie¿ w pi³kê gralimy bez przerwy, jak wszyscy ch³opcy na
wiecie, wiêc czy ona mo¿e pamiêtaæ akurat jeden mecz? I tylko na wspomnienie starej cegielni nie powiedzia³a nic, bo w sprawie wybuchów zgodzi³a siê, ¿e by³y wspania³e.
Zdaniem Elki, Weiser musia³ wylecieæ w powietrze, a ona spad³a nastêpnego dnia z nasypu, kiedy bawilimy siê nad Strzy¿¹. Ale to powiedzia³a ju¿ póniej, nie w restauracji, tylko w domu, kiedy zrobilimy razem kolacjê i pilimy drug¹ butelkê wina, najpierw czerwonego, a ta druga to by³ bia³y wermut.
Poczu³em wówczas, jak wzbiera we mnie gniew i agresja, bo przecie¿ wiedzia³em, ¿e ona bawi siê ze mn¹ w ciuciubabkê, a mój przyjazd do Mannheim by³ bezcelowy, podobnie jak listy, które wysy³am jeszcze dzisiaj, z uporem godnym spraw ostatecznych. Poszed³em na górê, gdzie Elka przygotowa³a mi 98
spanie, po³o¿y³em siê w niebieskiej pocieli. Po chwili us³ysza-
³em, jak wo³a do mnie co z do³u, przepraszaj¹c bo zdaje siê
o czym zapomnia³a. I dopiero kiedy stan¹³em na szczycie schodów, patrz¹c w dó³, ogarnê³o mnie przera¿enie.
Elka zakpi³a ze mnie okrutnie. Kanapa stoj¹ca w jadalni pod oknem ustawiona teraz by³a na rodku pokoju i wygl¹da³a jak przed³u¿enie schodów. A ona le¿a³a na kanapie z dwoma po-duszkami, jedn¹ pod g³ow¹, drug¹ na wysokoci krzy¿a, rozchyla³a lekko nogi i czerwona sukienka falowa³a na nich z rytmem ca³ego cia³a. ¯adna moc nie mog³a mnie powstrzymaæ przed krokiem do przodu, a w³aciwie krokiem w dó³, bo sta³em przecie¿ na szczycie schodów. I na tym polega³ szatañski pomys³