Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Pośredniczy ona pomiędzy głową koczującego ludu a ludem, pomiędzy kaganem (chanem) turańskim a jego ludami-pułkami, pomiędzy księciem czy królem...– Nic nie jest nigdy stuprocentowe – pokręcił głową...- Jesteś uzdrowicielką? Jondalar przyprowadził do domu uzdrowicielkę? - Donier omal się nie roześmiała, ale powstrzymała się i tylko pokręciła głową,...- Na mojej dyskrecji jednak ci zależy? I na tym, bym ostrożnie wybierała sobie przyjaciół? Skinął na potwierdzenie głową z wyrazem napięcia w twarzy...Nagle rozległy się głośne i podniecone okrzyki: - Oto on! Neron siedział wyprostowany w fotelu z kości słoniowej, a więc jego głowa już nie wspierała...Czy naprawdę mógł tego dokonać ze schowka? - Wszędzie mam przełączniki awaryjne! - obwieścił i wczepił dwa pazury w panel nad głową...Potrząsnął głową i po chwili mówił dalej:– Biedna, głupia dziewczyna wierzyła, że niemowlęta obudzą w nim ojcowską dumę...Jakub zastanawia się z pochyloną głową, a Jezus patrzy na niego z uśmiechem...Zamknąłem na chwilę oczy, a potem wolno skinąłem głową...Na drugim piętrze głowa Ogira niemalże szorowała po suficie...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


– Niepotrzebna mi flota. Chcę jeden statek.
– Tan Hock Seng, który próbuje odbudować w Królestwie swoje imperium handlowe. – Pan Łajna odwraca się gwałtownie. – Może już to komuś sprzedałeś.
– Mogę tylko przysiąc, że nie.
– A przysięgniesz na swoich przodków? Na duchy twojej rodziny, które włóczą się głodne po Malezji?
Hock Seng wierci się z zakłopotaniem.
– Przysięgnę.
– Chcę zobaczyć tę technologię.
Hock Seng unosi wzrok z zaskoczeniem.
– Jeszcze nie kazał jej pan nakręcić?
– To może teraz mi pokażesz?
Hock Seng się uśmiecha.
– Ach, boi się pan, że to jakaś pułapka. Bomba z ostrzami, czy coś takiego? – Śmieje się. – Ja nie gram w takie gry. Przychodzę tylko w interesach. – Rozgląda się. – Ma pan kogoś do nakręcania? Przekonajmy się, ile dżuli tam wejdzie. Nakręcimy i zobaczymy. Ale trzeba z nią ostrożnie. Nie jest taka odporna, jak normalna sprężyna, bo naprężenia są dużo większe. Nie wolno jej upuścić. – Wskazuje służącego. – Ty, podłącz tę sprężynę do swojego rowerka, zobaczymy, ile dżuli się w niej zmieści.
Służący ma niepewną minę. Pan Łajna kiwa na zgodę. Morska bryza szeleści w podniebnym ogrodzie, gdy młody człowiek nasadza sprężynę na oś i sadowi się na rowerze do nakręcania.
Hock Senga nagle opanowuje nowy lęk. Upewniał się u Banyata, że bierze na pewno jedną z dobrych sprężyn, że przeszła kontrolę jakości, w przeciwieństwie do tych, które zawsze pękały, gdy tylko zaczynało się je nakręcać. Banyat zapewnił go, że ma je zawsze brać z konkretnego składu. Mimo to, teraz, gdy służący opiera nogi na pedałach, ogarniają go wątpliwości. Jeśli źle wybrał, jeśli Banyat się mylił... a teraz nie żyje, stratował go rozjuszony megodont. Nie można się było jeszcze raz upewnić. Był już pewien... a jednak...
Służący napiera na pedały. Hock Seng wstrzymuje oddech. Na czoło chłopaczka występuje pot, patrzy na nich zaskoczony oporem. Zmienia przerzutkę. Pedały zaczynają się kręcić, najpierw powoli, potem coraz szybciej. Nabierając rozpędu, z powrotem zmniejsza przełożenie, wciskając do sprężyny coraz więcej energii.
Pan Łajna przygląda się temu z namysłem.
– Znałem jednego człowieka, który pracował w twojej fabryce sprężyn. Parę lat temu. Nie dzielił się bogactwem tak jak ty. Nie dbał o względy swoich braci z żółtymi kartami... Zdaje się, że białe koszule zabiły go dla zegarka. Pobiły do krwi, obrabowały na środku ulicy, bo kręcił się po godzinie policyjnej.
Hock Seng wzrusza ramionami, tłumiąc wspomnienie leżącego na bruku człowieka, ludzkiego wraka, złamanego, błagającego o pomoc...
Pana Łajna patrzy nań uważnie.
– A teraz ty tam pracujesz. Trochę niezwykły zbieg okoliczności.
Hock Seng milczy.
– Kundlojebca powinien bardziej uważać. Jesteś niebezpieczny.
Hock Seng kreci głową.
– Ja tylko chcę się od nowa ustawić.
Służący pedałuje dalej, pompując w sprężynę kolejne dżule, wciskając w maleńkie pudełko kolejne porcje energii. Pan Łajna patrzy, starając się ukryć zdumienie, bo nakręcanie trwa i trwa, a zmieściło się tam już więcej energii, niż byłaby w stanie pomieścić dowolna sprężyna tej wielkości.
– Jednemu człowiekowi nakręcenie tego zajmie całą noc – dodaje Hock Seng. – Trzeba by zaprząc do tego megodonta.
– Jak to działa?
– Mamy taki nowy roztwór smarujący i on pozwala napiąć sprężynę znacznie bardziej, bez ryzyka pęknięcia albo zakleszczenia.
Człowiek dalej pompuje energię do sprężyny. Wokół zaczynają gromadzić się służący i ochroniarze, wszyscy patrzą z podziwem, jak mozoli się nad małym pudełeczkiem.
– Niesamowite – mruczy Pan Łajna.
– Jeśli zaprzęgniecie megodonta czy mułka, zamiana kalorii na dżule będzie niemal bezstratna – mówi Hock Seng.
Pan Łajna przypatruje się sprężynie. Uśmiecha się.