Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Tak więc spośród tych wszystkich niezliczonych tysięcy ludzi, którzy go oczekiwali, jesteśmy teraz tylko my: ty i ja.
- Lecz ty, seijet, wydajesz się tak spokojna, a ja... ja jestem pełen lęku... zwykłego strachu tchórza. Tak, czuję grozę i szacunek przed straszliwą mocą, ale najbardziej boję się, że zostanę rozszarpany na kawałki przez niedźwiedzia. To bardzo niebezpieczne stworzenia. A ty, seijet, nie boisz się?
- Co wiesz o Panu Szardiku?
Pomyślał trochę, zanim odpowiedział.
- On jest od Boga... Bóg jest w nim... On jest Mocą Bożą... Odszedł, ale, ma powrócić. Och, seijet, człowiek myśli, że wie, dopóki ktoś nie zażąda od niego słów. jak wszystkie dzieci, tak i ja nauczyłem się modlić o tę dobrą noc, w którą Szardik powróci.
- Ale bywa tak, że otrzymujemy więcej, niż prosimy. Wielu się modliło. Ilu jednak naprawdę rozważało w sercu, co będzie, jeśli modlitwy zostaną wysłuchane?
- Cokolwiek by się stało, seijet, nie mógłbym nigdy żałować jego powrotu. Mimo całego strachu, nie potrafię powiedzieć: “Obym go nigdy nie zobaczył”.
- Ani ja, pomimo mojego strachu. Tak, ja też się boję, ale w końcu mogę dziękować Bogu, że nigdy nie zapomniałam o prawdziwym, jedynym obowiązku Tugindy: być gotową, w całej trzeźwej rzeczywistości, dzień i noc, na powrót Szardika. Jakże często chodziłam nocą samotnie po stopniach i myślałam: “Jeśli to właśnie jest owa noc, jeśli Szardik ma teraz powrócić, co powinnam zrobić?” Wiedziałam, że nie przezwyciężę strachu, ale to nie strachu uśmiechnęła się znowu - bałam się najbardziej. Teraz musisz dowiedzieć się więcej, bo to my jesteśmy Naczynia, ty i ja. - Pokiwała powoli głową, wpatrzona w mrok. A co to oznacza, poznamy, z Bożą pomocą, w czasie, który On wyznaczy.
Kelderek nic nie powiedział. Tuginda skrzyżowała ręce na piersiach i ponownie oparła się o pień drzewa.
- To coś więcej niż padanie na twarz... O wiele, wiele więcej. Kelderek wciąż milczał.
- Czy słyszałeś o Bekli, o tym wielkim mieście?
- Oczywiście, seijet.
- Czy byłeś tam kiedy?
- Ja?... Och nie, seijet. Taki człowiek jak ja, w Bekli? Ale wiele z moich skór i piór kupowali pośrednicy, którzy handlują z Beklą. Wiem, że to cztery lub pięć dni marszu stąd na południe.
- A czy wiesz, że dawno temu, nikt nie wie jak dawno, lud Orfelgi panował nad Beklą?
- My panowaliśmy nad Beklą?
- Tak, my. Nad tym imperium, które rozciągało się na północ do brzegów Telthearny, na zachód do Palteszu, a na południe do Sarkidu i Ikatu. Byliśmy potężnym ludem, ludem wojowników, kupców, a nade wszystko budowniczych i rzemieślników, my, którzy dziś ukrywamy się na wyspie w pokrytych strzechami budach i wygrzebujemy sochami i motykami nędzne płody z kilku mil kamienistego pola na lądzie. To my zbudowaliśmy Beklę. Aż do dziś przypomina ogród pełen rzeźbionych, roztańczonych kamieni. Pałac Baronów jest piękniejszy od porośniętej liliami sadzawki, nad którą polatują kolorowe ważki. Ulica Budowniczych była wówczas pełna wysłańców bogaczy z daleka i bliska, oferujących fortuny naszym rzemieślnikom, aby tylko zgodzili się dla nich pracować. A ci, którzy wyrazili zgodę, podróżowali szybko i wygodnie, bo do granic państwa wiodły szerokie, bezpieczne drogi. Za tamtych dni Szardik był z nami. Był z nami tak, jak dzisiaj Tuginda. Nie umierał. Przechodził z jednego cielesnego mieszkania do drugiego.
- Szardik panował w Bekli?
- Nie, nie w Bekli. Szardik był przez nas czczony i błogosławił nam w odległym, świętym miejscu u granic imperium, do którego pielgrzymowano w pokorze, aby wybłagać jakieś łaski. jak myślisz, gdzie było to miejsce?
- Nie potrafię powiedzieć, seijet.