Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Podczas 2 etapu administrator sieci bada cechy problemów w logicznych warstwach sieci, aby zlokalizować najbardziej prawdopodobną przyczynę awarii...Wymienione cechy grup terrorystycznych stanowi o ich atrakcyjnoci przede wszystkim dla osb niezadowolonych z siebie, le zaadaptowanych we202wasnych...Praktycznym papierkiem lakmusowym pozwalajcym stwierdzi, czy kto ma cechy psychopatyczne, jest jego stosunek do seksu grupowego...Marin zwróciła swój obezwładniający uśmiech w stronę Perrina, ignorując całkowicie jego groźne spojrzenie...Do tej pory zawsze lubił mgłę...-Sąsiadka opowiedziała...– Za cztery minuty będziemy na miejscu – powiedział kierowca...xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxczniknąłi pracowaÂł razem, Âże czuÂł w sobie obroty kóÂł, dyszenie maszyny, caÂły wysiÂłek pracy, wielkÂą, dzikÂą rozkosz lecenia bez pamiĂŞci wskroœ pustych zimowych pól i...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Tak. Kait jest silna...”
140
141
Wzrok Renisenb spoczął bezwiednie na dłoniach Kait. Ściskały i ugniatały glinę
— mocne, muskularne ręce. Patrząc, jak ugniatały glinę, pomyślała o Ipy i mocnych rę-
kach, które wepchnęły jego głowę pod wodę i przytrzymały ją bez trudu. Tak, ręce Kait
mogły to zrobić...
Dziewczynka, Ankh, ukłuła się cierniem i podniosła lament. Kait pobiegła do niej.
Podniosła ją i trzymając blisko przy piersi śpiewała jękliwie. Jej twarz była teraz miło-
ścią i czułością. Henet zbiegła z ganku.
— Czy coś się stało? Dziecko tak głośno płakało. Myślałam, że może...
Na jej gorliwej, podłej, złośliwej twarzy, pełnej nadziei na katastrofę, odmalowało się
rozczarowanie.
Renisenb patrzyła to na jedną, to na drugą kobietę. Nienawiść na jednej twarzy.
Miłość na drugiej. Zastanawiała się, co było straszniejsze.
III
— Jahmose, uważaj, uważaj na Kait.
— Na Kait? — Jahmose był zdziwiony. — Moja droga Renisenb...
— Mówię ci, ona jest niebezpieczna.
— Nasza spokojna Kait? Zawsze była łagodna, uległa, nie bardzo bystra...
Renisenb przerwała mu.
— Nie jest ani łagodna, ani uległa. Boję się jej, Jahmose. Chcę, żebyś miał się na bacz-
ności.
— Przed Kait? — spytał z niedowierzaniem. — Nie bardzo mogę wyobrazić sobie
Kait siejącą wokół śmierć. Nie starczyłoby jej na to rozumu.
— Nie sądzę, żeby rozum był tutaj ważny. Znajomość trucizn — tylko tyle trze-
ba. A wiesz, że taka wiedza w pewnych rodzinach przekazywana jest z matki na córkę.
Same robią wywary z mocnych ziół. To rodzaj nauki, którą Kait mogłaby posiąść z ła-
twością. Przygotowuje lekarstwa dla dzieci, kiedy są chore, wiesz przecież.
— Tak, to prawda — odparł Jahmose zamyślony.
— Henet także jest złą kobietą — mówiła dalej Renisenb.
— Henet — tak. Nigdy jej nie lubiliśmy. Właściwie, gdyby nie opieka ojca...
— Ojciec dał się jej oszukać — powiedziała Renisenb.
— To możliwe. — Jahmose dodał rzeczowym tonem: — Schlebia mu.
Renisenb patrzyła na niego przez chwilę zdumiona. Pierwszy raz usłyszała Jahmosego
wypowiadającego krytyczne słowo o Imhotepie. Ojciec zawsze go onieśmielał.
142
Uświadomiła sobie, że teraz Jahmose stopniowo przejmuje ster. W ciągu ostatnich
tygodni Imhotep postarzał się o kilka lat. Nie był w stanie wydawać rozkazów, podej-
mować decyzji. Nawet jego fizyczna aktywność wydawała się osłabiona. Spędzał długie
godziny patrząc przed siebie, jego oczy były zamglone i nieprzytomne. Czasami prawie
nie rozumiał, co się do niego mówi.
— Czy myślisz, że ona — Renisenb przerwała. Rozejrzała się i mówiła dalej: — Czy
to ona, według ciebie, czy ona to...?
Jahmose chwycił ją za ramię.
— Cicho, Renisenb, lepiej nie mówić takich rzeczy... nawet szeptem.
— Więc ty także myślisz...
Jahmose powiedział cicho i spiesznie:
— Nic więcej nie mów. Mamy pewne plany.
142
Rozdział dwudziesty drugi
Drugi miesiąc lata — dzień siedemnasty
I
Dzień następny był świętem nowiu księżyca. Imhotep zmuszony był pójść do gro-
bowca i złożyć ofiary. Jahmose błagał ojca, aby tym razem zostawił to jemu, ale Imhotep
był uparty.
— Jeśli sam nie dopilnuję wszystkich spraw, jak mogę być pewny, że zostały należycie
wypełnione? Czy kiedykolwiek zaniedbałem moje obowiązki? Czyż nie utrzymywałem
zawsze was wszystkich? — powiedział tonem, który mógłby być najwyżej parodią jego
zwykłego sposobu bycia. Urwał. — Wszystkich? Ach, zapomniałem. Moi dwaj dzielni
synowie — mój przystojny Sobek i bystry i ukochany Ipy odeszli ode mnie. Jahmose
i Renisenb — mój drogi syn i córka — jeszcze jesteście ze mną... ale jak długo, jak dłu-
go...
— Wiele długich lat, mam nadzieję — powiedział Jahmose.
Mówił dość głośno, jakby rozmawiał z głuchym.
— E? Co? — Imhotep jak gdyby zapadł w śpiączkę.
Nagle rzekł coś dziwnego:
— Wszystko zależy od Henet, prawda? Tak, wszystko zależy od Henet.
Jahmose i Renisenb wymienili spojrzenia. Renisenb powiedziała łagodnie i wyraź-
nie:
— Nie rozumiem, ojcze.
Imhotep mruknął coś, czego nie dosłyszeli. Potem, podnosząc trochę głos, patrząc
jednak mętnym i nieobecnym wzrokiem, stwierdził:
— Henet mnie rozumie. Zawsze mnie rozumiała. Ona wie, jaka wielka jest moja od-
powiedzialność, jaka wielka... tak, jaka wielka... I zawsze ta niewdzięczność... Dlatego
musi być kara. Myślę, że to praktyka ogólnie przyjęta. Arogancja musi być ukarana.
Henet zawsze była skromna, pokorna i oddana. Zostanie nagrodzona...
144
145
Podniósł się i rzekł pompatycznie:
— Rozumiesz, Jahmose? Henet ma dostać to, co zechce. Jej polecenia mają być wy-
pełniane!
— Ale dlaczego, ojcze?
— Bo ja tak każę. Ponieważ, jeśli spełnione będzie to, czego chce Henet, nie będzie
już więcej śmierci...
Pokiwał z rozwagą głową i odszedł pozostawiając Jahmosego i Renisenb wpatrują-
cych się w siebie z osłupieniem i strachem.
— Co to znaczy, Jahmose?
— Nie wiem, Renisenb. Czasami myślę, że ojciec nie wie już, co robi i mówi...
— Nie... może nie. Ale myślę, Jahmose, że Henet wie bardzo dobrze, co mówi i ro-
bi. Powiedziała mi, dopiero wczoraj, że już wkrótce ona będzie trzaskać biczem w tym