Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Nie miałem lepszych i bardziej oddanych sobie przyjaciół i sprzymierzeńców. Ale nadeszła godzina porachunków. Pamiętam, że chcieliście obaj wrócić do Francji. Przygotowałem więc dla obydwóch umówioną sumę. Chciałem tylko wiedzieć, kiedy chcielibyście wyjechać i czy nie mógłbym w czymkolwiek jeszcze wam pomóc?
Obaj przyjaciele nie odpowiedzieli ani słówka. Matifu, czerwony jak burak, miął czapkę w ręku, przestępując z nogi na nogę. Natomiast Pescada począł się kręcić niespokojnie i raz po raz trącał w bok swego przyjaciela.
– No gadajże, przecież to twoja sprawa. Doktor na ten widok uśmiechnął się.
– Cóż się stało Matifu? Czyżby tak odważnemu chłopakowi zabrakło tym razem śmiałości?...
– Bo ja... bo ja... – jąkał olbrzym. – Niech Pescada powie. Jemu to przyjdzie łatwiej.
– Powiedz, Pescado – zachęcał doktor.
– No pewnie, że powiem, ale nie sądziłem, że ten Matifu taki niedołęga. Nic beze mnie nie potrafi. Otóż, proszę pana, Matifu wcale nie ma ochoty wracać do Francji. Przeciwnie, chciałby dostać w dzierżawę działkę ziemi, która przylega do zamku od południowej strony, a która jest bez uzytku.Chciałby wybudować sobie domek i... i...
– No i cóż?
– I ożenić się, proszę pana.
– Z kim?
– Z Marią, proszę pana. Ale jeżeli on tak zawsze będzie milczał, to pewnie ja się będę musiał za niego oświadczyć, a może i ożenić.
– To, to już sam zrobię – bąknął Matifu. – Proszę pana, Maria dawno mi sprzyjała. Tylko nie chciała opuścić pani Bathary i pana. Dlatego nie wiedziałem, co mam robić.
– Ależ naturalnie, zostań, mój kochany chłopcze. Sprawę ziemi załatwimy dziś jeszcze. Na razie możesz mieszkać w pałacu, a domek wybudujemy za miesiąc. Zostaniesz obywatelem Antekirty. No a ty, Pescada, kiedy zamierzasz wyjechać?
Bezgraniczne zdumienie odbiło się na twarzy małego linoskoczka.
– Jak to wyjechać? Ja bez Matifu? Ja zostaję z Matifu. Znajdzie on w swoim domku pokoik dla mnie. A pracuję w warsztatach i nie będę mu ciężarem.
– No, to chwała Bogu – zaśmiał się doktor. – Spadł mi ciężar z serca. Bo przyznam się wam, że żal by mi było rozstawać się z wami.
– Toteż nigdy to nie nastąpi, panie kapitanie – odparł Matifu. – Będzie pan miał w nas zawsze oddanych ludzi.
– No, a powiedzcie mi, co się dzieje na Imali. Zdaje mi się, że ostatnio Matifu jeździł na wyspę z dozorcą.
– Owszem byłem – odparł olbrzym. – Ale proszę pana, diabła to nawet anioł nie poprawił. Widziałem tylko Carpenę. Trochę pracuje, ale to próżniak i naprawdę to woli się wylegiwać na słońcu niż zabrać się do pracy.
– No, a dwaj inni?
– Bankier nie robi nic. A Sarcany grozi, że ich wszystkich własnoręcznie zadusi. Mówi, że gdyby nie oni, nigdy by nie wpadł w pana ręce. Kłócą się podobno cały dzień.
– Czy niczego im nie brak?
– Ale, broń Boże. Pan Piotr zaopatrzył ich obficie we wszystko, czego dusza zapragnie. To bogata i urodzajna wyspa. Ogrodnik, który tam mieszkał, a teraz przeniesiony został do pałacowego parku, nie może odżałować mieszkania na Imali.
– No i życzy tym łotrom prędkiej i gwałtownej śmierci – wtrącił z uśmiechem Pescada.
Doktor zamyślił się. Pożegnał obu przyjaciół i począł zastanawiać się, czy jego wymiar sprawiedliwości osiągnie upragniony cel Sawy.
Ale widocznie ciche życzenie ogrodnika z Imali miało jakąś nadzwyczajną siłę, bo pewnej nocy mieszkańcy Antekirty zbudzeni zostali ogłuszającym hukiem. Nie ulegało wątpliwości, że prochownia na Imali wyleciała w powietrze. Od strony bowiem wysepki nadciągnął ciężki obłok gryzącego dymu. Ze względu na bezpieczeństwo swoich ludzi, doktor nie pozwolił jechać nikomu na wysepkę wcześniej niż w kilka godzin po wybuchu. O świcie łódź z kilkoma marynarzami i Matifu skierowała się na Imalę. Straszny widok przedstawił się ich oczom. Z podziemia, gdzie była mała prochownia i skład broni, nie pozostało ani śladu. Głęboka wyrwa w ziemi wskazywała tylko dokładnie miejsce, gdzie nastąpił wybuch. Szczęściem, że siła wybuchu została skierowana w stronę morza i wypielęgnowany ogród, a przede wszystkim mieszkanie ogrodnika, uległy tylko drobnym uszkodzeniom. Wypadły szyby i zarysował się mur w oranżerii. Natomiast nie znaleziono ani śladu owych trzech więźniów. Widocznie zginęli przy wybuchu. Czy był to przypadek, który wprowadził ich na 104