Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Bądźcie zjednoczeni. Miłujcie się. Kochajcie się, by sobie przynosić wzajemną pomoc. Kochajcie się, by nauczyć [innych] kochać.
Popatrzcie, nawet to, co nas otacza, poucza nas o tej wielkiej sile. Spójrzcie na ten ród mrówek: wszystkie biegną w jedno miejsce. Idźmy za nimi, a odkryjemy przyczynę tego biegu – o określonym celu – do konkretnego punktu... Oto jedna z ich małych siostrzyczek odkryła swymi maleńkimi członkami, niewidocznymi dla nas, wielki skarb pod tym szerokim liściem dzikiej rzodkiewki. To mały kawałek chleba. Upadł być może z rąk wieśniaka, który przyszedł pielęgnować drzewa oliwne, albo z rąk podróżnego, który zatrzymał się w cieniu, by się posilić, albo być może z rąk dziecka, które radośnie biegało po ukwieconej trawie. Jakże mogłaby ta mrówka, sama, zanieść do mrowiska ten skarb tysiąc razy większy od niej? Dlatego zawołała jedną z sióstr i powiedziała jej: “Patrz i biegnij szybko powiedzieć siostrom, że jest tu jedzenie dla całego rodu i to na wiele dni. Biegnij, zanim jakiś ptak nie odkryje tego skarbu i nie wezwie swych towarzyszy i zanim go nie zjedzą.” I mała mrówka pobiegła, poprzez żwir i trawę do mrowiska, zdyszana z powodu nierówności terenu. Powiedziała: “Chodźcie! Jedna z nas was wzywa. Odkryła coś dla nas wszystkich. Sama jednak nie może tego tu przyciągnąć. Chodźcie!” I pobiegły wszystkie, nawet te zmęczone całodzienną pracą, które wypoczywały w korytarzach mrowiska; nawet te, które właśnie układały zapasy w spiżarniach. Jedna, dziesięć, sto, tysiąc... Popatrzcie... Pochwyciły [chleb] swymi odnóżami, podnoszą go, czynią ze swych ciał wóz, ciągną, wspierając o ziemię małe nóżki. Ta upadła... Tamta została zraniona, bo brzeg chleba, przewracając się, przycisnął ją do kamyka. Ta tutaj – jeszcze mała, młoda w rodzie – zatrzymuje się, wyczerpana... ale po złapaniu oddechu, idzie dalej. O! Jak one są zjednoczone! Spójrzcie, jak ten kawałek chleba jest dobrze opleciony i jak posuwa się naprzód – powoli, ale się posuwa. Idźmy za nim... Jeszcze trochę, małe siostrzyczki, jeszcze trochę i potem wasz trud zostanie wynagrodzony. Już nie mają sił, ale nie ustępują. Odpoczywają i idą dalej... I oto dochodzą do mrowiska. A teraz? Teraz do pracy, by pokruszyć na kawałeczki tę wielką masę. Patrzcie, co za praca! Jedne odrywają, inne – transportują... I oto [praca] skończona. Teraz wszystko jest bezpieczne, a szczęśliwe [mrówki] znikają w szczelinach, w głębi korytarzy. To mrówki, tylko mrówki, a jednak są silne, bo są zjednoczone. Rozmyślajcie nad tym. Czy chcecie Mnie o coś zapytać?»
Odzywa się Judasz Iskariota:
«Chciałbym Cię zapytać, czy do Judei już nie powrócimy?»
«A kto to powiedział?»
«Ty, Nauczycielu. Powiedziałeś, że przygotowujesz Józefa, aby pouczył innych w Judei! Czy spotkało Cię tam [aż] tyle zła, by już więcej nie wracać?»
«Co zrobili Ci w Judei?» – dopytuje się Tomasz ciekawie, a Piotr porywczo mówi w tym samym czasie:
«A! Miałem więc rację twierdząc, że powróciłeś stamtąd zmęczony. Cóż Ci uczynili ci “doskonali” z Izraela?»
«Nic, przyjaciele. Nic więcej od tego, co tu jeszcze znajdę. Gdybym przeszedł całą ziemię, wszędzie miałbym przyjaciół pomieszanych z wrogami. Ale, Judaszu, prosiłem cię, abyś [o tym] milczał...»
«To prawda, ale... nie mogę milczeć, widząc, że wolisz Galileę od mojej ojczyzny. Jesteś niesprawiedliwy, tak. Przecież nawet tam spotkały Cię honory...»
«Judaszu! Judaszu, o! Judaszu! Nie jesteś sprawiedliwy w swych pretensjach. I samego siebie oskarżasz, dając się zwyciężyć gniewowi i zazdrości. Uczyniłem wszystko, co możliwe, by dać poznać tylko dobro otrzymane w twojej Judei i, bez kłamstwa mogłem z radością mówić o tym, co dobre, aby pokochano was, Judejczyków. Z radością, bo dla Słowa Bożego nie ma granic, regionów, antagonizmów, wrogości, różnic. Wszystkich was kocham, o, ludzie! Wszystkich... Jakże możesz mówić, że wolę Galileę, skoro chciałem dokonać pierwszych cudów i ujawnić się najpierw na błogosławionej ziemi Świątyni i Miasta Świętego, drogiej każdemu Izraelicie? Jak możesz mówić, że jestem stronniczy, skoro na was jedenastu czy raczej na dziesięciu – bo w przypadku Mojego kuzyna chodzi nie tyle o przyjaźń, ile o pokrewieństwo – czterech jest Judejczykami? A jeśli dodam do tego pasterzy, którzy wszyscy są z Judei, widzisz, że jestem przyjacielem wielu Judejczyków. Jakże możesz mówić, że was nie kocham, skoro Ja, który wiem, tak zaplanowałem podróż, by nadać Moje imię niemowlęciu izraelskiemu i przyjąć [w Judzie] ostatnie tchnienie sprawiedliwego Izraelity? Jak możesz mówić, że nie kocham was, Żydów, skoro – aby dać poznać miejsce Mojego narodzenia i miejsce przygotowania się do misji – zechciałem [zabrać ze Sobą] dwóch Judejczyków, a jednego tylko Galilejczyka? Wyrzucasz Mi niesprawiedliwość. Zbadaj siebie, Judaszu, i zobacz, czy niesprawiedliwym nie jesteś ty.»
Jezus mówił z dostojeństwem i łagodnością. Ale nawet gdyby nie powiedział nic więcej, wystarczyłby już sam sposób trzykrotnego wypowiedzenia “Judaszu” na początku przemowy, aby udzielić wielkiej lekcji. Pierwsze “Judaszu” zostało wypowiedziane przez Boga pełnego majestatu, który wzywa do szacunku; drugie – przez Nauczyciela, który udziela pouczenia już całkiem ojcowskiego; trzecie – było prośbą przyjaciela, zasmuconego przez postawę przyjaciela. Judasz spuścił głowę, upokorzony, jeszcze zagniewany, grubiański przez ujawnienie niskich uczuć. Piotr nie może się powstrzymać:
«I przynajmniej poproś o wybaczenie, chłopcze! Gdybym to ja był na miejscu Jezusa, nie usadziłbym cię słowami! To coś innego niż niesprawiedliwość! To brak szacunku, mój piękny panie. To tego was nauczają ci ze Świątyni? Albo może jesteś niepojętny? Bo jeśli to oni...»