Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.opiekuna, w głębi duszy była jednak rada, że może ofiarować człowiekowi, który tak wysoko ją ocenił, fortunę co najmniej równą majątkowi, jaki...Nikogo nie spotkałem na schodach, tylko między szóstym i siódmym piętrem siedział skulony na stopniach jakiś maleńki, żałosny człowieczek, obok niego...dław! 2 Wracając z pogrzebu ostatniego człowieka, jak wyzwanie rzucam przygarść powietrzną – skowronka – w niebo i... Jesteś niezwykle inteligentnym człowiekiem, ale…To, co powiedziałeś, jest bardzo mądre i interesujące, ale… 3...W zwizku z tym cz dziaaczy opozycji postanowia rozszerzy dziaalnona walk o prawa czowieka...Czowiek wyania si z historii, yje w jej onie, stanowi jej centrum i sam jest histori...Wielu pisarzy zjadliwie krytykowało doktrynerstwo “Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela” oraz innych postanowień wczesnego okresu rewolucji...Szacowny Cornelius (Malajowie nazywali go „Inczi Neljus” z grymasem dającym wiele do myślenia) był człowiekiem, którego spotkał wielki zawód...W warunkach yda spoecznego wanym czynnikiem okrelajcym moliwoci czowieka, a wic ksztatujcym te jego sytuacj, s obowizujce normy, przepisy,...si ju w odlegoci dwch metrw od czowieka, zwyke nacinicie palcem na guzik automatycznegopilota spowodowao przesanie impulsu do ciaa migdaowatego i byk...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Oby dach ten runął mu na głowę”. — Otworzył drzwi do salonu.
Było tu cicho, słonecznie i pogodnie. Promienie wpadające przez odsunięte firanki bar-
wiły wesoło różowe rokokowe foteliki i wyblakłe już nieco obicia ścian, o wzorze i bar-
wie identycznej jak ta, którą miały meble. W fantazyjnie wygiętym, wielkim złotym lu-
strze Alex zobaczył swoją twarz, bladą, ze śladami nie zgolonego zarostu, który już za-
czynał przebijać skórę. Drzwi biblioteki były otwarte. Cztery ciemne klubowe fotele wo-
kół niskiego stołu. Półki z książkami. Dwa wielkie globusy pod oknem. Jeden ukazy-
wał świat widziany okiem siedemnastowiecznego geografa. Na drugim były ciała nie-
bieskie połączone liniami, które tworzyły rysunki zwierząt i osób. Nazwy gwiazdozbio-
rów. Wielka Niedźwiedzica trzymała w łapach tarczę, na której widniał napis: ORBIS
CAELESTIS TYPUS. OPUS a M. CORNELLI. Lutetie Parisiorum. Anno MDCXCIII...
Dzieło Marka Cornellego...
Ludzie tworzą dzieła... Dzieło Iana Drummonda... Powiedział przed śmiercią: „Za
dwadzieścia lat cała sprawa będzie przestarzała i przyjdą nowe, udoskonalone metody
i pomysły, o których nam się dziś nie śni...”
Czy warto? Czy warto demaskować zabójcę?... Nawet jeżeli kochało się zamordowa-
nego jak brata? Zabójca żyje, lęka się, cierpi... Zabójca chce żyć... Ale Ian Drummond też
chciał żyć. Ian Drummond mógł żyć długie lata i umrzeć tu spokojnie jako stary, mą-
dry człowiek, dobry i kochany przez młodszych, których by uczył... Ian był dobry, Ian
120
121
był uczciwy. A zabójca? Zabójca był wyrachowany: poświęcił życie Iana Drummonda
dla własnego szczęścia. I chociaż nic nie wskrzesi Iana Drummonda, zabójca musi być
ukarany. Chociażby dlatego, że chciał pogrążyć innego człowieka i chciał, żeby ten inny
człowiek odpowiadał za jego zbrodnię. Zabójca chciał pozbyć się przeszkód na swojej
drodze.
Odwrócił głowę, bo drzwi się otwarły i weszła Sara Drummond, a za nią Parker.
Alex skłonił się jej w milczeniu. Odpowiedziała ledwie dostrzegalnym ruchem głowy.
Ubrana była w prostą szarą sukienkę. Twarz miała spokojną, ale widać było na niej śla-
dy łez i nie przespanej nocy.
— Uprzedziłem panią, że jesteś moim współpracownikiem — powiedział Parker.
— Ale chciałbym wyjaśnić, że pan Alex nie jest w żadnym stopniu związany z policją.
Czy pani zgadza się, żeby był obecny podczas naszej rozmowy?
— Tak — Sara Drummond pochyliła głowę. — Nie mam nic do ukrycia. Każdy może
być obecny przy mojej rozmowie z panem. Niech panowie usiądą.
Zajęła miejsce w fotelu. Usiadła prosto i złożyła ręce na kolanach. Alex spojrzał na
nią z bliska i zobaczył kobietę zmęczoną, złamaną i niemłodą. Jakże inna była jeszcze
przed dwudziestu czterema godzinami... „Oto jestem... — pomyślał. — Zadany cios
i czyn spełniony”.
— Słucham — powiedziała Sara Drummond. — Czego panowie życzą sobie ode
mnie? Mogę odpowiedzieć na każde pytanie, panie inspektorze. Proszę się nie krępo-
wać niczym.
„Otwarcie i bez lęku — myślał Alex dalej — powiem wam, jak zginął...” — Nie. Ona
tego nie powie.
— Proszę pani... — Parker chrząknął i umilkł. Ale potem podjął z wyraźnym wysił-
kiem: — I pan Alex, i ja wiemy o... o rodzaju znajomości pani z panem Sparrow. Wiemy,
o czym mówiliście państwo wczoraj w parku... Nie chcę do tego powracać. Chciałbym
pani zadać tylko kilka rzeczowych pytań. Istnieją pewne okoliczności, w których muszę
je zadać. Chciałbym, żeby mi pani przede wszystkim powiedziała, co pani robiła wczo-
raj od chwili powrotu z parku. Która była godzina wtedy.
— Więc on panom to wszystko opowiedział — Sara skinęła głową, jakby potakując
jakiejś nie znanej im myśli. — Co robiłam po powrocie z parku? Po wejściu do domu
poszłam do gabinetu Iana i byłam tam mniej więcej piętnaście minut.
— Czy można wiedzieć, w jakim celu weszła tam pani? — Mąż pracował wtedy,
prawda?
— Tak, pracował. Dlaczego tam weszłam? Przyszłam do gabinetu Iana w obawie, aby
Sparrow nie wszedł tam, zanim nie przejdzie mu wzburzenie. Opuścił mnie nagle, kiedy
siedzieliśmy na ławce, i odszedł. Szukałam go po całym parku. Nie znalazłam... Przyszło
mi do głowy, że najlepiej będzie, jeżeli do chwili zamknięcia drzwi i powrotu wszyst-
120
121
kich domowników będę przy Ianie. Sparrow obiecał mi, że nie powie mu o... o wszystkim, a tylko porozmawia z nim o swoim wyjeździe. Chciał dziś wyjechać stąd, a potem
pojechać do Ameryki. Wiecie to panowie od niego?
— Tak.
— Chciałam jak najdłużej odwlec chwilę ich rozmowy. Wiedziałam, że przy mnie
Sparrow nie odważy się powiedzieć ani słowa o sobie i o mnie. I wiedziałam, że kie-
dy ochłonie, także tego nie powie. Bałam się tych pierwszych minut. Odszedł ode mnie
bardzo zdenerwowany... Ian pracował. Powiedział, że rano chce się wybrać na ryby
z panem, bo jest bardzo zmęczony. Zapytał mnie, czybym nie popłynęła razem z wa-
mi. Zgodziłam się. Przyjechałam tu wczoraj bardzo szczęśliwa. Ale żeby pan zrozu-
miał... Mając lat szesnaście tańczyłam w music-hallu. Każdy wie, co to jest za życie.
Musiałam walczyć na całej długiej drodze do tego stanowiska na scenie, które zajmu-
ję teraz. A trzeba było walczyć wszystkimi sposobami. Mężczyźni w moim życiu zna-
czyli i niewiele, i bardzo wiele. Byli mi potrzebni i ja im byłam potrzebna. Ale oni byli
mi potrzebni do pokonywania przeszkód w życiu, a ja im, bo byłam młoda i podobno
ładna. Poznałam Iana mając trzydzieści jeden lat. Mówię to, bo chcę, żeby pan poznał
całą prawdę. Nie kochałam go, kiedy wychodziłam za niego za mąż... — powiedziała to
spokojnym, matowym głosem. — Oczywiście mówiłam mu, że go kocham, bo to mówi
każda kobieta każdemu mężczyźnie, za którego wychodzi. Ale Ian był mi wtedy po pro-
stu potrzebny. Nie tak potrzebny jak tamci poprzedni mężczyźni, ale inaczej. Byłam już
znaną aktorką, byłam sławna. Teraz należało zdobyć odpowiednią pozycję społeczną.
Od roku już wiedziałam, że wyjdę za każdego sympatycznego mężczyznę, który będzie
miał odpowiednie warunki towarzyskie. Chciałam już mieć dom, męża i stać się szano-
waną osobą. Zresztą nie byłam pierwszą aktorką, która tak zrobiła. Mogłabym wymie-