Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Marzyło mi się, jak od razu po spacerze powiemy sobie dobrej nocy i
pójdziemy spać, ale moje marzenie nie szybko się ziściło. Kiedy wróciliśmy do baraku,
inżynier sprzątnął puste butelki pod łóżko, wyciągnął z dużego wiklinowego pudła dwie pełne
i odkorkowawszy je, usiadł przy swym biurku, zamierzając, z całą pewnością, dalej pić,
mówić i pracować. Pociągając po trochu ze szklanki, robił ołówkiem notatki na jakichś
wykresach i wciąż przekonywał studenta, że ten myśli nie tak jak trzeba. Student siedział
obok niego, sprawdzał jakieś rachunki i nie odpowiadał. Nie chciało mu się, tak samo jak
mnie, ani mówić, ani słuchać. Siedziałem nieopodal stołu na polowym krzywonogim łóżku
inżyniera i nudziłem się, nie chcąc przeszkadzać ludziom w pracy i mając nadzieję, że za
chwilę zaproponują mi, żebym się położył. Było po dwunastej.
* Według Biblii ludy, prowadzące wojnę z Izraelitami w czasach króla Saula. - Pierwsza Księga Samuela, 13-15
( przyp. tłum. ).
51
Obserwowałem z nudów swoich nowych znajomych. Nie spotkałem się nigdy wcześniej
ani z Ananjewem, ani ze studentem, poznałem ich dopiero tej nocy. Wracałem późnym
wieczorem z jarmarku do ziemianina, u którego gościłem, trafiłem w ciemnościach na
niewłaściwą drogę i zabłądziłem. Krążyłem koło linii i widząc, jak szybko zapada noc,
przypomniałem sobie o „potwornej lokomotywie” czatującej na pieszego i konnego,
przestraszyłem się i zapukałem do pierwszego lepszego baraku. Przyjęli mnie tu z otwartymi
ramionami Ananjew i student. Jak to bywa z zupełnie obcymi ludźmi, którzy spotkali się
przypadkowo, szybko zaprzyjaźniliśmy się i najpierw przy herbacie, a później przy winie
czuliśmy się już tak jakbyśmy się znali od dawna. Jakąś godzinę później wiedziałem już, kim
są i jakie wiatry przygnały ich ze stolicy w głęboki step, a oni wiedzieli, kim ja jestem, czym
się zajmuję i o czym myślę.
Inżynier Ananjew Nikołaj Anastasjewicz był krzepki, szeroki w barach i sądząc po
powierzchowności, zaczynał już jak Otello schodzić w „dolinę” swych lat* i przybierać
zbędne kilogramy. Znajdował się akurat w takim wieku, o którym swatki mówią „mężczyzna
w pełnym rozkwicie sił”, to znaczy nie był ani młody, ani stary, lubił dobrze zjeść, wypić i
powspominać przeszłość, dostawał lekkiej zadyszki przy chodzeniu, głośno chrapał we śnie, a
w stosunku do innych zaczynał wykazywać spokojną, niezmąconą życzliwość, jaką nabywają
porządni ludzie, kiedy dochodzą do rangi oficera sztabowego i zaczynają tyć. W jego włosach
i brodzie nie było jeszcze śladu siwizny, ale już mimowolnie, nie zdając sobie sprawy,
pobłażliwie zwracał się do młodych „mój drogi” i uważał, że ma prawo dobrodusznie karcić
ich za sposób myślenia. Jego ruchy i głos były spokojne, płynne, zdecydowane jak u
człowieka, który już dobrze wie, że przebił się na właściwą drogę, że ma pewną pracę, pewny
kawałek chleba, pewny stosunek do rzeczywistości... Jego opalona twarz z mięsistym nosem i
muskularna szyja jakby mówiły: „Jestem syty, zdrowy i zadowolony z siebie, ale przyjdzie
czas, że i wy, młodzi ludzie, też będziecie syci, zdrowi i zadowoleni z siebie...” Ubrany był w
bawełnianą koszulę ze stojącym kołnierzykiem i szerokie płócienne spodnie, wsunięte w duże
buty z cholewami. Niektóre drobiazgi, jak na przykład kolorowy paseczek z włóczki,
haftowany kołnierz i łatka na łokciu mówiły o tym, że był żonaty i prawdopodobnie czule
kochany przez swoją żonę.
Baron von Stenberg Michaił Michajłowicz, student instytutu linii komunikacyjnych, miał
jakieś dwadzieścia trzy – dwadzieścia cztery lata. Tylko blond włosy i rzadka broda, no, może