Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Zbliżała się pora kolacji, musiał więc ruszyć z miejsca i znaleźć miasteczko, w którym zdoła zarobić na posiłki. Zdecydował się na Mill Road - postanowił pójść przynajmniej tak daleko, by zobaczyć, co jest na drugim końcu tunelu. Niechętnie powlókł się w jego stronę, a ciemny otwór pomiędzy drzewami rósł z każdym krokiem.
W tunelu było chłodno, wilgotno i pachniało ceglanym pyłem oraz przekopaną ziemią. Zdawało się, że tunel wchłonął chłopca, a następnie zacisnął się wokół niego. Przez chwilę Jack przestraszył się, że schodzi głębiej pod ziemię - nie widział kręgu światła po drugiej stronie - potem jednak zorientował się, że asfaltowe podłoże jest równe. WŁĄCZ ŚWIATŁA, głosiła tablica przed tunelem. Jack wpadł na ceglaną ścianę i poczuł, że na dłonie osypuje się mu ziarnisty pył.
- Światła - powiedział do siebie, żałując, że nie ma żadnego, które mógłby włączyć.
Zdał sobie sprawę, że tunel musi gdzieś po drodze zakręcać. Ostrożnie i powoli - z wyciągniętymi jak ślepiec rękami - wszedł prosto na ścianę. Ruszył dalej, sunąc dłonią po murze. Gdy coś takiego robił kojot z kreskówek ze Strusiem Pędziwiatrem, zwykle kończył rozpłaszczony na masce ciężarówki.
Coś energicznie zagrzechotało na podłożu tunelu. Jack zamarł.
Szczur, pomyślał. Może królik wędrujący na skróty z pola na pole. Odgłos sugerował jednak, że to coś większego.
Usłyszał go znowu, gdzieś dalej w ciemnościach. Zrobił na oślep kolejny krok. Przed sobą usłyszał pojedynczy wdech. Jack zatrzymał się. Czy to zwierzę? - zastanawiał się. Nie odrywając koniuszków palców od wilgotnego ceglanego muru, czekał na wydech. Oddech nie przypominał odgło su zwierzęcia - szczur czy królik na pewno nie mógł zrobić tak głębokiego wdechu. Chłopiec posunął się kilka cali do przodu, niemal nie przyznając się przed sobą, że przeraziło go to coś, co kryło się przed nim.
Zamarł znowu, słysząc gdzieś z przodu dobiegający z mroku cichy dźwięk, przypominający ochrypły chichot. Po sekundzie dotarł do niego znajomy, lecz niemożliwy do zidentyfikowania zapach - surowy, silny i przypominający piżmo.
Jack obejrzał się przez ramię. Ledwie widział wlot tunelu - częściowo zasłaniała go krzywizna zakrętu. Do wyjścia było daleko; wydawało się małe jak królicza nora.
- Co to? - zawołał Jack. - Hej! Jest tu jeszcze ktoś? Ktokolwiek?
Wydawało się mu, że słyszy szept w głębi tunelu.
Przypomniał sobie, że nie jest w Terytoriach - w najgorszym razie mógł wypłoszyć jakiegoś kretyńskiego psa, który zaszył się w chłodzie i ciemności na drzemkę. W takim wypadku uratowałby kundlowi życie, budząc go, zanim nadjedzie samochód.
- Hej, piesku! - krzyknął. - Piesku!
Natychmiast nagrodził go odgłos człapiących przez tunel łap. Ale czy dźwięk oddalał się... czy zbliżał? Wsłuchując się w ciche człap-człap-człap, nie potrafił odgadnąć, czy zwierzę idzie w jego stronę, czy przeciwną. Po chwili przyszło mu do głowy, że odgłos mógł dobiegać zza jego pleców. Przekrzywił szyję, obejrzał się za siebie i pojął, że zawędrował tak daleko, iż przestał widzieć i wejście do tunelu.
- Gdzie jesteś, piesku? - zapytał.
Coś zaskrobało po ziemi zaledwie stopę czy dwie za nim. Jack wyskoczył do przodu i uderzył mocno barkiem w łukowatą ścianę.
Wyczuł przemieszczającą się w ciemności wielką postać - może to rzeczywiście pies. Jack zrobił krok do przodu i stanął jak wryty; przesuwało się coś tak potężnego, że wyobraził sobie, iż na powrót znalazł się w Terytoriach. Tunel przesycała woń piżmowa jak w zoo, a cokolwiek zbliżało się ku chłopcu, na pewno nie było psem.
Do Jacka dotarł powiew zimnego powietrza, pachnącego tłuszczem i alkoholem. Wyczuł, że postać znalazła się jeszcze bliżej niego.
Tylko przez chwilę zdołał dojrzeć unoszącą się w ciemności twarz, jaśniejącą, jakby rozświetlało ją od środka własne, gasnące i chore źródło światła - pociągłe, pełne goryczy oblicze, które powinno być niemal młodzieńcze, chociaż było inaczej. W oddechu tej istoty czuł odór tłuszczu i potu oraz smród alkoholu. Jack rozpłaszczył się na ścianie i uniósł pięści, ale w tym samym momencie twarz znikła w ciemnościach.
Mimo zgrozy chłopcu wydało się, że słyszy ciche kroki, szybko oddalające się w stronę wylotu tunelu. Odwrócił się, za nim były tylko ciemności i cisza. Tunel znowu opustoszał. Jack wcisnął ręce pod pachy i ostrożnie osunął się o ścianę, przyjmując impet uderzenia na plecak. W chwilę później ruszył dalej.
Gdy tylko wyszedł z tunelu, odwrócił się w jego kierunku. Nie wydobywały się stamtąd żadne dźwięki, żadne niesamowite istoty nie pełzły w jego stronę. Zrobił trzy kroki przed siebie i zajrzał do środka. Wtedy serce niemalże mu stanęło, bo ujrzał zbliżającą się w jego stronę parę żółtych ślepi. W ciągu zaledwie kilku sekund pokonały połowę dzielącej je od Jacka odległości. Chłopiec nie mógł ruszyć się z miejsca - jak gdyby jego nogi zapadły się powyżej kostek w asfalt. Wreszcie zdołał wyciągnąć przed siebie ręce w instynktownym, obronnym geście. Oczy nadal zbliżały się ku niemu. Zawył klakson. Sekundę przed tym, nim kierowany przez rumianego, wymachującego pięścią mężczyznę samochód wypadł z tunelu, Jack rzucił się w bok.
- KUUURRRWAAA... - wyrwało się kierowcy.
Wciąż oszołomiony, Jack odwrócił się i patrzył, jak samochód zjeżdża ze wzniesienia ku mieścinie - niewątpliwie Oatley.
4