Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Czy możesz ukazać mi jego twarz we Å›nie?
Sybilla utkwiła we mnie spojrzenie. Poczułem w kościach lodowaty dreszcz. W końcu potrząsnęła głową.
– Ale ja to muszÄ™ wiedzieć – zaprotestowaÅ‚em. – To sprawa wielkiej wagi!
Znów potrząsnęła głową i powiedziała:
– Gdyby wódz przybyÅ‚ do mnie, proszÄ…c, bym zgÅ‚adziÅ‚a jego wrogów, czyż nie odmówiÅ‚abym mu? Gdyby lekarz mnie odwiedziÅ‚ z proÅ›bÄ… o uzdrowienie jego pacjenta, czyż nie odesÅ‚aÅ‚abym go z kwitkiem? Wyrocznia nie istnieje po to, by wykonywać za ludzi ich zadania. Ale jeÅ›li ci ludzie przyszliby do mnie tylko po to, by zdobyć wiadomość, daÅ‚abym im jÄ…. Gdyby taka byÅ‚a wola boga, powiedziaÅ‚abym wodzowi, gdzie czai siÄ™ jego wróg, i powiedziaÅ‚abym lekarzowi, gdzie ma szukać uzdrawiajÄ…cego zioÅ‚a. Reszta należaÅ‚aby do nich. Cóż wiÄ™c mam z tobÄ… począć, Gordianusie z Rzymu? Twoim zadaniem jest szukanie wiadomoÅ›ci, ale ja nie bÄ™dÄ™ go wykonywać za ciebie. Gdybym daÅ‚a ci odpowiedź, jakiej pragniesz, ograbiÅ‚abym ciÄ™ ze Å›rodków, za pomocÄ… których mógÅ‚byÅ› dotrzeć do celu. GdybyÅ› stanÄ…Å‚ przed Krassusem, znajÄ…c jedynie imiÄ™ zbrodniarza, wyÅ›miaÅ‚by ciÄ™ albo ukaraÅ‚ za faÅ‚szywe oskarżenia. JeÅ›li nie zdobÄ™dziesz jej sam, posÅ‚ugujÄ…c siÄ™ wÅ‚asnymi umiejÄ™tnoÅ›ciami, wiadomość przez ciebie poszukiwana nie bÄ™dzie miaÅ‚a żadnego znaczenia. To, co gÅ‚osisz, musisz umieć udowodnić. Jest wolÄ… boga, bym ci pomogÅ‚a, ale nie bÄ™dÄ™ pracować za ciebie.
Potrząsnąłem głową. Jakiż był pożytek z Sybilli, skoro nie chciała wymamrotać zwykłego imienia? Czyż możliwe, by tego nie wiedziała? Zadrżałem na takie bluźniercze myśli, ale jednocześnie zdawało mi się, że z wolna zdejmują mi z oczu zasłonę i Sybilla znów zaczęła wyglądać podejrzanie podobnie do Iai.
Eko szarpnÄ…Å‚ mnie za ramiÄ™, by zwrócić na siebie mojÄ… uwagÄ™. UniósÅ‚ dÅ‚oÅ„, pokazujÄ…c dwa palce, drugÄ… uÅ‚ożyÅ‚ dwoma palcami w dół, co byÅ‚o jego znakiem okreÅ›lajÄ…cym czÅ‚owieka. Dwaj ludzie. ZawinÄ…Å‚ palce jednej dÅ‚oni na przegubie drugiej rÄ™ki, jak kajdany – co u niego oznaczaÅ‚o niewolnika. Dwaj niewolnicy.
Zwróciłem się znów do Sybilli.
– A ci dwaj zaginieni niewolnicy, Zeno i Aleksandros? Å»yjÄ… czy nie? Gdzie ich mogÄ™ znaleźć?
Sybilla skinęła głową w geście surowej aprobaty.
– Pytasz mÄ…drze. Powiem ci, że jeden z nich jest ukryty, a drugiego Å‚atwo zobaczyć.
– Tak?
– Powiem ci, że kiedy uciekli z Bajów, tu przybyli najpierw.
– Tutaj? Przyszli do twej jaskini?
– Przybyli szukać rady Sybilli. Przybyli jako niewinni, nie jako zbrodniarze.
– Gdzie ich teraz mogÄ™ znaleźć? – powtórzyÅ‚em.
– Tego, który jest ukryty, może z czasem odszukasz. Tego, którego Å‚atwo zobaczyć, znajdziesz w drodze powrotnej do Bajów.
– W lesie?
– Nie.
– Gdzież wiÄ™c?
– Jest taka skalna półka, z której dobrze widać jezioro Awernus...
– Olimpias pokazaÅ‚a nam to miejsce – potwierdziÅ‚em.
– Po lewej stronie znajdziesz wÄ…skÄ… Å›cieżkÄ™ prowadzÄ…cÄ… na brzeg jeziora. Zakryj usta i nos rÄ™kawem i zejdź aż do samej paszczy otchÅ‚ani. On tam na ciebie czeka.
– Kto? CieÅ„ zmarÅ‚ego zbiegÅ‚y z Tartaru?
– Poznasz go, gdy go ujrzysz. Przywita ciÄ™ z otwartymi oczami.
To prawda, że mogła to być sprytnie wybrana kryjówka. Ale jakiż człowiek mógłby biwakować na samym brzegu jeziora, wśród pary, siarki i odrażających upiorów? Półka skalna była dla mnie wystarczająco bliska jeziora. Zejść na jego brzeg? Znów poczułem dreszcz. Ze sposobu, w jaki Eko ściskał moje ramię, wywnioskowałem, że i jemu się ten pomysł nie podoba.
– Twój chÅ‚opiec – rzuciÅ‚a nagle Sybilla. – Czemu on nie mówi za siebie?
– On nie potrafi mówić.
– KÅ‚amiesz!
– Nie, on nie mówi.
– Czy urodziÅ‚ siÄ™ niemy?
– Nie. Gdy byÅ‚ bardzo maÅ‚y, chorowaÅ‚ na febrÄ™. Ta sama choroba zabiÅ‚a jego ojca. Od tamtej pory Eko już nigdy nie przemówiÅ‚. Tak mi powiedziaÅ‚a jego matka, zanim go porzuciÅ‚a.
– MógÅ‚by teraz mówić, gdyby spróbowaÅ‚.
Jak ona mogła powiedzieć coś takiego? Zacząłem protestować, ale przerwała mi.
– Daj mu spróbować. Powiedz, jak siÄ™ nazywasz, chÅ‚opcze?
Eko spojrzał na nią trwożliwie, a potem w jego oku zamigotał promyk nadziei. Oto nadszedł kolejny niezwykły moment w tym dniu pełnym niezwykłych zdarzeń. Prawie uwierzyłem, że w jaskini Sybilli niemożliwe może się stać możliwym. Eko musiał w to również uwierzyć. Otworzył usta. Gardło mu drżało, policzki się napięły.
– Powiedz mi swe imiÄ™! – domagaÅ‚a siÄ™ Sybilla.
Eko próbował. Twarz mu nabrzmiała, wargi drżały.
– Powiedz!