Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Gregory rozważał wszystko w milczeniu, potem zaś wziął głęboki oddech.
– Rebe, za ten czek można kupić wiele rzeczy – powiedziaÅ‚.
– Odpowiedz na moje pytanie! Mamy pieniÄ…dze. JesteÅ›my tu bogaci. ByliÅ›my bogaci, kiedy wyjeżdżaliÅ›my z Polski. ByliÅ›my bogaci, kiedy opuszczaliÅ›my Izrael. Odpowiedz na moje pytanie. Dlaczego pytasz o to akurat teraz?
W pokoju nie było widać bogactwa, ale uwierzyłem mu.
Znałem ludzi jego pokroju. Żył po to, by studiować Torę, przestrzegać zasad i modlić się, a także po to, by udzielać porad tym, którzy wierzyli, iż potrafi spoglądać w duszę i czynić cuda, dla których był narzędziem Boga.
Poczułem tętnienie krwi, bardzo mocne. Poczułem przepływ powietrza w swoim wnętrzu. Moje siły stopniowo narastały, odkąd słowa zostały wypowiedziane. Kości musiały tu być. Tak, to on je miał i w jakiś sposób zdołał mnie wezwać. Położył na nich ręce, odczytał słowa, odmówił modlitwę... to musiał być ten starzec, ale jak zdołał tego dokonać i dlaczego nie zgładziłem go od razu?
Z głębi pamięci, niczym kometa, przybyła twarz, którą znałem i kochałem. W jednej chwili pomiędzy setkami lat został przerzucony pomost.
Była to twarz Samuela, o którym ci opowiadałem. Samuela ze Strasburga. Był to Pan, który sprzedał mnie za swoje dzieci, tak jak ja niegdyś sprzedałem się za dzieci Boga. We wspomnieniach ujrzałem skrzynkę.
Gdzie znajdowała się teraz?
Wspomnienia były gorzkie, niewyraźne. Nie chciałem ich. Pretensje rozpraszały mnie i nie mogły zmienić przeszłości; ona nie zmieni się już nigdy, nigdy.
Stałem w tym ciepłym pokoju w Brooklynie, inny stary naukowiec był otoczony zakurzonymi księgami, zaklęciami i urokami, a ja go nienawidziłem. Pogardzałem nim. Oczywiście był o wiele bardziej cnotliwy niż Samuel, zwłaszcza w ostatnich chwilach, kiedy kazał mi odejść do piekła.
Nienawidziłem tego rabina niemal tak, jak nienawidził go wnuk.
A wnuk?
Kim dla mnie był ten wymowny Gregory Belkin i jego ogólnoświatowa sekta? Ale jeśli to on zabił Esterę...
Powstrzymałem się. Zdławiłem w sobie wściekłość i ból; nakazałem sobie: bądź jedynie żywy i milcz.
Ten młodszy, wspaniały niczym książę, czekał cierpliwie tak jak ja, aż cadyk ochłonie.
– Dlaczego pytasz mnie o to wÅ‚aÅ›nie teraz? – powtórzyÅ‚ starzec.
Pomyślałem o dziewczynie, tym czułym dziewczęciu, głowie odwróconej na noszach. Jakże pełen podziwu i dobroci był jej słaby szept. Sługa Kości.
Starzec nagle stracił nad sobą panowanie. Nie pozwolił Gregory’emu odpowiedzieć. Zasypał go gniewnymi pytaniami.
– Co tobÄ… kieruje, Gregory? – powiedziaÅ‚ po angielsku. MówiÅ‚ takim tonem, jakby naprawdÄ™ chciaÅ‚ siÄ™ tego dowiedzieć. UniósÅ‚ siÄ™ z krzesÅ‚a i stanÄ…Å‚ na wprost wnuka. – ZadaÅ‚eÅ› mi pytanie. Pozwól, że ja także o coÅ› ciÄ™ spytam. Czy jest na tym Å›wiecie coÅ›, co chciaÅ‚byÅ› mieć? JesteÅ› bogaty ponad wszelkie wyobrażenie, tak bogaty, że nasz majÄ…tek wydaje siÄ™ kroplÄ… w morzu, a jednak stworzyÅ‚eÅ› KoÅ›ciół, który zwodzi tysiÄ…ce osób, tworzysz prawa, które wcale nie sÄ… prawami. Sprzedajesz książki i programy telewizyjne, które niczego nie mówiÄ…. MogÅ‚eÅ› być Mahometem lub Chrystusem! A potem zabiÅ‚eÅ› swÄ… córkÄ™. Tak, zrobiÅ‚eÅ› to. WejrzaÅ‚em w ciebie. Wiem, że jÄ… zabiÅ‚eÅ›. WysÅ‚aÅ‚eÅ› tych ludzi. Jej krew byÅ‚a na tym samym narzÄ™dziu, które ich zabiÅ‚o. Czy ich także siÄ™ pozbyÅ‚eÅ›? Czy też twoi wyznawcy wynajÄ™li zabójców, a potem ich usunÄ™li? Co ci siÄ™ marzy, Gregory, dlaczego Å›ciÄ…gnÄ…Å‚eÅ› na nas takie zÅ‚o i wstyd, że Mesjasz nie może ani chwili dÅ‚użej pozostawać w oddaleniu! OdebraÅ‚eÅ› mu wybór!
Uśmiechnąłem się. Była to piękna przemowa. Zapomniałem o Zurvanie i innych mądrych i elokwentnych, i z przyjemnością słuchałem, z jakim przekonaniem starzec mówił. Teraz spodobał mi się bardziej.
Gregory dostosował się do sytuacji, posmutniał, lecz nadal milczał. Pozwalał starcowi wyładować gniew.
– MyÅ›lisz, że nie wiem, jak to zrobiÅ‚eÅ›? – mówiÅ‚ rebe. UsiadÅ‚ z powrotem na krzeÅ›le. MusiaÅ‚. Gniew pozbawiÅ‚ go siÅ‚. – Wiem. Znam ciÄ™ i znaÅ‚em ciÄ™ jak nikt od dnia, w którym siÄ™ urodziÅ‚eÅ›. Natan, twój bliźniaczy brat, nie zna ciÄ™. Natan modli siÄ™ za ciebie, Gregory!
– A ty nie, prawda, dziadku? Już odmówiÅ‚eÅ› modlitwÄ™ za mnie, prawda?
– Tak, odmówiÅ‚em kadisz, kiedy opuÅ›ciÅ‚eÅ› ten dom, i gdybym dostaÅ‚ znak z nieba, wÅ‚asnymi rÄ™kami poÅ‚ożyÅ‚bym kres twojemu życiu, ÅšwiÄ…tyni UmysÅ‚u i twoim kÅ‚amstwom!
Czy rzeczywiście?
– To siÄ™ Å‚atwo mówi, dziadku – powiedziaÅ‚ Gregory, niezrażony. – Każdy zdobyÅ‚by siÄ™ na wiele, gdyby dostaÅ‚ znak z nieba. Ja uczÄ™ moich wyznawców kochać w Å›wiecie, w którym nie zdarzajÄ… siÄ™ takie znaki!
– Uczysz ich, jak majÄ… ci dawać pieniÄ…dze. Uczysz ich, jak majÄ… sprzedawać twoje książki. Jeszcze raz podniesiesz gÅ‚os i opuÅ›cisz mój dom, nie usÅ‚yszawszy odpowiedzi na swoje pytania. Twój brat nie wie o tym, o czym mówisz – o tych dawnych wspomnieniach z dzieciÅ„stwa. Nie byÅ‚o go tam. Tamten dzieÅ„ nadal żyje w mojej pamiÄ™ci. Nie pozostaÅ‚ już nikt żywy, kto o tym wie.
Gregory uniósł rękę. Spokój, cierpliwość.