ďťż
Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, Ĺźeby mĂłc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Wyćwiczonymi ruchami odrzucając miecze ogarniętych szałem ludzi, Folko chcąc nie chcąc przypomniał sobie polną miedzę w Amorze i spokojną jesień, kiedy on,...i pracowaÂł razem, Âże czuÂł w sobie obroty kó³, dyszenie maszyny, caÂły wysiÂłek pracy, wielkš, dzikš rozkosz lecenia bez pamiĂŞci wskroœ pustych zimowych pĂłl i...Profilaktyka zaburzeń emocjonalnych to przede wszystkim uczenie dziecka róŸnych sposobów radzenia sobie w sytuacjach trudnych, a nie tylko ochrona dziecka przed...Przekonania Jak juĹź mĂłwiliśmy, dzieci prĂłbują sobie radzić kształtując bardzo głębokie, podstawowe przekonania na temat własnej osoby i innych ludzi -...Potem kaĹźdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóş, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Czy duchy, ktĂłre walczyły ze sobą za Ĺźycia, uwaĹźają się jeszcze po śmierci za nieprzyjaciół i czy są jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wzięte, jak za...— Uratowałaś nas, pani, od najgorszego — zaprzeczyła dziewczyna przypomniawszy sobie noc spędzoną w jaskini...Prowadzący kampanie antynikotynowe popełniają jeden wielki błąd, a polega on na tym, Ĺźe rzadko zadają sobie pytanie, dlaczego ludzie w ogĂłle chcą palić? Wydaje...Tak sobie często myślał w minionych latach Baldini, rano, gdy schodził wąskimi schodkami do sklepu, wie­^r 112 ^' ^' 113 ^rczorem, gdy opróşniał...Większość gubernatorĂłw nie zdawała sobie bowiem spra­wy, Ĺźe kryzys osiągnął poziom, ktĂłry juĹź w tej chwili naleĹźało uznać za ogromną katastrofę...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Innymi słowy: "Cierpię dlatego, że tak kurczowo wszystkiego się trzymam". Nie chodzi o to, byœmy się zadręczali czy zostali męczennikami. Powiedzenie to oznacza tyle, że ból rodzi się z kurczowego przywišzania do własnych wyobrażeń i że, znalazłszy się w trudnej, niechcianej sytuacji, najczęœciej uciekamy w obwinianie innych.
Nawykowo wznosimy mur oskarżeń uniemożliwiajšcy prawdziwe porozumienie z innymi, umacniamy go koncepcjami na temat tego, kto ma rację, a kto się myli. Postępujemy w ten sposób zarówno z najbliższymi, jak i z systemami politycznymi - z wszystkim, co nam się w innych nie podoba. Obwinianie innych to bardzo rozpowszechniony, stary jak œwiat i doprowadzony do perfekcji sposób na polepszanie sobie samopoczucia. Zrzucajšc winę na innych, próbujemy ochronić swoje serce - to, co w nas najbardziej kruche, otwarte i wrażliwe. Zamiast ogarnšć swój ból, uciekamy od niego, usiłujšc odzyskać za wszelkš cenę poczucie bezpieczeństwa.
Słowa "szukaj winy w sobie" mogš stanowić dla nas inspirację, dzięki której zaczniemy uwalniać się od tej mocno zakorzenionej, nawykowej skłonnoœci do oczekiwania, by wszystko układało się po naszej myœli. Gdy znów odezwie się w nas potrzeba obwiniania innych, spróbujmy najpierw odczuć, czym jest kurczowe trzymanie się siebie. Czego doœwiadczamy, nienawidzšc i odrzucajšc? Co czujemy, oburzajšc się, a co - œwięcie wierzšc w swoje racje?
Każdy z nas ma nieprzebrane pokłady wrażliwoœci i wielkie serce. Musimy zatem zaczšć od dotknięcia [112] tych wrażliwych miejsc. Tym właœnie jest współczucie. Gdy choć na chwilę przestaniemy obwiniać cały œwiat, otworzy się w nas przestrzeń, w której doœwiadczymy swojej wrażliwoœci - to tak, jakbyœmy dotykali rozległej rany głęboko ukrytej pod pancerzem stworzonym przez nawyk oskarżania całego œwiata.
Dopóki nie rozwiniemy w sobie zdolnoœci przeżywania bólu z otwartym sercem i odwagi, by się z tym bólem zmierzyć, takie buddyjskie pojęcia jak "współczucie" czy "pustka" będš dla nas niewiele znaczyć. Dla przykładu, gdy odczuwamy gniew, najczęœciej radzimy sobie z nim na dwa sposoby: mamy pretensje do innych i obwiniamy ich lub sami czujemy się winni z powodu swojej złoœci i oskarżamy siebie.
Obwiniajšc siebie lub innych, okopujemy się na swoich pozycjach. Nie tylko stwierdzamy, że coœ jest "złe", lecz chcemy to również naprawić. Każdej relacji z innymi: w rodzinie, pracy czy wspólnocie duchowej, towarzyszy goršczkowa chęć poprawiania wszystkiego. Być może dany zwišzek nie spełnia do końca naszych oczekiwań, próbujemy więc maksymalnie go ulepszyć, czujšc się dzięki temu w pełni usprawiedliwieni. Opowiadamy naokoło, że choć zachowanie naszego dziecka, męża, żony, nauczyciela czy przyjaciela jest dziwaczne i trudne do zaakceptowania, to majš oni dobre intencje. Albo utwierdziwszy się w jakimœ dogmacie, raczej damy się zabić, niż z niego zrezygnujemy. A wszystko po to, by poczuć się bezpiecznie. Wydaje nam się, że aby œwiat sprostał naszym oczekiwaniom, musimy go naprawiać. Gdy jesteœmy u granic wytrzymałoœci i nie możemy już dłużej znieœć danej sytuacji, uznajemy, że jest zła. Sš zatem tylko dwa [113] wyjœcia - albo sytuacja odpowiada naszemu pojęciu dobra, albo jest zła.
Proces ten zaczyna się od nas samych. Osšdzamy siebie przez całe życie, dzień po dniu. Żeby mieć dobre samopoczucie, musimy być przekonani, że postępujemy słusznie. Jeœli zdarzy się nam pomylić, czujemy się Ÿle. Powinniœmy jednak okazywać sobie więcej współczucia. Możemy zaobserwować to na przykładzie sytuacji, w których wydaje nam się, że mamy rację: jest nam wówczas miło. Wiele osób może nam przytakiwać. Lecz co się dzieje, gdy ktoœ się z nami nie zgadza? Czy reagujemy agresywnie? Gdy wejrzymy w swój gniew, zrozumiemy, że sš to te same emocje, które pchajš ludzi do wojen, te same uczucia, które prowadzš do zamieszek na tle rasowym: œwięte oburzenie, wœciekłoœć i przeœwiadczenie, że to my zawsze mamy rację. Możemy też przyjrzeć się swym emocjom w sytuacjach, gdy myœlimy, że nie mamy racji, gdy utwierdzamy się w tej opinii i wpadamy w ponury nastrój. To dualistyczne myœlenie sprawia, że zamykamy się w sobie i swoim małym œwiecie. Pragnienie, by stworzone przez nas sytuacje i zwišzki były trwałe i jednoznaczne, przesłania fakt, że wszystko w swej istocie jest pozbawione trwałoœci.
Zamiast dzielić ludzi na dobrych i złych i hołubić w sobie te skrajne stany, możemy wybrać drogę œrodka. Podšżanie tš drogš jest, używajšc przenoœni, niczym jazda na ostrzu brzytwy: nie zeœlizgujemy się ani w tę, ani w tamtš stronę. Na drodze œrodka nie możemy kurczowo trzymać się swojej wersji rzeczywistoœci. Otworzywszy serce i umysł, dojdziemy w końcu do przekonania, że gdy coœ potępiamy, to po to, by odzyskać [114] poczucie bezpieczeństwa. Analogicznie działamy również wtedy, gdy coœ akceptujemy. Czy nasze serca i umysły mogš dojrzeć na tyle, by przebywać w tej otwartej przestrzeni, w której nie ma pewnoœci, kto jest dobry, a kto zły? Czy jesteœmy w stanie wejœć do pokoju, w którym ktoœ siedzi, nie majšc w zanadrzu żadnego gotowego scenariusza, nie wiedzšc, co powiemy, nie klasyfikujšc wstępnie tej osoby? Czy potrafimy ujrzeć, usłyszeć i odebrać innych takimi, jakimi sš naprawdę? To jest właœnie skuteczna praktyka, pozwalajšca nam zaprzestać goršczkowego poszukiwania poczucia bezpieczeństwa - dzielenia na dobre i złe. Prawdziwy kontakt może zaistnieć tylko w otwartej przestrzeni.
Niezależnie od tego, o kogo lub o co chodzi - o nas samych, naszego kochanka, szefa, dziecko, miejscowego kloszarda czy sytuację politycznš - musimy mieć odwagę, by przed nikim nie zamykać serca i nikogo nie traktować jak wroga. Postrzegajšc w taki sposób, nie będziemy już mogli przypisywać rzeczom skrajnie pozytywnych albo negatywnych wartoœci - œwiadomi, że w swoim bogactwie wymykajš się one wszelkim kategoriom. Wszystko jest wieloznaczne i podlega cišgłym przemianom, a ludzkie reakcje sš tak różne, jak różni sš ludzie. Próba ustalenia, co jest absolutnie słuszne, a co błędne, to jedynie sztuczka służšca zapewnieniu sobie komfortu i poczucia bezpieczeństwa.