Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Nie sądziłem, że coś takiego może się przydarzyć Arlekinowi.
- Winston wysadził nas przy placu - wyjaśniła Maya. - Nie potrafiłyśmy znaleźć
właściwej ulicy.
- Ale ja zapytałam pana sprzedającego rybę z frytkami.
- Teraz rozumiem. Wy tak naprawdę wcale się nie zgubiłyście. - Simon puścił oko do
Alice. - Jak napisał w swojej książce Sparrow, kultywowałyście przypadkowość.
W czasie gdy Lumbroso rozmawiał z dziewczynką, Maya skupiła się na obserwowaniu
tłumu ludzi przybyłych, aby wysłuchać Travelera. Każdego z obecnych w restauracji mogła
zaszeregować do jednej z dwu grup. Jugger i jego przyjaciele mieścili się w pierwszej,
skupiającej wszelkiego rodzaju subkultury żyjące poza Rozległą Siecią, i stanowili naturalne
zaplecze ruchu. Bez względu na wyznawaną filozofię i zapatrywania polityczne ludzie ci
ubierali się bardzo podobnie - nosili dżinsy, ciężkie buty i stare kurtki. Jeśli chodzi o
technologię, mieszali zacofanie z nowoczesnością. Część z nich odmawiała używania kart
kredytowych i hodowała ekologiczną żywność na dachach domów, ale komputery i komórki
zawsze musieli mieć najnowsze.
Prócz nich na spotkanie trafiła także druga grupa. Maya nie rozpoznawała w niej nikogo.
W odróżnieniu od frakcji Free Runnerów ci ludzie wyglądali na takich, co płacą w terminie
rachunki, wychowują dzieci i codziennie chodzą do pracy. Nie czuli się zbyt komfortowo,
siedząc na rozkładanych krzesłach tuż obok zaniedbanych dwudziestolatków.
Właścicielem tego lokalu był niski mężczyzna z siwą brodą, przypominający z wyglądu
ogrodowego krasnala. Robił tutaj jednocześnie za kucharza i kelnera, uwijając się pomiędzy
licznymi gośćmi z ziołową herbatą i sokami owocowymi. Maya zastanawiała się, czy ktoś
obcy nie przyłączył się do oczekujących, ale zauważyła szybko, że krasnal sprawdza
nazwiska przybyłych. Gdy zbliżył się do ich stolika, zapytał ściszonym głosem:
- To comiesięczne spotkanie Towarzystwa Kompostowego Południowego Londynu. Czy
są państwo jego członkami?
- Nawet założycielami - odparł wyniośle Simon. - Nazywam się Lumbroso, a te dwie
młode damy są moimi przyjaciółkami.
Gdy właściciel sprawdził wszystkich obecnych, zamknął drzwi wejściowe i pośpieszył do
kuchni. Minutę później na salę wyszedł Linden. Czysty Arlekin, pomyślała Maya. Wielki
Francuz był spokojny, ale czujny. Chociaż nie pokazał noszonej broni, w jego postawie było -
może za sprawą pewności siebie, z którą się obnosił - coś przerażającego.
- C'est bien - rzucił za siebie i Gabriel wyszedł z ukrycia. Traveler wyglądał na bardzo
zmęczonego, wręcz kruchego, jakby jego opuszczone ciało spędziło zbyt wiele dni w
kryjówce. Maya zapragnęła wstać, wyciągnąć miecz i uwolnić go od tych ludzi. Może go
potrzebowali, ale na pewno nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa, na jakie musiał się
dla nich narazić.
Gabriel obszedł salę, aby powitać osobiście każdego, kto przyszedł na spotkanie.
Wszystkim spoglądał prosto w twarz, dzięki czemu mógł zauważyć każdą, nawet trwającą
ułamki sekund reakcję. Maya wątpiła, by ktokolwiek z zebranych słyszał o tej jego
umiejętności, ale ona wiedziała, że Gabriel czyta w nich jak w otwartych księgach,
wychwytując wszelkie lęki i wahania.
Simon pochylił się nad stołem.
- Zauważyłyście tę zmianę? - wyszeptał. - Od momentu, w którym się pojawił, ci ludzie
stali się zorganizowanym ruchem.
Maya skinęła głową, obserwując wspomnianą przemianę. Nawet Eryk Vinski, ekspert
komputerowy nazywający siebie Nocnym Jastrzębiem, wyprostował się w wózku, gdy
Gabriel podszedł do niego. W końcu Traveler dotarł do ich stolika, dotknął ramienia Alice i
skinął głową Simonowi.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Zgubiłyśmy się - odparła Alice.
- To nic złego. Zgubienie się czasem oznacza znalezienie innej drogi do celu.
Odwrócił się i odszedł. Nie powiedział ani słowa do Mai. Nawet się nie uśmiechnął.
Noszę w sobie twoje dziecko, chciała krzyknąć za nim. Sama myśl o tym mocno ją
zdenerwowała. Zacisnęła mocno usta, aby te słowa nie wyrwały się z nich przypadkiem.
Gabriel stanął na środku restauracji. Gdy uniósł lekko dłoń, wszyscy natychmiast
zamilkli.