Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
WszechÂœwiat.
Moc.
Wszystko jest jednoœci¹.
Yuuzhanie i rasy Nowej Republiki.
Jacen i Mózg Œwiata.
Kiedy zdradzi³em ciebie, zdradzi³em te¿ i siebie samego. Kiedy
zabi³em twoich braci, zabija³em kawa³ki siebie. Mo¿esz mnie zabiæ,
ale ja i tak bêdê ¿y³ w tobie.
Jesteœmy Jednoœci¹.
Jacen nie wie, czy s³owa te zosta³y wypowiedziane przez niego do
Mózgu Œwiata, czy przez Mózg Œwiata do niego, gdy¿ Jacen i Mózg
Œwiata s¹ jedynie dwiema odmiennymi twarzami tego samego. Na-
zwij to Wszechœwiatem, Moc¹ albo Istnieniem. To tylko s³owa.
Pó³prawdy. K³amstwa.
222
K³amstwa.
Prawda jest zawsze wiêksza od s³ów, które j¹ opisuj¹.
Zgrzyt œwietlnego ostrza po amphistaffie – dŸgniêcie, które wpro-
wadza skwiercz¹c¹, niszczycielsk¹ energiê poprzez skórzast¹ b³onê
miêdzy kciukiem a palcem wskazuj¹cym Yuuzhanina w miejscu, gdzie
d³oñ styka siê z amphistaffem.
Œwiat wiruj¹cy w wysokim salcie nad g³owami dwóch wojowni-
ków, szar¿uj¹cych ramiê przy ramieniu; bezw³adny upadek, kiedy po-
jedynczy miecz œwietlny rozcina dwa karki i pozbawia dwa cia³a ra-
mionÂ…
Zdumione mrugniêcie wojownika, kiedy ametystowe ostrze ener-
gii przeszywa mu usta i przesuwa siê w górê, aby wypaliæ trzycenty-
metrowej szerokoœci tunel od podniebienia a¿ po czubek g³owy…
Takie krótkie mgnienia sk³adaj¹ siê na œmieræ Gannera Rhysode’a:
Œmierdz¹ca spalonym mlekiem krew Yuuzhan sma¿¹ca siê na jego
mieczuÂ…
Linie pal¹cego lodu – ciêcia pozostawiane na jego ciele przez
amphistaffyÂ…
Zimny p³omieñ jadu amphistaffa po¿eraj¹cy jego nerwy…
To tylko nutki melodii w symfonii Mocy Gannera. Moc nie tylko
daje mu si³y, nie tylko go unosi i obraca; kr¹¿y równie¿ w jego ¿y³ach
w rytmie wszechÂœwiataÂ…
On sam sta³ siê Moc¹, a Moc sta³a siê nim.
Nie jest bezpoœrednio œwiadom sekwencji swojej œmierci: czas znik³
wraz z lêkiem, zw¹tpieniem i bólem w tej wiecznej sekundzie, kiedy
odda³ kontrolê nad sob¹. Stoj¹c pod ³ukiem w oczekiwaniu na Yuuzhan
Vongów, Ganner zrozumia³, ¿e w³aœnie tu i w³aœnie teraz jest ta chwi-
la, dla której prze¿y³ ca³e swoje ¿ycie.
Ju¿ dzieñ narodzin postawi³ go na tej drodze; ka¿dy triumf i ka¿da
tragedia, ka¿dy szalony wyczyn i poni¿enie, ka¿dy przypadkowy i bez-
u¿yteczny zwrot okrutnego losu nawarstwia³ siê w nim, gromadzi³ jak
fala wszechogarniaj¹cego przyp³ywu poza barierami opanowania.
Bariery te zbudowali rodzice, próbuj¹c wyg³adziæ szorstkie krawêdzie
jego arogancji; zbudowali je drwi¹cym œmiechem jego towarzysze
zabaw, kiedy wydrwiwali ka¿d¹ próbê zaimponowania im; do³o¿y³ siê
do nich nawet trening u LukeÂ’a SkywalkeraÂ…
„Jedi siê nie popisuje, Gannerze – mawia³ Luke. – Walka to nie
gra. Dla Jedi walka jest klêsk¹. To tragedia. Kiedy trzeba rozlaæ krew,
223
Jedi robi to szybko, w sposób chirurgiczny, z powag¹ i szacunkiem. Ze smutkiem”.
Ganner tak d³ugo próbowa³, tak bardzo siê stara³ byæ tym, czym
powinien byæ wed³ug nich wszystkich; usi³owa³ kontrolowaæ swoj¹
têsknotê do dramatu, elegancji, wdziêku, artyzmu; próbowa³ byæ do-
brym synem, dobrym przyjacielem, pokornym cz³owiekiem, dobrym
JediÂ…
Ale tu, pod ³ukiem, nadszed³ dla niego koniec prób.
Nie ma ju¿ powodu, ¿eby opieraæ siê prawdzie o sobie samym.
Odgrywanie roli bohatera jest nareszcie dozwolone.
Wiêcej, jest konieczne.
Aby utrzymaæ ³uk, nie wystarczy raniæ i zabijaæ, nie wystarczy
byæ spokojnym, precyzyjnym, smutnym…
Aby utrzymaæ ³uk, nie mo¿e po prostu mordowaæ; musi to robiæ
bez wysi³ku, beztrosko, ze œmiechem. Radoœnie.
Aby utrzymaæ ³uk, musi tañczyæ, wirowaæ, skakaæ i wywijaæ salta,
wyzywaj¹c kolejnych przeciwników. Kolejne ofiary.
Musi sprawiæ, ¿eby siê zawahali, zanim przed nim stan¹.
Musi sprawiæ, ¿e bêd¹ siê baæ…
Wypowiedzia³ te s³owa: znalaz³ magiczne zaklêcie, zdolne prze-
³amaæ tkwi¹ce w nim bariery i uwolniæ powódŸ.
Nikt nie przejdzie.
W³ada broni¹ poleg³ego bohatera, ale to on jest teraz bohaterem,
a polegn¹ inni.
On powstanie.
Moc z hukiem przep³ywa przez niego, a on z hukiem przep³ywa
przez Moc. Odrzucaj¹c wiêzy opanowania, odk³adaj¹c na bok rozs¹-
dek, odpowiadaj¹c jedynie na przyp³yw namiêtnoœci i radoœci, nagle
odnajduje Moc, o jakiej nawet mu siê nie œni³o.
Sam sta³ siê walk¹.
Nie jest œwiadom zwa³ów trupów zalegaj¹cych tunel; stopy wy-
mijaj¹ je zwinnie bez udzia³u jego woli.
Nie jest œwiadom skrêconych arkuszy durabetonu, które wyci¹-
gn¹³ z ruin Wielkich Wrót, a które kr¹¿¹ teraz wokó³ niego, by wy-
chwyciæ grad ¿uków udarowych i os³aniaæ go z boków.