Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Nie zamierzał wpuścić nieproszonych gości do domu.
- Witam panów - powiedział. Serce biło mu jak oszalałe. Robił wszystko, żeby mówić spokojnym, pogodnym tonem. Wygląda na to, że kogoś szukacie.
- Jestem szeryfem z hrabstwa Spotsylvania. Szukam dziewczyny, niejakiej Peggy Knapp - oświadczył jeden z mężczyzn.
- Zauważyłem psy. Czy posłał je pan do kwater niewolników?
- Tak.
- Dobra robota, szeryfie. W ten sposób zaskoczycie niewolników podczas snu i trudno im będzie łgać.
- Cieszę się, że aprobujesz moje metody - odparł z przekąsem szeryf. - Chcemy wejść do domu.
Skazaniec nie mógł sprzeciwić się rozkazowi wydanemu przez wolnego człowieka. Mack ustąpił z drogi i szeryf przekroczył próg. Miał nadzieję, że ludzie szeryfa nie będą przeszukiwać domu.
- Dlaczego nie śpisz o tej porze? - zapytał z nagle rozbudzoną podejrzliwością szeryf. - Sądziliśmy, że to dopiero my postawimy wszystkich na nogi.
- Jestem rannym ptaszkiem. Szeryf chrząknął.
- Czy twój pan jest w domu? - zapytał.
- Tak.
- Zaprowadź nas do niego.
Mack jednak nie chciał wprowadzać ich na piętro; znaleźliby się zbyt blisko Peg.
- Wydawało mi się, że pan Jamisson już wstał - powiedział. - Zaraz go tu sprowadzę.
- Nie. Wolimy sami pójść do niego. Najwyraźniej zamierzał wziąć wszystkich przez zaskoczenie. Mack zaklął w duchu, ale nie mógł przecież się sprzeciwiać.
- Tędy, proszę panów - powiedział i poprowadził ich w stronę schodów.
Zastukał do drzwi Jaya. W chwilę później w progu pojawił się gospodarz, w zarzuconym na nocną koszulę szlafroku.
- O co, do wszystkich diabłów, chodzi? - zapytał poirytowany.
- Jestem szeryf Abraham Barton. Przepraszam za ten poranny najazd, ale szukamy dziewczyny, która zabiła Burgo Marlera. Czy słyszał pan coś o Peggy Knapp?
Jay popatrzył na Macka.
- Oczywiście. To złodziejka i wcale się nie dziwię, że popełniła w końcu morderstwo. Pytał pan McAsha, czyją tu widział? Szeryf popatrzył na Macka ze zdziwieniem.
- To ty jesteś McAsh? Nie powiedziałeś nam, jak się nazywasz.
- Bo pan nie pytał.
Bartona nie zadowoliła ta odpowiedź.
- Czy wiedziałeś, że pojawię się u was o świcie?
- Nie.
- Więc dlaczego tak wcześnie wstałeś? - wtrącił podejrzliwie Jay.
- Gdy pracowałem w kopalni pańskiego ojca, wstawałem o drugiej w nocy. Weszło mi to w krew i teraz również budzę się bardzo wcześnie.
- Jakoś nigdy tego nie zauważyłem.
- Bo też pan nigdy nie wstaje o świcie.
- Nie bądź bezczelny.
- Kiedy po raz ostatni widziałeś Peggy Knapp? - zapytał Barton.
- Pół roku temu, gdy zabierano mnie z pokładu “Rosebud”.
- Mogły ją ukryć czarnuchy - powiedział do Jaya szeryf. - Ale zabraliśmy ze sobą psy, więc ją wytropią. Jay niedbale machnął ręką.
- Róbcie, co musicie robić.
- Chcemy też przeszukać dom - dodał Barton. Mack wstrzymał oddech. Nie sądził, że dojdzie aż do tego. Jamisson zmarszczył brwi.
- Przecież jej tu nie ma - mruknął.
- Ale na wszelki wypadek...
Jay wahał się chwilę i Mack miał już nadzieję, że zbeszta szeryfa i każe mu się wynosić do wszystkich diabłów, ale on wzruszył tylko ramionami i powiedział:
- Oczywiście, szukajcie, jeśli musicie. Mackowi zamarło serce.
- W rezydencji przebywam tylko z żoną - oświadczył Jay. - Poza tym dom jest pusty. Ale szukajcie. Co mnie to obchodzi?
Powiedziawszy to, zamknął drzwi.
- W którym pokoju śpi pani Jamisson? - zapytał szeryf. Mack przełknął ślinę.
- W sąsiednim - odparł. Podszedł do drzwi sypialni Lizzie, delikatnie zapukał i powiedział przez ściśnięte gardło:
- Pani Jamisson? Czy pani śpi?
Po dłuższej chwili drzwi otworzyły się i w progu stanęła Lizzie.
- Na Boga, kto mnie budzi o tej porze? - zapytała udając, że wyrwano ją właśnie z głębokiego snu.
- Szeryf poszukuje zbiega. Lizzie otworzyła szerzej drzwi.
- Cóż, tutaj go na pewno nie ma - powiedziała. Mack zajrzał do pokoju, ciekaw, gdzie skryła się Peggy.
- Czy możemy na chwilę wejść? - zapytał szeryf.
W oczach Lizzie pojawił się błysk strachu i Mack zastanawiał się przez chwilę, czy Barton to spostrzegł. Lizzie, udając, że jest jeszcze kompletnie zamroczona snem, wzruszyła ramionami.
- Proszę bardzo - powiedziała.