Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Spotkasz swojego brata. Wiesz już, że jest tylko prowincjonalnym błaznem, ale wciąż pozostaje twoją nemezis, miarą, którą mierzysz siebie. W dodatku jedziesz ze mną i stale jesteś świadom, że powinieneś zrobić na mnie wrażenie.
- A po co mam na tobie robić wrażenie, Honore?
- Ponieważ kiedyś, przyjacielu, umieszczę cię w powieści. Pamiętaj, że do mnie należy władza ostateczna. W pewnych granicach możesz decydować, co uczynisz ze swoim życiem. Ale ja zdecyduję, co inni o tobie pomyślą, i to nie tylko teraz, ale nawet po twojej śmierci.
- Jeśli wtedy ktoś będzie jeszcze czytał twoje książki.
- Nic nie rozumiesz, mój drogi głupku. Czy będą je czytać, czy nie, mój osąd nad twoim życiem zachowa wagę. Takie rzeczy zaczynają żyć po swojemu. Nikt nie pamięta później oryginalnych źródeł i nikt się nimi nie przejmuje.
- Chcesz powiedzieć, że ludzie zapamiętają tylko to, co o mnie napiszesz, a ciebie zapomną całkowicie?
Honore zachichotał.
- Nie wiem, co będzie z tobą, Calvinie, ale ja zamierzam przetrwać w ludzkiej pamięci. Z drugiej jednak strony co mnie obchodzi, czy mnie zapamiętają? Chyba nic. Żyłem bez miłości własnej matki; nie dbam o miłość obcych ludzi, którzy jeszcze się nie narodzili.
- Nie o to chodzi, czy cię zapamiętają - stwierdził Calvin. - Chodzi o to, czy zmienisz świat.
- Pierwsza zmiana, jakiej dokonam, to że muszą o mnie pamiętać! - Honore zawołał to tak głośno, że woźnica otworzył okienko i zapytał, czy czegoś od niego chcą.
- Szybciej - zażądał Honore. - Mniejszych wybojów. Aha, i kiedy konie sobie ulżą, mniej smrodu!
Woźnica burknął coś i zatrzasnął okienko.
- Nie zamierzasz zmieniać świata? - zdziwił się Calvin.
- Zmieniać? To marny projekt, zalatujący nędzną ambicją i pogardą dla samego siebie. Twój brat zamierza zbudować miasto. Ty chcesz je zburzyć na jego oczach. Ale ja mam wizję, Calvinie. Planuję stworzyć nowy świat, świat bardziej fascynujący, pochłaniający, czarodziejski, złożony, piękny i realny niż ten istniejący.
- Chcesz pokonać Boga?
- Za wiele czasu poświęcił na geologię i botanikę. Dla Niego Adam był jedynie dodatkiem: a przy okazji, zrobiłem już człowieka? Nie, ja nie popełnię tego błędu. Skupię się na ludziach, a naukę poutykam w różne szpary.
- Różnica polega na tym, że twoi ludzie będą uwięzieni w małych czarnych znaczkach na papierze.
- Moi ludzie będą bardziej realni niż te płytkie istoty stworzone przez Boga! Jak On, stworzę je na własny obraz i podobieństwo, tyle że wyższych. Moi zyskają bardziej wyrazistą rzeczywistość, więcej życia wewnętrznego, więcej związków z żywym światem wokół nich niż ci ubłoceni chłopi, wyrachowani dworzanie z pałacu, zarozumiali żołnierze czy hałaśliwi ludzie interesu, którzy obecnie rządzą w Paryżu.
- Może zamiast się martwić, że cesarz nas zatrzyma, powinienem się bać, że uderzy w nas grom?
Miał to być żart, ale Honore odpowiedział z powagą:
- Calvinie, jeśli Bóg chciałby porazić cię za coś gromem, to już byś nie żył. Nie udaję, że wiem, czy Bóg istnieje, ale powiem ci jedno: staruszek trzęsie się w tej chwili! Mówi groźnie, ale to tylko wspomnienia dawnej potęgi! Nie ma już władzy! Nie może nas zatrzymać! Pewno, mógłby wykreślić nas z testamentu, ale sami zdobędziemy fortunę. Niech stary odstąpi, bo nasz mknący powóz ochłapie go błotem!
- Czy ty w ogóle miewasz jakieś chwile zwątpienia?
- Nigdy - oświadczył z przekonaniem Honore. - Żyję ze stałą pewnością klęski i stałą pewnością własnego geniuszu. To rodzaj szaleństwa, ale bez niego prawdziwa wielkość nie jest możliwa. Twój problem, Calvinie, polega na tym, że nigdy nie kwestionujesz własnych poglądów. Cokolwiek czujesz, jest jedynym właściwym uczuciem, a wszystko inne niech lepiej zejdzie ci z drogi. Ja zaś staram się zmieniać własne odczucia, ponieważ one zawsze są błędne. Na przykład człowiek głupi, zbliżając się do kobiety, której pożąda, działa zgodnie ze swymi uczuciami, chwyta sterczącą ponętnie pierś czy składa bezpośrednią propozycję, w wyniku czego dostaje w twarz i przez rok nie zapraszają go na najlepsze przyjęcia. Ale człowiek mądry patrzy kobiecie w oczy i zachwyca się jej oszałamiającą urodą, wielką inteligencją, a także podkreśla własną niezdolność do wyjaśnienia, jak bardzo owa kobieta zasługuje na miejsce w samym środku wszechświata. Żadna nie zdoła się temu oprzeć. A jeśli zdoła, nie warto się o nią starać.
Powóz zahamował. Honore otworzył drzwiczki.
- Czujesz ten zapach?
- Zepsute ryby - stwierdził Calvin.
- Wybrzeże! Nie wiem, czy nie zwymiotuję, a gdyby tak, to czy morskie powietrze wpłynie na kolor i konsystencję wymiocin.
Calvin sięgnął po bagaż, nie zwracając uwagi na te świadomie wulgarne słowa. Wiedział, że Honore zachowuje się tak, kiedy nie szanuje towarzystwa. Wśród arystokratów wygłasza jedynie bon moty i epigramy. Takie wypowiedzi, jak przed chwilą, były u młodego pisarza oznaką nie zażyłości, ale braku szacunku.