Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Joe wysadził sierżanta na skrzyżowaniu, umówiwszy się z nim jeszcze na siódmą. Po dłuższej chwili w kręgu reflektorów ukazała się brama parku.
Drzwi wejściowe domu nie były zamknięte. Chanda siedział w fotelu i uniósł się bezszelestnie, zobaczywszy Alexa.
— Teraz mogę już zamknąć... — powiedział cicho i zniżając głos jeszcze bardziej, dodał: — Czy poczynił pan jakieś postępy w naszej sprawie?
— Mam nadzieję, że tak. W każdym razie mogę panu zaręczyć, że ze strony Georga Plumketta niewiele może grozić jutro generałowi Somerville’owi... a pan George Plumkett także może być nam wdzięczny. Pistolet, nawet w ręku dziewięćdziesięcioletniego generała, mógłby okazać się śmiercionośny. Dobranoc.
Wszedł cicho na górę. Przed drzwiami pokoju ziewnął.
Ale wieczór jeszcze nie był skończony. Kiedy wszedł, zobaczył Karolinę. Siedziała w fotelu, z głową odchyloną na oparcie. Ręką podtrzymywała przez sen małą poduszeczkę.
Joe zbliżył się i pocałował ją leciuteńko w czoło. Otworzyła oczy i rozejrzała się nieprzytomnie.
— Och, to ty... Co ja tu robię?
— Wydawałoby się, że to ja mógłbym zadać takie pytanie. Ale nie zadam. Z twojej miny wnioskuję, że ta nocna wizyta nie ma na celu skompromitowania nas w oczach mieszkańców tego domu...
— Ciszej... — spojrzała odruchowo na drzwi. — Przyszłam, bo... — potrząsnęła głową odgarniając resztki snu. — Słuchaj, Joe, czy zauważyłeś, że dziadek użył dzisiaj tych samych określeń, które były w tych listach? Na pewno nie zauważyłeś i dlatego przyszłam. Słuchaj, ja myślę, że on też musiał je otrzymać! Pomyślałam, że powinieneś o tym wiedzieć, jeżeli tego nie zauważyłeś. Nie wiem, jakie to może mieć znaczenie, oczywiście... Ale pomyślałam sobie, że to mój obowiązek.
— Tak — Joe usiadł na poręczy fotela i pogłaskał ją po włosach. — W liście pierwszym był zwrot „suchy, kościany dziadek”... a generał użył zwrotu: „jeżeli taki kościany dziadek jak ja może mówić z jaką taką precyzją”... Ta jaka taka precyzja była w liście trzecim, o ile się nie mylę. Poza tym w liście tym był zwrot o panach Cowleyyu i Jowetcie, że „wkrótce poprzegryzają sobie gardła”, a twój dziadek powiedział: „mogą sobie nawzajem poprzegryzać gardła” — w obu wypadkach chodziło o twoją przyjaciółkę Meryl Perry. Nie chcę dodawać, że zabójstwo, które zainscenizował, było także jednym z trzech, które proponował anonim, mianowicie przy pomocy sztyletu z jego kolekcji broni.
— Jak to? Więc wiedziałeś o tym? Zauważyłeś?!
— Joe Alex zauważa.
— Joe, co to może znaczyć?
— To znaczy, że generał jest starym człowiekiem. A umysły ludzi starych skłonne są do odtwarzania tych samych zwrotów i pojęć wielokrotnie, nie zdając sobie z tego sprawy. Staruszkowie często opowiadają tym samym ludziom po kilka razy ten sam dowcip, prawda? Działa tu to samo prawo.
— Ale co to znaczy, Joe?
— To znaczy, że powinnaś się wyspać.
— Masz słuszność. Jutro muszę wcześnie wstać. Dziadek twierdzi, że z wszystkiego w świecie najbardziej smakuje mu kawa, którą ja parzę. A wypija jej rano całe może przy pracy. Dobranoc, kochany... Jak to dobrze, że zawsze wszystko wiesz.
— Dobranoc. Nie zawsze i nie wszystko.
Przed drzwiami zatrzymała się i zarzuciła mu ręce na szyję.
— Dobranoc... — powtórzyła cicho.
Rozdział 10
Generał John Somerville siedział za stołem...
Po wielu miesiącach, spoglądając z perspektywy wszystko łagodzącego czasu na ów dzień, który rozpoczął się tak pogodnie i spokojnie, Joe Alex stracił z wolna uczucie, że były to chwile największej klęski jego życia. Wbrew temu, co czuł, nie mógł obwiniać siebie w najmniejszym nawet stopniu. Operujący nieubłaganą logiką morderca wziął pod uwagę absolutnie wszystko, a w wypadku jakiegokolwiek zakłócenia jego planów cofnąłby się po prostu i przeczekał bezpiecznie niepomyślną chwilę, żeby uderzyć po raz drugi z tą samą nieuchronną precyzją.