Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Bałam się. Ale głos Kat wcale nie brzmiał, jakby znajdowało się tam coś
podejrzanego. U was w gospodzie opowiadała na cały głos, co tam widziała.
David uśmiechnął się.
- Słyszałem was - powiedział. - Siedziałem w kuchni z Sucharkiem. O rany, ta cisza,
kiedy wymieniłaś imię Elizy... Zabrzmiało to, jakbyś zdetonowała bombę.
Noa skinęła głową. Tak, odniosła takie samo wrażenie.
- Jeden z mężczyzn nawet wstał. Rzucił twojej mamie i Gustawowi bardzo dziwne
spojrzenie. Twoja mama mówiła, że to ojciec tego Dennisa, rudego, który dzisiaj...
- Thomas Kord. - Oczy Davida zwęziły się w szparki. - Ten facet jest takim samym
dupkiem jak jego syn. Ale wracając do Elizy. Skoro twierdzisz, że nie znałaś jej imienia
podczas seansu, to skąd masz pewność, że naprawdę tak się nazywała?
Noa delikatnie dmuchnęła w kwiatek, tak że oderwało się tylko kilka pręcików i
tańcząc w bezwietrznym powietrzu, opadły u jej stóp.
- Znalazłam je w jednej książce.
David zmarszczył czoło.
- W książce? Jakiej książce?
- Dla dzieci, Astrid Lindgren. Stała na naszym regale, nawet miałam ją już kiedyś w
ręku. Na pierwszej stronie znajdowała się dedykacja, zamazana, prawie nieczytelna. - Noa
pokręciła głową, odrzucając dmuchawiec. - Dziwne, początkowo wydawało mi się, że ktoś
wylał na nią wodę. A teraz myślę, że to były łzy. Musieli mieć jeszcze jedno dziecko, jej
brata. Jonathana. On podarował książkę Elizie z okazji dziesiątych urodzin, mogę ci ją
pokazać. Ale o żadnym Jonathanie Hallscheit nie wspominał, a twoja mama...
- Też mówiła wyłącznie o córce.
- Sądząc po dedykacji Jonathan musiał być starszy. „Od starszego brata Jonathana,
który zawsze będzie przy Tobie”. Tak było napisane na dole. Może nigdy z nimi nie
przyjeżdżał.
- Może. - David ukląkł przy teleskopie, odkręcając śrubę trójnoga. - Wygląda na to, że
w decydującym momencie nie było go jednak przy młodszej siostrze. - Tak gwałtownie zgiął
teleobiektyw, że ten aż uderzył w nóżki. Noa nie mogła oprzeć się myśli, że również David
był starszym bratem.
Z powrotem David pojechał inną drogą. Skręcił w lewo przez las i wyjechali obok
młyna, w którym mieszkał malarz.
Już dziś po południu Noa odniosła wrażenie, że młyn był bardzo ciemny, teraz jednak
wydawał jej się zupełnie czarny - czarna twarz z jednym jedynym błyszczącym okiem. W
jednym z okien paliło się światło, a w lesie było tak cicho, że przez otwarte okienko
samochodu Noa słyszała muzykę.
Były to dźwięki fortepianu i na pewno nie dochodziły z głośników. Ktoś grał melodię,
którą Noa usunęła ze swojej komórki, ponieważ uznała, że degradacja takiej klasyki do roli
dzwonka jest absurdem. Był czas, kiedy nieustannie słuchała tego utworu, bo bardzo jej się
podobał.
- „Dla Elizy” - powiedział David. - Ten utwór nazywa się „Dla Elizy”, prawda?
Noa mogła jedynie skinąć głową.
- Myślisz, że ten Robert miał coś wspólnego z Elizą, to znaczy... z jej śmiercią? -
spytała Davida, kiedy pół godziny później zaparkował busa przed bramą jej domu.
- Do diabła, Noa, jeżeli ta zakręcona historia, którą usiłowała nam wmówić szklanka,
jest prawdziwa, to mógł to być każdy. Nie tylko Robert, Thomas Kord czy wiedźma albo
Hallscheit, równie dobrze mogła to być moja matka albo Gustaw, to mógł być każdy, kto żył
tu przed trzydziestu laty. Nasza wieś liczy trzystu mieszkańców, około dwustu dwudziestu
jest powyżej trzydziestki. Ze statystycznego punktu widzenia to nic wielkiego, ale jeśli
szukamy mordercy, to jak szukanie igły w stogu siana. I jeżeli zastanowić się nad tym głębiej,
nie musiał to być wcale ktoś z naszej wsi. Mógł to być jakiś typek, który przyjechał tu za
Elizą. Istnieją tysiące możliwości, co ty sobie wyobrażasz? Że urządzimy wesołą ankietę?
Noa przez pewien czas milczała, a potem powiedziała cicho:
- W gruncie rzeczy wystarczy tylko spytać Elizę.
Zanim David zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Noa wysiadła.
- Dzięki za kino na wolnym powietrzu - powiedziała z uśmiechem. - Film był
cudowny.
JEDENAŚCIE
Robert przyniósł mi dzisiaj prezent, zamykaną szkatułkę, którą sam wymalował. To