Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
- Pewnego dnia zapytałem go, gdzie nauczył się tej piekielnej sztuczki. Odparł, że zdradził mu ją wschodnioniemiecki doradca z Hanoi. Powiedział, że wymyślili ją naziści w czasie drugiej wojny światowej. Chyba mówił, że stosowało ją Gestapo.
Obie ofiary były więc torturowane tak długo, póki nie wydały obrazów, pomyślał Kelly.
Stewart do momentu zdradzenia lokalizacji swego tajemniczego pokoju, a Cabot do chwili, w której wyznał, że płótna znajdują się w małym prywatnym gabinecie za jego sypialnią.
Wyglądało na to, że ze ścian gabinetu Cabota zniknęły co najmniej dwa obrazy, ale pomieszczenie to zawsze było zamknięte na klucz, więc służące tam nie sprzątały i nie mogły tego potwierdzić. Pani Cabot, z którą Kelly chciał przeprowadzić wywiad, miała wrócić nie wcześniej niż za dwa dni. Zatrzymała się u przyjaciół w Bostonie i nie można było się z nią skontaktować.
Kelly'ego zaniepokoiła szczególnie jedna rzecz, ewidentna w obu przypadkach.
Detektyw z wydziału kradzieży dzieł sztuki powiedział, że obrazy pozostawione w domu Cabota warte były miliony; tak samo było w przypadku Stewarta. To, że skradzione płótna przechowywane były z innymi w tajnym pomieszczeniu, o istnieniu którego nie wiedział nikt z zewnątrz, mogło oznaczać, że zabójca posiadał dokładne informacje, znane tylko kilku osobom. Gdyby to samo odnosiło się do Cabota, znaczyłoby to, iż sprawa jest czymś więcej niż tylko kradzieżą dzieł sztuki połączoną z morderstwem.
- Dobrze, idziemy dalej - przerwał rozmyślania Kelly'ego Roth. - Nie chciałby pan posłuchać muzyki, poruczniku?
Kelly potrząsnął głową; muzyka trochę pomagała, ale niewiele. Asystowanie przy sekcji w celu skompletowania łańcucha dowodowego było tym, czego nienawidził.
„Cztery pory roku" Vivaldiego cicho rozbrzmiewały w tle, a Roth włączył mikrofon i zaczął swoją litanię.
- Mówi Richard Roth, patolog sądowy miasta Nowy Jork, z inspektoratu medycznego.
Przeprowadzam pośmiertne badanie ciała...
Kelly przygotował się wewnętrznie na to, co miało nastąpić, a Morino pomagał w ostrożnym zdejmowaniu ubrania z ciała Cabota.
* * *
Pięćdziesiąt przecznic na północ od miejsca, w którym przeprowadzano autopsję, Jürgen Strasser siedział na ławce w Central Parku. Z ławki roztaczał się widok na ogromną trawiastą polanę, znaną jako Sheep Meadow. Terrorysta kończył lunch: hot-doga i kubek kawy z ulicznego wózka, i studiował plan Upper East Side, zwracając szczególną uwagę na Sutton Place.
Rankiem podrzucił obrazy do galerii Westcotta, następnie zatelefonował do banku w Lichtensteinie, który potwierdził, że na jego konto wpłynęła zapłata za cztery pierwsze płótna.
Myśl o dziewięciu milionach dolarów sprawiła, że na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, co nie zdarzało się zbyt często. Dzwoniąc do Drussarda po wyjściu z galerii upewnił
się, że dodatkowe pięć milionów dolarów zostanie przelane na jego konto w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin.
69
Nieźle, pomyślał, czternaście milionów za kilka godzin pracy, jeśli nie uwzględniać czasu na planowanie i przygotowania. Miał już dość pieniędzy, by zapłacić za rosyjską broń chemiczną i biologiczną, przetrzymywaną dla niego przez handlarza w Paryżu. Starczyłoby mu nawet na prowadzenie niezależnej działalności przez kilka lat. Poza tym w Nowym Jorku były jeszcze dwa obrazy, za które miał dostać cztery miliony dolarów. Dziewięć pozostałych płócien znajdowało się w Londynie, Madrycie i Rzymie - Drussard powiedział, że są one mniej cenne od tych, które właśnie ukradł, ale i tak miały przynieść jeszcze jedenaście milionów. Gdyby wszystko poszło dobrze, po zakończeniu roboty miałby prawie trzydzieści milionów dolarów.
Przerwał myślowe kalkulacje i sny na jawie. Skoncentrował się na trzeciej ofierze, Philipie Bancrofcie, właścicielu dwóch pozostałych obrazów z nowojorskiej listy. Bancroft mieszkał w luksusowej kamienicy wznoszącej się nad East River. Pod względem systemów alarmowych stwarzało to specjalne problemy, których Strasser jeszcze nie rozwiązał. Poza tym niepokoił go rozgłos, jaki wywołało zamordowanie Stewarta i Cabota. Zdał sobie z tego sprawę oglądając poranne wiadomości w biurze Westcotta.
Zatelefonował do domu Bancrofta i udając dyspozytora z poczty federalnej zapytał, czy ma właściwy adres i kiedy Philip Bancroft będzie mógł odebrać przesyłkę, która wymagała jego osobistego podpisu. Kobieta, która, jak przypuszczał, była służącą, powiedziała mu, że Bancroft jest za granicą i że nie spodziewa się jego powrotu do dnia jutrzejszego. Taka zwłoka zaniepokoiła Strassera. Gdyby Bancroft dowiedział się o morderstwach i kradzieżach i wyciągnął logiczne wnioski - a nie było powodu, by przypuszczać, że tego nie zrobi -