Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Jeśli natomiast kwestia podziału tek między partie ma znaczenie w procesie formowania rządu, mamy do czynienia z gabinetem partyjnym lub ministerialnym. Wreszcie, jeśli podział tek w obrębie poszczególnych łupów partyjnych nie jest przedmiotem negocjacji, to oznacza to nieuchronnie, że gabinet będzie zdominowany przez partyjnych liderów.
Niezależnie od konstytucyjnych uwarunkowań pozycji premiera istotną rolę odgrywają strategie koalicyjne prowadzące do uformowania i utrzymywania gabinetu. Analiza doświadczeń skonsolidowanych demokracji zachodnioeuropejskich nasuwa spostrzeżenie, że ograniczenia, z którymi spotykają się premierzy, są najsilniejsze w warunkach, gdy gabinet opiera się na tzw. minimalnie zwycięskiej koalicji, utworzonej tylko przez tyle ugrupowań, ile trzeba do zapewnienia sobie więcej niż połowy głosów. To, co ma być bowiem jej zasadniczą zaletą (brak balastu „zbędnych" uczestników), może szybko stać się pułapką prowadzącą do rozpadu koalicji, a nawet utraty władzy. Niebezpieczeństwo to jest jednak redukowane przez minimalizację obszarów spornych między partnerami, co cechuje na ogół koalicje tego typu. Czasem jednak - jak w przypadku wymuszonej irlandzkiej koalicji z 1989 r., która objęła konserwatywną Fianna Fdil i niewielkie liberalne ugrupowanie Progresywnych Demokratów - istnieją poważne rozbieżności, co automatycznie osłabia pozycję premiera wobec gabinetu. Z kolei koalicje nadwyżkowe oznaczają konieczność podejmowania uzgodnień i negocjacji przy wielości punktów spornych i różnorodności konfiguracji politycznych w wielu kwestiach. Choć wyjście jednego z partnerów z koalicji nie musi automatycznie powodować utraty poparcia większości, to pozycja premiera jest w większym stopniu pozycją mediatora lub negocjatora niż szefa. Konieczność uzgodnień zaowocowała np. we Włoszech w okresie gabinetu B. Craxiego (1983-1987) powołaniem nieformalnego „supergabinetu", reprezentującego liderów wszystkich ugrupowań koalicyjnych. Istnienie takiego ciała stanowiło dodatkowe ograniczenie władzy premiera, choć samemu B. Craxiemu pozwoliło utrzymać się na tym stanowisku przez niemal 4 lata, mimo niechęci ze strony DC.
Trudno byłoby jednak jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy władza premiera, który - niezależnie od formalnych uprawnień - dawno już przestał być, przynajmniej w Europie, primus inter pares, ulega permanentnemu wzmocnieniu. Jej głównym ograniczeniem są mechanizmy demokratyczne, w szczególności zaś pośrednia zależność od woli wyborców i bezpośrednia od woli własnej partii i ewentualnych partnerów koalicyjnych. Sytuacja kształtuje się różnie w poszczególnych krajach. O ile podkreśla się w literaturze zanik „efektu kanclerskiego", o tyle cytowany już R. An-deweg zauważa, że premier holenderski, pozbawiony formalnej władzy, choć wciąż
288
Władza wykonawcza
nie jest zwierzchnikiem rządu, jest już jednak czymś więcej niż tylko jego formalnym przewodniczącym. Być może na opinii tej zaważyła ocena silnej osobowości politycznej Ruuda Lubbersa, premiera Holandii wiatach 1989-1994. Bez wątpienia wybitni mężowie stanu - jak K. Adenauer, M. Thatcher, O. Palmę, F. Gonzales, A. Ca-vaco da Silva czy też J. Chirac - stwarzają swym działaniem pokusę formułowania wniosku o rosnącym znaczeniu stanowiska premiera i personalizacji władzy w jego ręku. Jednak choćby przykład wymienionego tu premiera francuskiego zdaje się potwierdzać ocenę R. Rose'a, iż „odrębności między narodowymi, instytucjonalnymi rozwiązaniami politycznymi kreują znacznie więcej różnic pomiędzy faktyczną pozycją premiera w poszczególnych krajach niż odmienność osobowości i sytuacji politycznej". Uważna analiza uwarunkowań organizacyjnych i politycznych oraz uchwycenie dynamiki ich zmian pozostaje więc wciąż warunkiem odpowiedzi na pytanie, jak zmienia się faktycznie pozycja szefa rządu i jak rysują się jej perspektywy.