Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Mżyło, a Maga jeszcze mocniej uwiesiła się u ramienia Oliveiry, przytuliła się do jego nieprzemakalnego, pachnącego zimną zupą płaszcza. Etienne i Perico rozmawiali o możliwości objaśniania świata poprzez malarstwo i słowo. Znudzony, Oliveira objął Magę wpół. To także mogło być tłumaczenie; ręka obejmująca czyjąś talię ciepłą i szczupłą; idąc czuło się delikatną grę mięśni, niby język monotonny i uporczywy, jakiś uparty Berlitz: Ko-cham, ko-cham, ko-cham. Nie wytłumaczenie: po prostu czasownik ko-chać, ko-chać. „A potem zawsze kopulacja” - pomyślał gramatycznie. Gdybyż Maga mogła zrozumieć, jak nagle rozwścieczała go uległość w stosunku do własnego pragnienia, „posłuszeństwo samotne i niepotrzebne” - powiedział poeta, taka ciepła kibić, wilgotne włosy tuż obok jego policzka, sposób ŕ la Toulouse-Lautrec, w jaki szła tuląc się do niego.
Na początku była kopulacja. Gwałcić - to znaczy tłumaczyć, tyle że nie zawsze vice versa. Odkryć system anty-tłumaczeniowy, żeby ,,ko-cham, ko-cham” było na przykład piastą u koła... A czas? Wszystko powraca, nie ma absolutu. Potem można jeść czy też pościć, wszystko musi wrócić do krytycznego punktu wyjścia.
Pragnienie co kilka godzin, niby nie tak bardzo różne, a za każdym razem co innego: pułapka czasu w celu tworzenia złudzeń. „Miłość jak ogień, płonąc wiecznie w rozpamiętywaniu Wszystkiego. Ale natychmiast wpada się w egzaltowany styl”.
- Tłumaczyć, tłumaczyć - zrzędził Etienne. - Jeżeli czegoś nie nazwiecie, to nawet tego nie widzicie. To się nazywa dom, a to się nazywa pies, jak zwykł mawiać ten facet z Duino. Słuchaj, Perico, trzeba pokazywać, a nie tłumaczyć. Maluję, ergo jestem.
- Co pokazywać? - zapytał Perico Romero.
- Jedyne uzasadnienia naszej egzystencji.
- To zwierzę uważa, że istnieje tylko wzrok i to, co mu się zawdzięcza - zauważył Perico.
- Malarstwo jest nie tylko produktem wzroku - powiedział Etienne. - Ja maluję całym sobą, w tym sensie nie jestem tak daleki od twojego Cervantesa czy Tirsa de... nie wiem skąd. Co mnie wścieka, to ta mania tłumaczeń; Logos rozumiane wyłącznie jako słowo.
- Et cetera - wtrącił rozdrażniony Oliveira. - Mówicie o zmysłach, a wasza rozmowa brzmi jak dialog głuchych.
Maga przytuliła się do niego mocniej. „Teraz ta wyjedzie z jakąś bzdurą - pomyślał Oliveira. - Najpierw musi się otrzeć, zdecydować się epidermicznie”. Poczuł pełne pretensji rozczulenie, coś już w założeniu tak sprzecznego, że powinno było być samą prawdą. „Trzeba by wynaleźć słodki policzek, pieszczotliwego kopniaka. Ale cóż, na tym świecie nie odkryto jeszcze ostatecznych syntez. Ma rację Perico. Wielki Logos czuwa. Szkoda, przydałoby się na przykład miłościobójstwo, prawdziwe czarne światło, antymateria, która tyle daje do myślenia Gregoroviusowi”.
- Gregorovius nie przyjdzie na płyty? - zapytał. Perico był zdania, że tak, Etienne był zdania, że Mondrian...
- Popatrz no, bracie, na Mondriana - mówił. - Przy nim nie liczą się żadne magiczne znaki Klee. Klee igra z przypadkiem, korzysta z dobrodziejstw kultury, ale czystą wrażliwość może zaspokoić tylko Mondrian, bo Klee wymaga kupy innych rzeczy; przerafinowany i dla przerafinowanych, prawdziwy Chińczyk. Mondrian maluje absolut: stajesz sobie naprzeciwko zupełnie nagi, i jedno z dwojga: widzisz albo nie widzisz. Przyjemnostki, łaskotki, aluzje, przerażenia i rozkosze są zupełnie zbędne.
- Rozumiesz, o co mu idzie? - spytała Maga.
- Wydaje mi się, że jest niesprawiedliwy w stosunku do Klee.
- Ani sprawiedliwość, ani niesprawiedliwość nie mają tu nic do roboty - odparł znudzony Oliveira. - On chce co innego powiedzieć. Nie traktuj od razu wszystkiego jako sprawy osobistej.
- Ale dlaczego mówi, że te wszystkie cudowne rzeczy są niepotrzebne Mondrianowi?
- Mówi, że w gruncie rzeczy malarstwo ŕ la Klee wymaga doktoratu z literatury, a w najgorszym razie z poezji, a Mondrian uczy mondrianizować, i już.
- Wcale nie o to chodzi - powiedział Etienne.