Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
A mając go przed Sobą, zwraca się do faryzeuszy słowami:
«Dlaczego Mnie wystawiacie na próbę? Czyż nie skończyłem dopiero co mówić o zasadzkach i nienawiści? Czy nie powiedzieliście mi przed chwilą: “W nas nie ma tego grzechu”? Nie odpowiadacie? Odpowiedzcie przynajmniej na to: Czy w dniu szabatu można czynić dobro czy zło? Czy dozwolone jest ocalić życie lub je odebrać? Nie odpowiadacie? To Ja odpowiem za was i w obecności całego ludu, który osądzi lepiej niż wy, bo on jest prosty i pozbawiony nienawiści oraz pychy. Nie wolno w szabat wykonywać pracy. Ale jak wolno się modlić, tak samo wolno czynić dobrze. Dobro bowiem jest modlitwą jeszcze większą niż hymny i psalmy, jakie odśpiewaliśmy. Jednak ani w szabat, ani w innym dniu nie wolno czynić zła. A wy, wy je uczyniliście, zabiegając o to, by mieć tutaj tego mężczyznę, który nawet nie jest z Kafarnaum. Wezwaliście go więc przed dwoma dniami wiedząc, że jestem w Betsaidzie, bo domyślaliście się, że przybędę do Mojego miasta. Uczyniliście to, żeby spróbować Mnie oskarżyć. I popełniacie w ten sposób grzech zabijania waszej duszy, zamiast ocalenia jej. To, co Mnie dotyczy, wybaczam wam. Nie zawiodę jednak wiary tego człowieka, którego sprowadziliście, mówiąc, że go uzdrowię. Wy tymczasem chcieliście zastawić na Mnie pułapkę. On nie jest winien, gdyż przyszedł bez innego pragnienia niż to, by wyzdrowieć. I niech tak się stanie. Mężu, wyciągnij rękę i odejdź w pokoju.»
Mężczyzna jest posłuszny. Jego ręka staje się zdrowa jak druga. Zaraz posługuje się nią, żeby uchwycić brzeg płaszcza Jezusa i pocałować go. Mówi: «Ty wiesz, że ja nie znałem ich prawdziwego zamiaru. Gdybym o tym wiedział, nie przyszedłbym. Wolałbym zachować moją rękę raczej obumarłą, niż posłużyć się nią przeciw Tobie. Nie bierz mi tego za złe.»
«Idź w pokoju, człowieku. Ja znam prawdę i odnoszę się do ciebie tylko z życzliwością.»
Tłum wychodzi, komentując [wydarzenie]. Na końcu wychodzi Jezus z jedenastoma apostołami.
127. DZIEŃ ISKARIOTY W NAZARECIE
Napisane 27 sierpnia 1945. A, 6269-6285
Dom w Nazarecie byłby najbardziej wskazany na podniesienie ducha. Panuje tu bowiem pokój, cisza, ład. Wydaje się, że z jego kamieni wydobywa się świętość. Pachną nią rośliny w ogrodzie. [Świętość jakby też] spadała z pogodnego niebieskiego sklepienia. W rzeczywistości wydobywa się ona z Tej, która tu mieszka i przechodzi, zwinna i cicha. Ma gesty młodzieńcze, nienaruszone, krok lekki – taki, jaki posiadała wtedy, gdy wchodziła tu jako małżonka – i ten sam łagodny uśmiech, który uspokaja i pieści.
Słońce w tej porannej porze oświetla dom od prawej strony. To ta, która opiera się na pierwszym stoku wzgórz. Jedynie wierzchołki drzew korzystają ze słońca, a zwłaszcza oliwki, które posadzono, żeby umocnić ziemię pagórka korzeniami. Są to oliwki, które ocalały, powykręcane, mocne. Ich największe gałęzie wznoszą się ku niebu, jakby prosiły je o błogosławieństwo lub jakby także modliły się na tym spokojnym miejscu. Oliwki te ocalały z sadu oliwnego Joachima, z drzew niegdyś licznych, które szły swą drogą – jak modlący się wędrowcy – aż do odległych pól. Tam zaś oliwki i pola ustępowały miejsca pastwiskom. Dziś są ograniczone do kilku drzew, pozostałych na granicy pociętej własności Joachima.
Dalej [słońce] ogarnia migdałowiec i jabłonie, wielkie i potężne, rzucające cień na ogród swymi gałęziami. Dalej – granatowiec, który pije jego promienie. Wreszcie – figowiec, całkiem przy domu. [Na koniec] słońce obejmuje [promieniami] kwiaty i zadbane jarzyny na prostokątnych grządkach oraz cały żywopłot osłonięty pergolą ciężką od winogron. Brzęczą pszczoły jak złote krople wzlatujące nad wszystkim, co może im dać soki słodkie i pachnące. Jest tu młody pęd wiciokrzewu, na który nacierają, oraz kwiaty w kształcie dzwonków, formujące pęk. Ich nazwy nie znam. Właśnie się ponownie zamykają, więc to z pewnością kwiaty nocne. Pachną intensywnie. Pszczoły spieszą się, żeby wyssać te kwiaty, zanim ich płatki znowu się zamkną w śpiących koronach.
Maryja idzie lekkim krokiem do gniazd gołębi przy małym źródle, które płynie blisko groty. Stąd idzie do domu, do Swych zajęć. A jednak przy Swej pracy znajduje czas, by podziwiać kwiaty i gołębie, podskakujące na ścieżkach lub zakreślające w locie koła ponad domem i ogrodem.
Wchodzi Judasz Iskariota, obładowany roślinami i sadzonkami:
«Witam Cię, Matko. Dali mi wszystko, czego chciałem. Śpieszyłem się, żeby zanadto nie cierpiały. Mam nadzieję, że się zakorzenią jak wiciokrzew. W przyszłym roku będziesz miała ogród przypominający kosz kwiatów. Dzięki temu będziesz pamiętać o biednym Judaszu i o jego pobycie tutaj» – mówi, wyjmując ostrożnie worek z roślinami. Ich korzenie otacza ziemia i wilgotne liście. Z drugiego worka wyciąga sadzonki.