Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Piętnaście sekund później Ringstorffa, a za następne piętnaście Lithgowa. Naturalnie nie zastrzelę panny Zilwickiej – jej ojciec jest zwolennikiem zemsty do pełnej satysfakcji.
W jego głosie zabrzmiała nutka żalu, zupełnie jak u artysty, któremu nie dane jest dokończyć największego dzieła.
Siedzący przy jednej z konsolet znajdujących się poza zasięgiem holokamery Zilwicki prychnął, ale nie uniósł głowy. Wraz z siedzącą obok Ruth zajęty był włamywaniem się do systemu łączności stacji orbitalnej, na której znajdował się Lassiter.
– Zacznij się modlić, Diem, jeśli w cokolwiek wierzysz – odezwał się niespodziewanie. – Bo jeśli ten cały Lassiter dba o punktualność tak jak o zabezpieczenie łączności, to już jesteś trupem. Udało się, Victor. Oni nawet nie kodują wewnętrznej łączności. Lubię mieć do czynienia z idiotami nie zabezpieczającymi fali nośnej. Teraz twoja kolej, Ruth.
Ruth pochyliła się jeszcze niżej nad klawiaturą, a Zilwicki uniósł głowę i uśmiechnął się zimno do Diema.
– Tak prawdę mówiąc, nie jestem przekonany, czy Lassiter zna się na zegarku.
* * *
Lassiter znał się na zegarku, ale przez prawie minutę wywrzaskiwał inwektywę za inwektywą pod adresem podwładnych obsadzających stanowiska w centrum dowodzenia. Był to idiotyzm, ale tylko w ten sposób potrafił się rozładować.
Gdy wreszcie przerwał dla nabrania oddechu, jego zastępca Homer Takashi powiedział spokojnie:
– Wynajęcie tych maniaków z Masady nie było pańskim pomysłem, szefie. I nie Diema. Ringstorff próbował ich przekonać, żeby z tego zrezygnowali, więc jeśli już pan musi kogoś obwiniać, to Radę. To była jej decyzja.
Lassiter zgrzytnął zębami – wszystko, co Takashi powiedział, było prawdą, ale ostatnią rzeczą, jaką miał zamiar zrobić, było zruganie za to trzech przedstawicieli Rady znajdujących się na pokładzie flagowego krążownika przysłanej z Mesy eskadry. Eskadra ta czekała na sygnał od niego w pozbawionym planet systemie znajdującym się o trzydzieści sześć godzin lotu. System nie posiadał nawet nazwy, tylko oznaczenie cyfrowo-literowe. A nie zamierzał tego robić, ponieważ był typem, który wyżywał się na podwładnych, a płaszczył przed zwierzchnikami.
– A nam prawie skończył się czas – dodał Takashi.
Żaden inny z jego zastępców nie ośmieliłby się tak zachować, ale Takashi był jego prawą ręką i miał swoich patronów w Radzie. Dlatego nie musiał potulnie znosić napadów szału szefa dłużej, niż uznał to za stosowne.
Lassiter zresztą zdążył się prawie uspokoić. Nadal był zły, ale mógł już w miarę logicznie myśleć.
– Nie mam wyboru, prawda? – spytał.
Takashi potrząsnął przecząco głową.
– Chyba że pan chce, żeby Rada podała pańską głowę Królestwu Manticore na tacy. A Królestwo jej zażąda, jeśli księżniczka zginie. O ile wcześniej Oversteegen nie zmieni tej stacji wraz z nami w chmurę atomów.
Lassiter doszedł do tego samego wniosku.
Gdyby Gauntletem dowodził ktoś inny, miałby szansę, ale z Oversteegenem nie miał żadnej.
Skrzywił się i nacisnął klawisz, przywracając połączenie.
Abraham Templeton nadal gapił się na swój chronometr z taką intensywnością, że Lassiter poczuł coś zimnego maszerującego po plecach.
– Zgoda – powiedział pospiesznie. – Podlećcie pod stację i przesiądźcie się na prom...
– Wybij to sobie z głowy – przerwał mu Templeton. – Miałbyś za dużo okazji do zorganizowania nieszczęśliwych wypadków. Zacumujemy bezpośrednio przy stacji. Naturalnie i tak możesz spróbować nas oszukać, ale gwarantuję ci, że oprócz Felicii stracisz wtedy całkiem kosztowną stację.
Lassiter oczywiście planował przedsięwziąć coś w trakcie użycia promu, o ile dałoby się to wykonać bez zabijania księżniczki, jako że miał do dyspozycji zarówno batalion antyrozruchowy, jak i całkiem dobrze wyszkolonych artylerzystów. Stacja bowiem posiadała uzbrojenie tak artyleryjskie, jak i rakietowe. Były to jednak plany raczej teoretyczne, gdyż najważniejsze było utrzymanie przy życiu księżniczki, więc się nie załamał, gdy okazało się, że nie sposób ich zrealizować.
– Będziemy was oczekiwać na wskazanym stanowisku cumowniczym. I pamiętajcie: tylko wy i księżniczka. Ładunek ma pozostać zamknięty na pokładzie. Templeton nawet się nie skrzywił.
– Czy ty naprawdę uważasz mnie za równego sobie idiotę? Na statku zostanie dwóch moich ludzi, póki nie zakończymy przesiadki i nie sprawdzimy nowego statku. Dopiero wtedy przekażemy ci księżniczkę, a moi ludzie opuszczą Felicię. Ostrzegam, że ładunek mogę zdetonować zdalnie, a poza tym posiada on mechanizm zegarowy. Możesz zablokować sygnał radiowy, ale bomby tak szybko nie znajdziesz. Zajmie ci to kilka godzin, a my oddalimy się na tyle, by twoje patrolowce nie zdołały nas dogonić. Wtedy powiem ci, gdzie jest ładunek i jak go rozbroić.
– A skąd mam pewność, że dotrzymasz słowa?
Templeton spojrzał na niego z pogardą.