Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
.. A jak zbiory?... Dostaje pan dobrą cenę?...
- Jest brzydka pogoda... zaczyna się zima, Żydzi stwarzają nam mnóstwo kłopotów...Rozmawia się o deszczu i ładnej pogodzie. Trwa to dość długo, zanim nie przejdziemy do celu naszej wizyty. To normalne. Mężczyzna nie mówi o swojej córce, więc Hassan też nie, a ja tym bardziej. Proponują nam herbatę - ponieważ jestem cudzoziemką, nie mogę odmówić tej zwyczajowej gościnności - i zaraz potem nadchodzi pora odjazdu. Pożegnania.
- Znowu przyjedziemy z wizytą...
Nie posuwamy się dalej, odjeżdżamy. Bo właśnie tak należy tu rozpoczynać, obydwoje dobrze o tym wiemy. Trzeba powolutku wchodzić w temat, nie zaprezentować się jak wrogowie czy „oficerowie śledczy”, trzeba pozwolić, by upłynęło trochę czasu, i powrócić.I znowu jesteśmy na szlaku prowadzącym do miasta, oddalonego stąd o czterdzieści kilometrów. Pamiętam moje głośne: „uuffffl”.
Chyba nie poszło tak źle? Wrócimy tam za kilka dni.
Naprawdę chce pani tam wrócić?
No pewnie, przecież dzisiaj niczego nie załatwiliśmy.
Ale co może im pani zaproponować? Jeśli myśli pani o pieniądzach, to niech pani od razu o tym zapomni, proszę na to nie liczyć. Honor pozostaje honorem.
Położę główny nacisk na to, że ona umiera. Co na nieszczęście jest prawdą, sam mi pan o tym powiedział...
Bez natychmiastowego leczenia, choć może już jest za późno, rzeczywiście nie ma szansy.
Dlatego chcę im powiedzieć, że mogłabym ją zabrać, żeby umarła gdzie indziej... To chyba byłoby im na rękę? Pozbawiłabym ich problemu...
Ona jest niepełnoletnia i nie ma papierów, bez zgody rodziców niczego nie można zrobić. Nie ruszą się, by załatwić papiery, nie uda się pani...
W każdym razie i tak tam wrócimy. Kiedy pan znowu do nich zadzwoni?
- Za kilka dni, proszę dać mi trochę czasu...Ale mała Souad nie ma czasu. Jednak Hassanowi - choć jest dlaI mojego przedsięwzięcia prawdziwym objawieniem - który ma przecież pracę w szpitalu, rodzinę, mieszanie się w sprawę „honorowejl zbrodni może przysporzyć bardzo poważnych kłopotów. Coraz bardziej go rozumiem i respektuję jego ostrożność. Porwać się na takie tabu, a w każdym razie próbować je obejść, jest dla mnie czymś zupełnie nowym i wkładam w to całą moją energię. Ale to przecież on kontaktuje się z wioską, by zapowiedzieć nasze wizyty, i doskonale sobie zdaję sprawę, jaką siłę perswazji musi w to włożyć, aby załatwić taką prostą sprawę...
SOUAD UMRZE
- Mój brat jest miły. Próbował przynieść mi banany, ale doktor powiedział mu, żeby więcej tu nie przychodził.
Kto ci to zrobił?
Mój szwagier, Hussein, mąż mojej starszej siostry. Moja matka przyniosła mi truciznę w szklance...