Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Niechaj to lepiej wyjaśni
następujący przykład.
I tak naród polski, lud, wojsko powstało dla wyjarzmienia kraju spod obcej przemocy.
Sejm pospiesza z uznaniem tego czynu; powiada: zgoda! Pięknie to ze strony wyobrazicieli
Kongresowego Królestwa i chwalebnie, choć jak wyżej nadmieniłem, niepotrzebnie. Wkrótce
potem najwystępniejsza i najdowcipniejsza intryga przedsięwzięła wniwecz obrócić ten za-
miar dyktaturą. Sejm znowu powiada: zgoda! I uznawszy wprzód rewolucją za rzecz narodo-
wą, mandatem ludu uświęca podejście Lubeckiego, uświęca bojaźń naszych tchórzów poli-
tycznych w dziele jedynowładztwa Chłopickiego, obwarowanym terroryzmem popularnego
imienia, mającym wszystkie charaktery kontrarewolucji. Sejm to uczynił ulegając wrzaskom
obłąkanych studentów. Upływa kilka tygodni. Myśl główna dyktatury, przewloką tak zgubna
w owej porze z zaczajenia na jaw się wychyla. Chłopicki, niedawno półbożek gminu, upada
niemocą stronników swej władzy. „Chłopicki zdrajca!” – woła opinia. Sejm powtarza jak
echo: „Chłopicki zdrajca!” Możeż przynajmniej izba niewiadomością wyjść z ciężkiego za-
rzutu uczestnictwa w tej strasznej kontrarewolucji? Nie! Była bowiem wcześniej ostrzeżona,
jak myślił Chłopicki. Jenerał Chłopicki postąpił sobie w tej mierze, jak należało uczciwemu
człowiekowi. Gdy się coraz zbliżał termin narad sejmowych, zdarzyła się jedna z najosobliw-
200
szych scen naszej rewolucji. Dyktator trapiony z różnych stron ponawianymi prośbami utwo-
rzenia legii litewskiej, której był przeciwny, niepokojony także przez deputacje izb z przed-
sejmowych narad, żądał na koniec na dniu 17 grudnia, aby niektórzy członkowie izby posel-
skiej i senatu znajdowali się na posiedzeniu rządu. Tam przybył osobiście i oświadczył z gó-
ry: „Sumienie każe mi zapowiedzieć panom, iż żadnych innych nie mam zamiarów, tylko
utrzymać w całości Królestwo, bo przekonany jestem, że nie można nic innego zdziałać. Małe
wojsko polskie będzie tylko na jatki wystawione. Przysiągłem Mikołajowi jako królowi kon-
stytucyjnemu, przysiędze mojej wierny będę. Niechaj nikt nie myśli, że podejmuję się odzy-
skać gubernie polskie; przyrzekam tylko zachować granice Królestwa i nic więcej. Zaręczam,
iż konstytucja będzie zachowana w całości i że odtąd mieć będzie gwarancje; tego nawet do-
pnę, iż żadne wojsko rosyjskie w Królestwie nie postanie; ale więcej niczego się nie podej-
muję, nic więcej nie obiecuję; to jest moje wyznanie wiary stałe i nieodmienne.”
Niemało zdziwili się obecni. „Ale tu idzie o Litwę i o Wołyń – rzekł Zwierkowski – a tam
nie masz króla konstytucyjnego; albo szczerze, albo nic nie działajmy.”
Te wyrazy pobudziły do gniewu dyktatora. Nie chcąc zawodzić narodu, powiedział do de-
putacji: „Nie przyszedłem tu dysputować z panami, ale tylko oznajmić wam moje wiarę poli-
tyczną.” Na jedno to wychodziło, co powiedzieć sejmowi: „Chcecie mnie, jakim jestem, to
dobrze; a nie, to składam dyktaturę; jeszcze czas.”
Między obecnymi znajdował się i Lelewel, Lelewel, którego młodzież rewolucyjna w
Warszawie i Wilnie, dla jego w Uniwersytecie Wileńskim położonych zasług i dla opinii, jaką
zjednał sobie w Litwie, za naturalnego protektora tej części Polski uważała. Komuż bardziej,
jeżeli nie jemu, wypadało pospieszyć z odkryciem szczerej prawdy przed publicznością?
Kontrarewolucja w osobie dyktatora, wobec reprezentacji kongresowej Polski, wobec mar-
szałka sejmu i prezesa senatu przyznała się do rzetelnych zamysłów swoich, a szczególniej,
że granic Polski kongresowej przekroczyć nie dopuści. O tym wszystkim zamilczyć uchwalo-
no. Lelewel oświadczył, że to nie pierwszy raz słyszy; a zatem pierwej jeszcze niżeli deputa-
cja, ledwo nie natychmiast po utworzeniu dyktatury, wiedział, na co była wynaleziona; dopu-
ścił przecież, że i opinia publiczna, i sejm zarówno przyłożyli się do kontrarewolucji.146
Nikomu, szczególniej zaś tym, którzy do rozpoczęcia sprawy nie należeli, którzy może so-
bie jej nie życzyli, ą po jej rozpoczęciu z największą tylko bojaźnią w sercu i przezornością
mierząc siły swoje i rachując się z własnym sumieniem przyjmowali kierunek rewolucji, ta-
kiej winy jak Lelewelowi w osłonieniu tajemnicą tego, co wyświecił Chłopicki, historia nie
przypisze. Lelewela nie wziętość u dworu, nie herby, nie majątek, ani nawet wota szlachec-
kie, na sejmiku żelechowskim (choć się tym zastawiał dyktatorowi, mówiąc: „mnie nie wy-
wołały krzyki rewolucyjne”), ale mniemanie powszechne, jakoby był jednym z najdzielniej-
szych reprezentantów Litwy, w niej największą wziętość mających, jednym z najpotężniej-