Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
O
mało na nas nie wpadł. Hermann ze zwichrzonymi włosami, w tabaczkowej flanelowej ko-
szuli i spodniach koloru musztardy, rzucił się z pomocą do koła sterowego. Widziałem jego
okrągłą twarz pełną zgrozy; widziałem nawet zęby, odsłonięte w okropnym, nieruchomym
grymasie; i wśród potężnego zgiełku wody wytryskującej między obu statkami „Diana” prze-
sunęła się tak blisko, że byłbym mógł rzucić szczotką w głowę Hermanna, bo zdaje mi się, że
przez cały czas trzymałem obie szczotki w rękach. Jednocześnie zaś pani Hermann siedziała
spokojnie na luku świetlnym z wełnianym szalem na plecach. Zacna kobieta w odpowiedzi na
moje gesty pełne oburzenia powiała ku mnie chustką, kiwając głową i uśmiechając się w naj-
uprzejmiejszy sposób. Chłopcy, na wpół ubrani, skakali po rufówce w niezmiernym rozrado-
waniu, pokazując jaskrawe szelki; a Lena w krótkiej, szkarłatnej haleczce niańczyła z odda-
niem lalkę z gałganów, tuląc ją cienkimi, gołymi ramionkami o spiczastych łokciach. Cała
80
rodzina przesunęła się przede mną, jakby wleczona przez scenę niezwykłej przemocy. Na
ostatku zobaczyłem bratanicę Hermanna, stojącą oddzielnie z najmłodszym Hermanniątkiem
na ręku. Wyglądała wspaniale w obcisłej sukni w rzucik, a z jawnej doskonałości jej kształ-
tów biło coś tak władczego, że słońce zdawało się wstawać wyłącznie dla niej. Potok światła
uwydatniał i otaczał chwałą bujność i młodzieńczą siłę postaci. Przesunęła się w zupełnym
bezruchu, jakby pogrążona w zamyśleniu, tylko kraj sukni kołysał się w powiewie; promienie
słońca załamywały się na gładkich, płowych włosach; a ten łysogłowy brutal, Nicholas, bił ją
po karku. Widziałem jego drobne, tłuste ramionko wznoszące się i opadające ruchem robotni-
ka przy pracy. Potem zaś cztery wiejskie okienka „Diany” ukazały się, sunąc szybko w dół
rzeki. Ramy okienne były podniesione i jedna z białych perkalowych firanek powiewała po-
ziomo jak proporzec nad skłębioną wodą śladu torowego statku.
Żeby kogoś tak nabrać i złamać prawo kolejności, to był wypadek niesłychany. W biurze
mojego agenta, dokąd poszedłem natychmiast, aby się poskarżyć, zapewnili mnie, wśród
przeprosin, że nie mogą zrozumieć, jakim sposobem taka pomyłka mogła się wydarzyć; ale
Schomberg, kiedy wpadłem później do restauracji, aby przełknąć coś na śniadanie, chociaż
zdziwił się na mój widok, wyjaśnienie miał zaraz gotowe. Zastałem go siedzącego przy końcu
długiego, wąskiego stołu naprzeciwko żony, wychudzonej kobieciny o długich lokach i nie-
bieskim zębie, uśmiechającej się idiotycznie w przestrzeń; robiła zawsze przestraszoną minę,
kiedy ktoś się do niej odezwał. Między nimi rozkołysane punkah wachlowało dwadzieścia
pustych trzcinowych krzeseł i dwa rzędy błyszczących talerzy. Trzech Chińczyków w białych
kurtkach wałęsało się z serwetami w ręku naokoło pustego stołu. Ukochany table d'hóte
Schomberga nie miał tego wieczoru wielkiego powodzenia. Schomberg opychał się zapamię-
tale i wyglądał na przepełnionego goryczą.
Rozkazał brutalnym głosem, żeby mi przyniesiono kotlety, po czym rzekł odwracając się
na krześle:
─ Powiedzieli panu, że to pomyłka? Nic podobnego! Niech pan nie wierzy w to ani na
chwilę, panie kapitanie! Falk to nie jest taki człowiek, żeby się mylić, chyba że pomyli się
naumyślnie. ─ Miał nieugięte przekonanie, że ten Falk przez cały czas usiłował wkraść się
tanim kosztem w łaski Hermanna. – Tanim kosztem, niech pan to zapamięta! Nie zapłaci ani
centa za wyrządzenie panu tej zniewagi, a kapitan Hermann wyprzedzi o dzień pański statek.
Czas to pieniądz! Co? Zdaje mi się, że pan jest na bardzo dobrej stopie z kapitanem Herman-
nem, ale cóż z tego, człowiek musi się cieszyć z każdej drobnej korzyści, jaką może uzyskać.
Kapitan Hermann zna się na interesie, a w interesach przyjaźń nie istnieje. Czy nie mam racji?
─Pochylił się naprzód i jak zwykle zaczął zerkać ukradkiem. ─Ale Falk jest i był zawsze
nędznikiem. Ja bym nim pogardzał.
Mruknąłem kwaśno, że nie mam szczególnego szacunku dla Falka.
─ Ja bym nim pogardzał ─ powtórzył z naciskiem, jakby niespokojnie, co byłoby mnie
ubawiło, gdybym nie był tak szczodrze zgryziony. Każdy młody człowiek, dosyć sumienny i
tak pełen dobrej woli, jak to się zdarza tylko u młodych, bierze zwykłe przeciwności życia za
szczególne okrucieństwo. Młodość, która jest dość mało doświadczona, by wierzyć w winę, w
niewinność i w siebie, gotowa jest zawsze przypuszczać, że zasłużyła może na swój los. Wal-
czyłem z kotletem, chmurny i pozbawiony apetytu; pani Schomberg siedziała ze swoim
wiecznym głupim grymasem na ustach, a stek głupstw wypowiadanych przez Schomberga
rósł z każdą chwilą.