Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Podszedł do mnie żandarm, sprawdził przepustkę i pyta, co mam w plecaku. „Książki” – odpowiadam. „Skąd jedziesz?”
– pyta dalej. „Z Warszawy, gdzie chodzę do liceum”. – „Pokaż, co wieziesz!” Wyjmuję więc Czapskiego. Żandarm rzucił okiem i mówi: „To zmykaj!”. Wspominam to zdarzenie, bo miałem przy sobie Dzienniki, które po raz drugi ocalały przed konfiskatą. Ale to tylko anegdoty.
Czy potrafi Pan wyjaśnić, dlaczego podczas karnawału Solidarno-
ści i w stanie wojennym niewielu czytelników Gombrowicza czuło zgrzyt między patriotyczną, niekiedy hurrapatriotyczną euforią a jego niechęcią do obrzędów narodowych?
Być może z tej racji, że Solidarność była wówczas ruchem otwartym, mogło się więc wydawać, że nawet Gombrowicza można zaanek-tować dla dobra „sprawy”. Gombrowicza można było postrzegać jako sojusznika tych dziesięciu milionów, które zapragnęły Polski innej niż komunistyczna, głosił on bowiem, że naszą powinnością jest uwolnienie się od demonów, które uniemożliwiają organizo-wanie nowoczesnego społeczeństwa i odbierają jednostce wolność, nie pozwalając jej być sobą. Gombrowicz był antykomunistą, niemniej – nie odkrywam tu Ameryki – był przede wszystkim przenikliwym krytykiem zbiorowości, twórcą mierzącym się z proJ A N U S Z P A L I K O T
blemami prawdziwie filozoficznymi, z myślą egzystencjalną czy strukturalistyczną. Cokolwiek by mówić, stał się moją największą młodzieńczą miłością i swego rodzaju ojcem duchowym.
Uderzam w tony poważne, lecz gdy pierwszy raz pochłaniałem Dzienniki, mimo że byłem szczeniakiem, dostrzegłem spór, jaki pisarz ten toczył z tradycją sarmacką i romantyczną. Zachwycił
mnie także czymś zgoła innym: skłonnością do gry i prowokacji
– co się odbiło na moim losie, bo za sprawą Gombrowicza stałem się bezczelnym szesnastolatkiem, drażniącym i doprowadzającym do szału wszystkich naokoło, szczególnie nauczycieli z biłgorajskiego liceum. Nauczycielka języka polskiego ledwo przeczytała kilka zdań z moich heretyckich wypracowań, a już wyrzucała zeszyt przez okno. Nie wytrzymywała psychicznie, najwyraźniej nie miała tak silnych nerwów jak pani Gombrowiczowa, z którą Witold ze starszymi braćmi toczył nieustanną wojnę. Jak to pisze on we Wspomnieniach polskich? „Wystarczyło aby matka zauważyła mimochodem, że deszcz pada, a mnie siła przemożna zmuszała natychmiast do stwierdzenia z wystudiowanym zdziwieniem, jakbym usłyszał największy absurd: – Jakżeż! Przecież słońce świeci!”. Ja również uwielbiałem wmawiać ludziom, że słońce świeci, nawet dzisiaj pozwalam sobie niekiedy na takie gierki. Więcej szczęścia miałem w warszawskim liceum, gdzie moje prowokacje a` la Gombrowicz przyniosły mi nieoczekiwane uznanie. Otóż pewnego razu napisałem wypracowanie, pastwiąc się nad Chłopami Reymonta, starając się dowieść, że to książka słaba, że bohaterowie źle zary-83
G Ê B A P R E Z E S A
sowani i trywialni, w ogóle to nie literatura, ale bezwartościowa i sentymentalna cegła, konserwująca dawne stosunki społeczne, która nie pozwala myśleć o przyszłości, więc powinno się zabro-nić jej czytania. Nie mam pojęcia dlaczego, ale polonistka wpadła w zachwyt. Do dziś dźwięczą mi w uszach jej słowa: „No proszę bardzo, przyjechał z Biłgoraja i ma własne zdanie!”.
Czasami kontestacja dla kontestacji bywa jałowa, ale i ryzykowna.
Historia filozofii zanotowała przypadek sofisty, który przybywszy do pewnego miasta, pierwszego dnia wygłosił publiczną pochwałę jednej z cnót, a drugiego jej naganę. Był tak przekonujący podczas obu wykładów, że mieszkańcy, nie zastanawiając się długo, przegnali go z miasta.
I słusznie, albowiem sofiści podważyli zaufanie do języka, w którym pojęcie wiązało się bezpośrednio z rzeczywistością – jeśli ktoś zna grekę, zauważa tę ontologiczną zadziorność. Badając etymologię greckich pojęć filozoficznych, widzimy, jak chwytają one rzeczywistość, natomiast w językach nowożytnych pojęcia filozoficzne niejako się uprzedmiotowiły. Sofiści zapoczątkowali zatem rewolucję, z której miał wyrosnąć Sokrates, a w konsekwencji owej rewolty istota ludzka została przeciwstawiona światu. Człowiek przedsokratejski był bowiem zanurzony w świecie, nie dostrzegał
go, stanowił jego integralną część. Ruch soficki silnie uderzył
w człowieka. Bolało to Greków, bo zostali wyrwani ze świata, w któ-
J A N U S Z P A L I K O T