Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Myślę, że to po prostu przypadek.
- Jim, czy twoim zdaniem prawdziwe są pogłoski, że Jeri została zwabiona? Że to coś chciało ją wyciągnąć z miasta?
- Nie sądzę - pokręcił głową Stuyvesant.
Kamera pokazała z bliska twarz prowadzącego, który wzruszył ramionami i wykrzywił usta w grymasie zakłopotania.
26
O żegnaj, mój synu! Przeszedłeś już za wielką rzekę.
Wiersz Czarnych Stóp
JEŚLI W TYM CZASIE KTOŚ z mieszkańców Fort Moxie i jego okolic padł ofiarą prawdziwej niesprawiedliwości, to właśnie Jeri Tully. Jeri otrzymała także dar o nieocenionej wartości, a dar ów był jednocześnie ową niesprawiedliwością.
Z przyczyn nieznanych grupie ekspertów, którzy ją badali, Jeri nie rozwijała się prawidłowo, a jej czaszka nigdy nie była na tyle duża, by pomieścić mózg. W konsekwencji dziecko nie tylko rosło wolniej od pozostałych, ale było również niedorozwinięte. Jej świat był gmatwaniną myśli i emocji, miejscem nieprzewidywalnym i arbitralnym, w którym praktycznie nie istniało zjawisko ciągu przyczynowo-skutkowego.
Rozrywki i przyjemności Jeri ograniczały się w dużej mierze do doznań związanych ze zmysłem dotyku; uśmiech jej matki, figurka astronauty, którą szczególnie lubiła, jej młodsi bracia i pizza w piątkowe wieczory. Nie interesowała się telewizją, nie uczestniczyła też w grach, które zajmowały normalne dzieci. Była szczęśliwa, kiedy ktoś przychodził z wizytą. Lubiła też oglądać film „Gwiezdne wojny”, ale tylko w kinie.
June Tully wyczuła jakąś zmianę w swym dziecku, kiedy Jim Stuyvesant przyprowadził je do domu tego zimnego kwietniowego poranka. Nie potrafiła jednak określić dokładnie, na czym polega owa zmiana. Doznała tak ulotnego, efemerycznego wrażenia, że nie wspominała o nim nawet swemu mężowi.
Upośledzenie Jeri było na tyle głębokie, że dziewczynka nie zdawała sobie sprawy z własnych ograniczeń, więc nie czuła też żalu ani bólu. Ta prosta zależność stała się dla jej rodziny ogromnym pocieszeniem. Jednak coś wyjątkowego, niepowtarzalnego przydarzyło jej się, kiedy leżała przemarznięta w śniegu obok drogi 11. Była przerażona, nie bała się jednak o swe życie, bo nie rozumiała niebezpieczeństwa. Była przerażona, bo nie wiedziała, gdzie jest, nie wiedziała, gdzie jest jej dom. I nie mogła obronić się przed zimnem. l
Nagle coś nawiedziło jej świat. Jej umysł otworzył się jak kwiat skierowany do słońca. Uniosła się ku niebu i pędziła na wietrze, zaznała nieopisanej radości, niepodobnej do niczego, co przeżyła wcześniej. Sięgnęła daleko poza swe ograniczone możliwości.
Przez tych kilka chwil Jeri rozumiała zależności między wiatrem i ciepłem, napięcie powstałe między otwartym niebem i nabrzmiałymi chmurami. Unosiła się nad ziemią, pędziła przed siebie i nurkowała, jakby sama była burzą, istotą zbudowaną z blasku słońca, śniegu i wiatru.
Przez resztę życia jej okaleczony mózg powracał będzie do wspomnienia nieba, chwili, gdy zniknęły ciemność, chaos i słabość. Kiedy Jeri zrozumiała, co znaczy być bogiem.
Adam i Max powrócili w skafandrach próżniowych po ciało Arky'ego. Pożegnali go dwa dni później podczas cichego, katolickiego nabożeństwa, które zostało odprawione w kaplicy na terenie rezerwatu. Ksiądz z Diabelskiego Jeziora odmówił także starą modlitwę pożegnalną w języku Siuksów.
Na pogrzeb przybyli zarówno Indianie, jak i ich przyjaciele spoza rezerwatu. Było wśród nich całkiem sporo młodych atrakcyjnych kobiet i dziewięciu członków licealnej drużyny baseballowej, w której Arky pełnił funkcję drugiego trenera.
Max został poinformowany, że jako ten, który zawdzięcza ofierze Arky'ego życie, powinien wygłosić kilka słów na jego cześć. Zapisał w notesie najważniejsze punkty tej przemowy, jednak kiedy stanął przed żałobnikami, notes wydawał mu się odległy i niepotrzebny. Nie chciał, by ktokolwiek pomyślał, że nie może bez pomocy notatek opisać uczuć dla człowieka, który uratował mu życie.