Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Moi bracia płaczą głośno; matka wskazuje nasze nędzne
Umeblowanie.
- Zmusimy cię do wydania biżuterii - oświadczają.
- I powiesz nam, gdzie jest twój mąż - rzuca jeden z nich na odchodnym.
Zamknęli za sobą drzwi i zostawili nas pełnych niepokoju W pustym mieszkaniu. Mama zaczęła uspokajać malców, ja Ubrałem się do liczenia rękawiczek. Nagle jeden z gestapowców kopniakiem otworzył drzwi.
- Niedługo nam powiesz, gdzie jest twój mąż! - wrzasnął od progu. I wyszedł.
Chwilami mam ochotę walić pięściami w ściany: dlaczego nie możemy nic zrobić, a oni są tacy silni, dlaczego oni są panami, a my niewolnikami, i wszyscy to akceptują? Dlaczego przechodnie śmieją się, gdy zmusza się chasydów, by tańczyli jak małpy na ulicy? Skąd ta nienawiść do nas, dlaczego zewsząd czyha Śmierć? Spotkałem się z ojcem w Ogrodzie Saskim. Rozmawiał ze mną jak z przyjacielem, chciał pomóc mi zrozumieć: hitlerowcy szczują przeciw nam Polaków, dużo jest ludzi chciwych, gotowych wykorzystać sytuację, aby zająć nasze miejsce, ale są przecież i tacy, którzy spieszą z pomocą, na przykład nasi sąsiedzi. Rozmowę przerwały nam kroki i śmiechy; ujrzeliśmy biegnącego przez zaśnieżony park nagiego mężczyznę, którego gonili żołnierze strzelający w powietrze. Odeszliśmy samtąd. Nalewki roiły się od drobnych handlarzy i żebraków.
- Niemcy zrobią getto - powiedział ojciec. - Będziemy wszyscy razem, ale to też okaże się straszne. Nie zostawią nas w spokoju.
Nic nie odpowiedziałem. Czułem się dorosły i rozsądny,
jak on.
- Zabrali się już do tego w Łodzi. I tu zrobią to samo. Będę widywał was rzadziej, bo gestapo wróci.
Rozstaliśmy się naprzeciwko synagogi na Tłomackiem. Idziałem, jak oddalał się wyprostowany, silny. Wchodząc do dzielnicy żydowskiej, gdzie podobno będziemy musieli mieszkać, założyłem opaskę. Szedłem Gęsią, Miłą, Wołyńską i Niską. Ulice były wtedy moim światem. Szedłem i myślałem, że będę musiał iść handlować na Pragę, a także z matką na pocztę, żeby wymienić dolary, które przesłała nam babka z Nowego Jorku; myślałem, jak bardzo zmieniło się życie w ciągu zaledwie kilku miesięcy; pogrążony w tych rozważaniach zapomniałem, że powinienem ciągle mieć się na baczności, i wpadłem w pułapkę przy ulicy Zamenhofa. Wzdłuż chodników stały ciężarówki, do których żołnierze zgarniali wszystkich mężczyzn, nie szczędząc przy tym kopniaków i uderzeń. Jakiś oficer popychał mnie, waląc jednocześnie kolbą karabinu po plecach.
- Piętnaście latl - zawołałem. - Mam dopiero piętnaście lat!
Nie miałem wiele nadziei, ale należało spróbować, gdyż zasadniczo nie zabierali mężczyzn poniżej szesnastu lat.
- Kłamiesz, Żydzie, łajdaku! Powtórzyłem swoje. To było ryzyko: strzelają z byle powodu, czasem wystarczy jedno zbędne słowo.
- Wsiadaj tu!
Kopnął mnie tak, że upadłem na śnieg. Wdrapałem się na ciężarówkę. Pod plandeką wszyscy milczeli; jakiś żołnierz wsiadł za mną i ruszyliśmy. Kołatała mi w głowie tylko jedna myśl: wy- skoczyć! Wywalczyć tę szansę, inaczej zginę w zbiorowej egze- j kucji w lasku za Żoliborzem nad Wisłą, gdzie rozstrzelali już dziesiątki Żydów, zgarniętych przypadkowo z ulicy. Ale żołnierz nie ruszał się. Zalatywał od niego zapach wełny i potu, butem dotykał mojej nogi, na kolanach położył broń z ręką na spuście. Nagle ciężarówka zatrzymała się; padły krótkie, szczekliwe rozkazy. Po widoku jednorodzinnych domków i willi zorientowałem się, że jesteśmy na Żoliborzu, gdzie rozkwaterowali się Niemcy, wysiedliwszy stamtąd uprzednio wszystkich Polaków. A więc nie jechaliśmy na śmierć. Rozdano nam łopaty i zaczęliśmy uprzątać alejki. Ale wiatr roznosił świeży śnieg, jak pył, a niskie ciemne chmury zwiastowały dalsze opady. Nasza praca była zupełnie bezsensowna; musieliśmy jednak odgarniać śnieg.
- Zdejmij rękawiczki! - wrzeszczy oficer o białych oczach. Przecież wiesz, że trzeba pracować bez rękawiczek.
Uderzył mnie. Pracowałem dalej. Moje palce zaczerwieniły ule, zsiniały, skostniały. Oficer był daleko. Włożyłem rękawiczki. Nie zauważyłem, jak wracał.
- Ty łajdaku!
Nie krzyczał. Uderzył mnie w kark i w twarz. Kazał mi od? dać rękawiczki i, śmiejąc się, cisnął je jakiemuś innemu Żydowi. To są ich metody; chcą czynić zło. Pracowaliśmy cały