Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
I rzeczywiÅ“cie, przez nikogo nie rozpoznany dosta³ siê prawie do Å“rodka miasta. Lecz t³um by³ tak gêsty, ¿e dotarcie do koryÂtarzy wydawa³o siê coraz bardziej w¹tpliwe. Ale mimo pozornie beznadziejnej sytuacji Tumitak walczy³ z oszala³¹ t³uszcz¹, ¿ywi¹c wbrew rozs¹dkowi nadziejê, ¿e uda mu siê znaleŸæ wzglêdnie luŸny korytarz poza centrum miasta, nim panika opadnie do tego stopnia, ¿e ludzie zaÂczn¹ nieuchronnie poszukiwaæ tego, kto spowodowa³ pop³och.
T³um, którego przera¿enie zwiêksza³ jeszcze osobliwy zmys³ teleÂpatyczny wystêpuj¹cy we wszystkich wiêkszych skupiskach ludzkich, stawa³ siê coraz groŸniejszy. Mê¿czyŸni si³¹ piêœci torowali sobie drogê, porzucaj¹c s³abszych; tu i tam dawa³y siê s³yszeæ okrzyki oburzenia. TuÂmitak zobaczy³, jak ktoÅ“ potkn¹³ siê i upad³; po chwili doszed³ go krzyk tratowanego przez tych, co napierali z ty³u. Ledwie krzyk ucich³, gdy rozleg³ siê nastêpny, podobny, z przeciwleg³ego koñca przejÅ“cia.
Lorianin, niesiony jak liœæ nurtem wrzeszcz¹cych i wymachuj¹cych rêkami Jakran, dotar³ wreszcie do centrum miasta. Raz po raz chwia³ siê na nogach i cudem tylko odzyskiwa³ równowagê. Dosta³ siê do wielkiego placu, który znaczy³ punkt przeciêcia dwóch g³ównych korytarzy; wtem potkn¹³ siê o le¿¹cego Jakranina i prawie upad³. Mia³ ju¿ przejœæ nad le¿¹cym cia³em, gdy siê zatrzyma³. U jego stóp le¿a³a kobieta z dzieckiem w ramionach!
Kobieta tonê³a we ³zach i krwawi³a, odzie¿ mia³a pddart¹ w wielu miejscach, lecz wci¹¿ jeszcze dzielnie usi³owa³a chroniæ dziecko przed stratowaniem. Tumitak pochyli³ siê nad ni¹, by pomóc jej wstaæ, lecz nim zdo³a³ to zrobiæ, rzeka ludzi ponios³a go tak daleko, ¿e kobieta znaÂlaz³a siê prawie poza jego zasiêgiem. Ogarnê³a go nag³a wÅ“ciek³oϾ - rzuci³ siê gniewnie przed siebie wymierzaj¹c cios za ciosem w twarze nacieraj¹cych ludzi, którzy za cenê w³asnego bezpieczeñstwa chcieli zniszczyæ ludzkie istnienie. Jakranie ust¹pili pod ciosami Tumitaka i kiedy zrobi³ siê wokó³ niego luz, Lorianin schyli³ siê i podniós³ kobietê z ziemi.
Nie straci³a przytomnoœci, o czym œwiadczy³ s³aby uœmiech, i choæ Tumitak wiedzia³, ¿e nale¿a³a do wrogiego plemienia, odczu³ przelotny ¿al, ¿e jego podstêp maj¹cy na celu wystraszenie Jakran zakoñczy³ siê takim powodzeniem. Kobieta próbowa³a coœ powiedzieæ, lecz okrzyki by³y tak g³oœne, ¿e nie móg³ nic zrozumieæ, nachyli³ wiêc ku niej g³owê, ¿eby us³yszeæ jej s³owa.
- Drzwi po drugiej stronie przejœcia! - krzyknê³a mu do ucha. - Spróbuj przedostaæ siê przez t³um do trzecich drzwi po drugiej stronie przejœcia! Tam jest bezpiecznie!
Tumitak wzi¹³ j¹ przed siebie i natar³ wÅ“ciekle na t³um wal¹c piêœÂciami doko³a, gdy posuwali siê naprzód. Opieraj¹c siê dzielnie nie da³ siê ponieϾ na centralny plac i w koñcu dotar³ do drzwi. ZnaleŸli siê w Å“rodku - Tumitak wyda³ g³êbokie westchnienie ulgi, gdy stwierdzi³, ¿e zostawili t³um poza sob¹. Sta³ przez chwilê w drzwiach, by upewniæ siê, ¿e nikt za nimi nie idzie, po czym zwróci³ siê do kobiety z dzieckiem.
Oderwa³a kawa³ek rêkawa swej podartej sukni i wycieraj¹c ³zy i krew pos³a³a mu nieÅ“mia³y uÅ“miech. Tumitaka zadziwi³a ³agodnoϾ i szlachetnoϾ tej kobiety z dzikiego plemienia Jakran. Wpojono w niego jeszcze w dzieciñstwie, ¿e Jakranie to obca rasa, przywodz¹ca skojarzeÂnia z duchami i czarownicami; a przecie¿ ta oto kobieta mog³a byæ cór¹ najlepszych rodów Loru. Tumitak mia³ siê dopiero nauczyæ, ¿e niezaÂle¿nie od epoki i kraju mo¿na znaleŸæ zarówno barbarzyñstwo, jak i szlaÂchetnoϾ, gdy siê jej szuka.
Przez ca³y ten czas dziecko, najwidoczniej zbyt przera¿one, by p³aÂkaæ, odezwa³o siê teraz donoÅ“nym krzykiem. Przez chwilê matka usi³oÂwa³a uciszyæ je nuceniem i szeptem, lecz w koñcu u¿y³a odwiecznego i niezawodnego Å“rodka i gdy dziecko uspokoi³o siê i zaczê³o ssaæ, gestem wskaza³a Tumitakowi, by szed³ za ni¹. Skierowa³a siê ku drzwiom po drugiej stronie pokoju i przesz³a na ty³ mieszkania. Nie by³o jej przez chwilê, potem zaÅ“ przywo³a³a go do siebie. Tumitak zacz¹³ siê domyÅ“laæ, o co jej chodzi. I rzeczywiÅ“cie, w nastêpnym pokoju kobieta wskaza³a sufit, w którym znajdowa³ siê okr¹g³y otwór szybu prowadz¹cego prosto
w górê.
- Oto wejÅ“cie do starego korytarza, który zna nie wiêcej ni¿ dwaÂdzieÅ“cia osób w ca³ej Jakrze - powiedzia³a. - Prowadzi on na drug¹ stronê placu i do górnej czêœci miasta. Mo¿na siê tam kryæ przez wiele dni i szylki nawet nie bêd¹ wiedzia³y o naszym istnieniu. Tu jest bezÂpiecznie.
Tumitak skin¹³ g³ow¹ i zacz¹³ wspinaæ siê po drabinie. Zatrzyma³ siê tylko na chwilê, by upewniæ siê, ¿e kobieta za nim idzie. Drabina siêga³a nie wiêcej ni¿ trzydzieÅ“ci stóp w górê; znaleŸli siê nastêpnie w ciemnoÅ“ciach korytarza, którego najwyraŸniej nie u¿ywano od wieków. Panowa³ tu taki mrok, ¿e gdy oddalili siê od wylotu szybu, nie by³o wiÂdaæ nawet najmniejszego przeb³ysku Å“wiat³a. Kobieta niew¹tpliwie mia³a s³usznoϾ - nawet mapy Tumitaka nie wspomina³y o tym przejÅ“ciu.