Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Barclay zatem wbrew wszystkim i wszystkiemu bronił uparcie do ostatniej chwili planu cofania się na całej linii, planu, który wysławiał przed jednym z...— Taka zapiekanka z królika, Bill — wykrzykiwał ów młodzian odsłaniając przed oczyma zebranych olbrzymi kawał mięsa w cieście — takie...Powt�rzy� [trzeba] te s�owa siedem razy, po czym zm�wi� b�agania do Budd�w,bodhisattw�w i mocarzy, odczyta� B�aganie o Ochron� przed Trwogami Bar-do iB�aganie o...ochrony krajobrazu – te powstałe na obszarach wrzosowisk (Szkocja) czy Lake Powell National Golf Course w stanie Arizona chronią cenny krajobraz przed...Profilaktyka zaburze� emocjonalnych to przede wszystkim uczenie dziecka r�nych sposob�w radzenia sobie w sytuacjach trudnych, a nie tylko ochrona dziecka przed...ROZDZIAł 17DODATKOWE ćWICZENIA WZROKU PRZYDATNE W PRACY PRZY KOMPUTERZEZoom przy użyciu kciukaWyciągnij przed siebie rękę z podniesionym kciukiem...Przechodzc do bardziej szczeg�Bowych definicji zagro|eD, jakie stoj przed Federacj Rosyjsk, Koncepcja definiuje interesy narodowe paDstwa, czyli  [Było to w roku 1860 i 1861, kiedy mój stryj rozpoczął właśnie praktykę lekarską i przed wyruszeniem na front sporo usłyszał o tych wydarzeniach od swoich...Przez pierwsze sto metrów Moon tańczyła jak boja na fali, skupiała całą swą uwagę na bronieniu się przed zadeptaniem, potem ścisk zaczął się rozrzedzać...– Czyż nie mówiłam przed chwilą, że masz być moim bohaterem? Nie widział jej twarzy, ale czuł dobrze, że żartuje, rzekł więc jeszcze poważniej...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.


- Wracam do kraju - powiedział jak ogarnięty gorączką. - Czy mógłby mi pan pomóc?
- Spotkajmy się - odrzekł tamten ostrożnie. - Gdzie pan jest?
Zapłacił barmanowi i wyszedł na róg. Mniej więcej po kwadransie zobaczył światła nadjeżdżającego samochodu. Radca uchylił drzwiczki, Jasio wsiadł. Jechali wolno opustoszałą ulicą.
- Chyba powinienem próbować przez Rumunię, na fałszywych papierach. Mógłbym podawać się za Francuza. Kozłowski długo się nie odzywał.
- Dlaczego chce pan wracać? - spytał wreszcie.
- Bo tak mi nakazuje obowiązek. Jestem synem żołnierza.
- Chce pan walczyć?
- Tak.
- Sam?
- Przecież nie wszyscy uciekli.
- Z wojskowego punktu widzenia sens miała tylko ewakuacja.
- Pan to nazywa ewakuacją? - spytał gorzko.
- W momencie wkroczenia Sowietów nie było innego wyjścia. Należało ratować, ile się da. Ściągnąć do Rumunii siły ludzkie i sprzęt.
- Ale to oznacza koniec.
- Walka będzie kontynuowana. Jeżeli chce pan wstąpić do wojska, nie ma przeszkód. Nie wiem tylko, czy to w pana sytuacji byłaby rozsądna decyzja. Pan jest muzykiem...
- To nie ma znaczenia. Chcę służyć ojczyźnie.
- Paderewski też jej służył, grając na fortepianie.
- Pan kpi sobie ze mnie - odpowiedział ostro. Kozłowski gwałtownie skręcając, zahamował przy krawężniku, potem chwycił rękę Jasia w przegubie i uniósł do światła.
- A co pan zrobi, kiedy granat urwie panu dłoń? To się na wojnie często zdarza. Czym się okaże wtedy pana życie?
- Jedno życie nie ma teraz znaczenia - odparł Jaś.
- Nikomu nie wolno tak myśleć - odpowiedział Kozłowski surowo, w jego głosie było coś jeszcze, jakaś mroczna nuta, która Jasia zastanowiła.
Radca uruchomił samochód.
- Dokąd pana zawieźć? - spytał.
- Mieszkam w dzielnicy Marais.
- Dobra dzielnica.
- Mało tam bywam. Wynajmuję studio tutaj niedaleko...
- Widziałem plakat zapowiadający pana koncert.
- Podjąłem już inną decyzję. Skoro mogę wstąpić do polskiego wojska, zrobię to. Czy pan mógłby mi to ułatwić?
- Zawiadomię pana - odrzekł.
Ale minęło kilkanaście dni i radca się nie odezwał. Jasio postanowił działać na własną rękę. Po krótkich poszukiwaniach zdobył adres Centre d'Hebergement pour les Militaires Polonais - stacji zbornej Wojska Polskiego w koszarach Bessiers na przedmieściach robotniczej dzielnicy Clichy. Spakował najpotrzebniejsze rzeczy, pożegnał się z wujem i jego żoną i w pochmurny październikowy dzień udał się na stację metra. Kiedy dojechał do koszar, rozpadało się na dobre, w strugach deszczu szare budynki sprawiały przygnębiające wrażenie. Nad bramą smętnie zwisały flagi: biało-czerwona i trójkolorowa. Jaś nie był przesądny, ale przekraczając próg koszar, poczuł ucisk w gardle i zrozumiał, że ta wojna nie skończy się na wiosnę.
Żandarm w polskim mundurze zaprowadził go do oficera dyżurnego.
- Bałem się, że będzie za późno - powiedział Jasio.
- Na co? - spytał lekko znudzonym tonem oficer, miał na sobie nowiutki, uszyty na francuską modłę mundur z dystynkcjami porucznika na pagonach. Przeglądał jakieś pisma ilustrowane i widać było, że uważa to zajęcie za znacznie bardziej interesujące od rozmowy z kandydatem na poborowego.
- Na zaciągnięcie się do polskiego wojska.
- Po co ten pośpiech? - odrzekł porucznik flegmatycznie. - Macie gdzieś na mieście kwaterę?
- Nie, nie mam - skłamał Jaś, bojąc się, że zostanie odesłany do domu.