Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Zatem, po innych tyraniach nastała tyrania tłumu. Jeśli władza nie pochodzi od Boga, lecz od narodu, to sprawować ją będą ci, którzy najbardziej przypochlebią się tłuszczy. I tylko kilka lat, więc, tak samo jak i tłum, nie spojrzą dalej własnego nosa. Byle powiększyć poklask dla siebie, choćby za sto lat świat miał zginąć.
A jeśli kaprys tłumu stał się prawem, kto się odważy mu nakazać, by postępował wbrew sobie, wbrew bydlęcym instynktom człowieka? Przykazania, zamiast ich słuchać, zaczęto głosować. Zamiast jednego Boga, surowego, choć kochającego, pojawiły się miliony pogańskich bożków, uśmiechniętych, przymilających się o względy. Ludzie przestali szukać szczęścia, pogrążywszy się w przyjemnościach, przestali myśleć o duszy, zaczęli o ułatwianiu sobie życia, o uprzątaniu z drogi wszelkich zakazów, uwolnieniu się od wszelkiej odpowiedzialności… Ojcze, uznałem, że nie może być prawowiernym chrześcijaninem, kto uzna demokrację za władną rozstrzygać o sprawach Kościoła. Następca Piotra i jego biskupi pogodzili się z władzą tłumu. Odstąpili od Prawa, przerażeni pustkami w świątyniach i brakiem ofiar, zapragnęli przypodobać się motłochowi. Dlatego złamałem ślub posłuszeństwa, ojcze Bernardzie.
– No, tak, coś niecoś znalazłem… – zaczął Le Corve.
Mehmet od razu wyczuł w jego sposobie mówienia dziwną nutę. – To znaczy… Przede wszystkim, przegrzebałem im pamięć wewnętrzną. To znaczy, odtworzyłem proces programowania tego, z czym się tutaj ścigamy. Musiałem się podpiąć pod centralę Surete, ale za to prawie już zrekonstruowaliśmy…
– No i co tam jest takiego? – przerwał Mehmet, pomyślawszy, ile wpadnie na rachunek prefektury marsylskiej za wykorzystywanie centrali obliczeniowej Surete.
– Jakaś stara księga z czternastego wieku, coś w rodzaju podręcznika dla inkwizytora. Napisał to niejaki Bernard Gui. I bardzo ciekawy program do sporządzania charakterystyki osobowościowej. Odtwarzali tego inkwizytora. To znaczy, jestem pewien, że na podstawie tej księgi zrekonstruowali już jego zasadniczą osobowość, ale potem ją, nie wiem dlaczego, wykasowali.
Miał wrażenie, że w którymś momencie twarz dziewczyny drgnęła.
– Czekajcie, Le Corve. Co z tymi programami wpuszczonymi w nasz system?
Haker natychmiast stracił na elokwencji. Zaczął coś bąkać o problemach.
– Kurwa mać! Bawicie się, zamiast szukać tego, co ważne, tak?! – Pytanie było czystą retoryką. Bez najmniejszej wątpliwości: wziął się, sukinsyn, za to co go bardziej ciekawiło, zamiast za najważniejsze.
– Nie mogliśmy siedzieć we dwóch w jednym programie. Młody siedział nad tym wirusem, a ja…
Mehmet zaciął wargi.
– Dobra – wycedził. – Chcę wiedzieć, co on zwojował.
– No, trochę mamy. – Twarz Le Corve’a, gdy ponownie pokazał się na ekranie, wydawała się spokojniejsza. – Mamy kod osobisty, na który nastawione było to coś. Podać?
Popatrzył tylko na niego.
– A co do reszty… Młody twierdzi, że to ma zakodowaną jakąś dziwną sekwencję znaków. Jakby miało uruchomić pewien powtarzający się rytm. Niby że wyczekiwało w systemie, aż zacznie w nim operować ta osoba, czepiało się jej i generowało w kółko tę serię impulsów.
– Dobra. Wracajcie do pracy, wkrótce tam będę. Delikatnie przytrzymał końcówkę, po którą już sięgała Jacqueline.
– Archiwum – rzucił. I po chwili dodał: – Proszę.
Miała wrażenie, że ten beduin kompletnie zwariował. Oczy świeciły mu się jak jakiemuś szaleńcowi. Połączyła go z archiwum i wpisała podany kod: ZASTRZEŻENIE – Na litość boską, niechże pani coś zrobi! Rozłożyła bezradnie ręce.
– Na pewno pani może. Proszę. To ważne. Naprawdę ważne.
– Nie mam sposobu, żeby przekonać program archiwum.
Przyglądał jej się przenikliwie.
– A prefekt? – zapytał nagle. – Niech pani wpisze jego kod.
Nie wiedziała, dlaczego mu uległa. Sięgnęła ku klawiaturze… I zastygła nieruchomo.
– To jest właśnie jego kod – powiedziała. Niepotrzebnie. Zupełnie bez sensu. W ogóle nie powinna łączyć go z archiwum.
Twarz oficera ściągnęła się. Jacqueline, choć nie wszystko zrozumiała z jego rozmowy, także poczuła nagły ucisk w gardle.
– Archiwum – zakomenderował. – Klucz „Sekwencja”. Wystukała to posłusznie. Lista haseł była długa. Przyglądał jej się w skupieniu, z coraz większą rezygnacją na twarzy.
– Rytm – zażądał jeszcze po długim milczeniu.
Wpisała posłusznie: „Rytm”.
Zauważyli to niemal jednocześnie: rytmy mózgu, stymulacja elektrohipnotyczna.
Wpatrzona w pojawiające się na ekranie informacje nawet nie zauważyła, kiedy Azufahan władował się za jej terminal.