Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
– Wy głupcy, Cord przez cały czas go powstrzymywał! X’Intai przetoczą się po nas następnego dnia po jego wyjeździe! Albo dostanę więcej gwardzistów, albo powierzycie mi komendę nad oddziałami Domów na wypadek ataku!
– Nigdy! – krzyknął P’grid. – Jeśli barbarzyńcy zaatakują, choć to mało prawdopodobne, Domy będą się bronić same!
Obowiązkiem Króla jest bronić miasta, a obowiązkiem Domu jest bronić siebie. Tak było zawsze!
– W przeszłości nie groził nam najazd X’Intai! A jeśli uważasz, że po tym, jak grot włóczni pękł, przez co zginął syn Delkry i podopieczny Corda, jeśli sądzisz, że po tym nie zaatakują, to jesteś większym głupcem niż mógłbym przypuszczać!
– Groty pękają – zaśmiał się P’Grid. – Jednego barbarzyńcy mniej.
– Zwłaszcza takie groty! – prychnął król.
Wyciągnął pęknięte ostrze i cisnął nim o podłogę. Grot roztrzaskał się na drobne kawałki.
– Skąd to się wzięło? – spytał ostrym tonem Doma. – Nie z ostatniej dostawy!
– Tak, Doma – odparł król. – Z przeklętej przez demony dostawy. Twojej przeklętej przez demony dostawy. Za którą ty byłeś odpowiedzialny! Powinienem wysłać X’Intai twoją głowę!
– Nie mam z tym nic wspólnego! – krzyknął doradca. – Wysłałem groty najlepszej jakości! Na demony, byłem stratny!
– Mimo to – powiedział ponuro Kan – X’Intai dostali właśnie to. Deltan zginął właśnie przez to. Jeśli więc któryś z was ma coś do powiedzenia w tej sprawie, to teraz ma okazję.
Członkowie rady popatrzyli po sobie, ale tylko kilku odważyło się spojrzeć w oczy władcy. W końcu Kesselotte J’ral klasnął
dolnymi rękami.
– Co chcesz usłyszeć, królu? – spytał. – Czy którykolwiek z nas naraziłby miasto na niebezpieczeństwo? Miasto, które jest domem zarówno naszym, jak i twoim? Czemu miałoby to służyć?
– Większość z was sprzedałaby swoje matki za kawałek brązowego złomu – syknął władca. – Zejdźcie mi z oczu. Wątpię, żebyśmy spotkali się na następnej naradzie, zanim X’Intai wedrą się na nasze mury. A wtedy biada wam, bo bramy tej cytadeli będą dla was zamknięte!
* * *
– ...będą dla was zamknięte!
– Interesujące – powiedział Pahner. Przekaz video z nanopluskwy był strasznie ziarnisty. Obiektyw o średnicy nanometra nie mógł wiele zdziałać, za to wzmocnienie audio o wiele lepiej poradziło sobie z dźwiękiem.
Nanoprzekaźnik przypominał pod wieloma względami bardzo małego owada. Potrafił się samodzielnie poruszać, a nie tylko tkwić w jednym miejscu. Ten konkretny przeskoczył z ostrza włóczni, które Cord przekazał Xyia Kanowi, do ucha króla. Stamtąd przekazywał każdą rozmowę, w której król brał udział, a z transmisji tych wynikało, że król albo był uczciwy, albo był świetnym aktorem.
– Myślę, że on mówi poważnie. – O’Casey przetarła twarz szmatką, która momentalnie nasiąkła potem. – Możliwa byłaby 85
sytuacja, w której próbowałby wykorzystać zagrożenie ze strony plemienia Corda przeciw Domom, ale nie sądzę, by to robił.
Z dwóch powodów. Po pierwsze, wydaje się strasznie wściekły, a nie jest chyba aż tak dobrym aktorem. Po drugie, nawet gdyby nim był, taka próba byłaby niesamowicie ryzykowna. Musiałby dysponować jakąś siłą, która zadziałałaby jako odsiecz.
Gdzie ona jest?
Dzień był wyjątkowo upalny i parny. Oba okna pomieszczenia były otwarte, żeby zapewnić przewiew. Właśnie skończyła się jedna z mardukańskich ulew, nawet komary wydawały się mieć problemy z lataniem w niesamowicie wilgotnym powietrzu.
– Mógłby spiskować z wrogami Corda – zasugerowała Kosutic, skubiąc się w ucho. – Z tymi pozostałymi dwoma plemionami.
Z... – przerwała, żeby sprawdzić nazwy w tootsie i pacnęła jakiegoś insekta.
– Ha! – zawołała, widząc czerwoną plamę na dłoni.
– Dutak i Arnat – powiedział bez zastanowienia Roger. Trzymał w wyciągniętym ręku kawałek mięsa, próbując nauczyć jaszczura wykonywania poleceń. – Siad!
Nie wychodziło mu to. Jaszczur ocenił odległość dzielącą go od mięsa, siłę grawitacji i refleks księcia, po czym wystrzelił
w górę z prędkością atakującego węża.
– Cholera – zaśmiała się Kosutic, wycierając dłoń o stół. – o jeden kawałek mniej, Wasza Wysokość?
– Tak – przyznał kwaśno Roger.
Zwierzak był przyjacielski i robił wrażenie inteligentnego, ale wykazywał całkowity brak zainteresowania uczeniem się sztuczek. Przychodził na zawołanie pod warunkiem, że nie robiło się tego za często. I tak jednak przez prawie cały czas chodził
za Rogerem. Kiedy książę udał się na audiencję u króla, jaszczura zamknięto w jednym z pokojów. Według meldunków marines, nie był z tego powodu szczęśliwy. Wydawał dwa rodzaje odgłosów – syczące mruczenie, oznakę zadowolenia, i bojowy ryk. Był
jeszcze młody, ale ryczał już całkiem głośno.
– Powinien pan go jakoś nazwać – powiedziała Kosutic. – Na przykład „Trafiony”.
– Bo tak sprawnie wyrywa mi jedzenie z ręki? – spytał ostrożnie Roger.
– Nie, bo któregoś dnia pan go zastrzeli!
– Możemy wrócić do ważniejszych spraw? – zaproponował Pahner. – Pani sierżant, naprawdę uważa pani, że Xyia Kan układa się z tymi dwoma plemionami?
– Nie. To była taka burza mózgów, sir. Jestem prawie pewna, że Cord albo jego brat mają wśród tych plemion swoich szpiegów. Powinniśmy go o to spytać. Jeśli mają, muszą coś wiedzieć.
– To prawda – zgodziła się O’Casey. – Kultury na tym poziomie z reguły zdają sobie sprawę, co dzieje się u sąsiednich plemion. Gdyby jedno z nich szykowało się do ataku, wszyscy by o tym wiedzieli.
– A nie ma tu chyba wędrownych najemników – zauważył Pahner. Wyjął swoją paczkę gumy do żucia, policzył listki, po czym odłożył ją do hermetycznego pudełka. – Co może zyskać jeden z Domów?
– Nie wiadomo. – O’Casey zajrzała do swojego pada i parsknęła. – Co ja bym teraz dała za egzemplarz „Księcia”! Na szczęście umiem większość na pamięć. Potrzebujemy jednak więcej informacji.
– Fakt. – Pahner podrapał się w podbródek. – Myślę, że powinniśmy założyć podsłuch w Wielkich Domach.
– Pod jakim pretekstem? – spytała Kosutic. – Dlaczego mieliby nas wpuścić do środka?