Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Jak wszyscy mężczyźni z nowej przywódczej klasy, również Napoleon został wkrótce wprowadzony na salony owych pięknych dam, które lud nazywał żartobliwie „własnością rządu", a do których należała również Józefina, owdowiała markiza de Beauharnais. Była ona jedną z ulubionych metres wpływowego Barrasa, który ją teraz przeznaczył swemu nowemu faworytowi Bonapartemu. Ze swoim niepohamowanym korsykańskim temperamentem, który musiał dotąd nadmiernie powściągać, Napoleon zapłonął gwałtownym ogniem i tak beznadziejnie wpadł w sidła starszej o sześć lat zalotnej Kreolki z antylskiej wyspy Martyniki, że już w kilka miesięcy po ich pierwszym spotkaniu, 9 marca 1796 roku odbył się ich ślub cywilny. Aby przed opinią publiczną ukryć różnicę wieku, arystokratka i korsykański karierowicz postanowili, za pomocą sfałszowanych świadectw chrztu, odpowiednio - o cztery lata się odmłodzić i o półtora roku postarzeć. Dwa dni po weselu Napoleon opuścił Paryż, aby - mianowany tymczasem głównodowodzącym armii we Włoszech - pośpiesznie udać się do swego wojska. Podczas gdy jego miłość i przywiązanie do nowo poślubionej małżonki były z każdym dniem coraz silniejsze, on z chwilą odjazdu znikł z jej serca i myśli.
Włochy były dla francuskich rewolucjonistów szczególnie ważnym celem agresji, ponieważ spodziewali się oni tą drogą ugodzić w uosobienie konserwatywnej reakcji, a mianowicie w monarchię Habsburgów, i w ten sposób okazać pomoc postępowo myślącym kręgom we Włoszech, którym chodziło o wywłaszczenie kleru i sprawujących władzę domów szlacheckich. Jakkolwiek początkowo patrzono na Napoleona kosym okiem, jako na kogoś awansowanego w wyniku protekcji, to przecież potrafił on szybko wzbudzić u oficerów i żołnierzy respekt dla siebie. Świetnie z punktu widzenia propagandy opracowane ulotki, które kazał rozdzielać wśród żołnierzy, sławiące go jako genialnego wodza, miały ten efekt, że wkrótce wszyscy gotowi byli iść za nim w ogień, pobudzani hasłami w rodzaju: „Przelatuje jak błyskawica i uderza jak piorun. Jest wszędzie i wszystko widzi!"
Odnoszone sukcesy miały pokazać, że tak jest w istocie. Stosując nową taktykę wojenną i górując nad przeciwnikiem strategią, w wyniku swego rodzaju nowoczesnej wojny błyskawicznej zwyciężył zacofane pod tym względem armie Austrii. Jak później sam o sobie powiedział, od czasu zwycięstwa
24
pod Lodi, 10 maja 1796 roku, nabrał przekonania, że został wybrany przez los do spełnienia niezwykłych czynów. Świadomy swych bezgranicznych możliwości, wyznał to po raz pierwszy swemu przyjacielowi Marmontowi: „Czuję, że pisane mi są czyny, których żyjące pokolenie nawet nie przeczuwa". A kiedy napisał do Paryża: „Wasz traktat pokojowy z Sardynią utrzymałem. Armia go zaakceptowała", nawet członkom Dyrektoriatu przeszły po skórze ciarki. Kiedyż to jakiś generał ważył się rozmawiać ze swoim rządem w takim tonie!
Ale nie tylko na dyrektorach w Paryżu, także na mieszkańcach Mediolanu, gdzie wkroczył jak rzymski triumfator, wywarł Napoleon niezwykle wrażenie. Jakkolwiek nikt się nie entuzjazmował - wszyscy byli raczej zdumieni - to jednak nic w tym zwycięzcy zdawało się nie zdradzać pychy; dostrzegało się w nim tylko absolutną determinację i żelazną, niezłomną wolę, której trzeba się było bezwarunkowo poddać. Wódz zajął kwaterę w pałacu arcybiskupa i kąpał się - co było jedynym wytchnieniem dla jego nerwów i jedynym luksusem, z którego aż do śmierci ochoczo korzystał - coraz dłużej i w coraz gorętszej wodzie.
Z chwilą upadku twierdzy Mantui Austria utraciła swoją dominująca pozycję we Włoszech. Ustanawiając „Republikę Cisalpińską" ze stolicą w Mediolanie czy „Republikę Liguryjską" ze stolicą w Genui, które to państewka były odtąd wasalami Francji, dokonał Bonaparte aktu, jaki miał potem powtarzać w coraz szerszym zasięgu, aby zbliżyć się do swego celu: zjednoczonej Europy. Głosił wprawdzie dotychczas „uciśnionym" zdobycze rewolucji francuskiej, pomyślane dla dobra ludu, jednocześnie wszakże - w okresie wielkiego braku gotówki - wywoził do Francji pieniądze i naturalia, Luwrowi zaś dostarczył więcej dzieł sztuki, niżby to w okresie swojej świetności zdołał uczynić którykolwiek król. Jego dwór na zamku Montebello koło Mediolanu niczym nie ustępował dworom książąt ancien re'gime'u, przy czym sam Napoleon dbał zawsze o to, by go wszyscy szanowali albo też się go bali. Jego parweniuszowskie, a zarazem coraz bardziej aroganckie zachowanie zdradzało wyraźnie skrywaną niepewność. Pewien współczesny rzymianin pisał: „Nie może pan sobie wyobrazić zarozumialstwa i pychy, z jakimi mnie przyjął. Zaklinał się na wszystko, że chce zasiąść na Kapitolu, a przy tym w gniewie szarpał zębami trzymany w ręku dokument". Pytanie, czy było to rzeczywiście wyrazem nieokiełznanego temperamentu, czy też chciał rozmyślnie wywrzeć w ten sposób wrażenie na swoim rozmówcy i przestra-
25
szyć go, musi pozostać bez odpowiedzi. Równie arogancko i porywczo zachowywał się wobec francuskich dyplomatów, wykrzykując na przykład: „To, czego dotychczas dokonałem, jest jeszcze niczym; stoję dopiero u progu swojej kariery".
Istotnie, pomaszerował na własną rękę w kierunku Wiednia, docierając aż do przełęczy Semmering, po czym 18 kwietnia 1797 roku zawarł z Habsburgami preliminaria pokojowe w Leoben. Także traktat pokojowy w Cam-poformio podpisał 17 października tegoż roku całkiem samowolnie i wbrew zamierzeniom Dyrektoriatu. „Adwokatom, których powołano do Dyrektoriatu", dał jasno do zrozumienia, że nie zamierza dłużej słuchać ich poleceń: „Poczułem zadowolenie, jakie daje władza, i nie myślę już z niej rezygnować". Zbudziła się teraz w nim żądza sławy i mocy, jeden z głównych bodźców jego przyszłych poczynań, i chociaż to, co dotąd osiągnął, było jeszcze dla niego dalece niewystarczające, to jednak przed opuszczeniem Włoch wyznał już z niejakim zadowoleniem Bourrienne'owi: „Jeszcze kilka takich kampanii, a zapewnimy sobie jakie takie miejsce u potomności".