Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Płaski-stan-naprężenia-o-taki-stan Płaski stan naprężenia o taki stan, dla którego wszystkie jego składowe leżą w jednej płaszczyźnie, np... Sila Woli Poczatkowa Sila Woli twojego bohatera rowna jest jego Odwadze, wiec miesci sie w przedziale od 1 do 5...access 2003 pl kurs-rozdział helion Jednak to, co jest zaletą programu Access na etapie tworzenia czy testowania bazy danych może okazać się jego wadą w czasie...Pośredniczy ona pomiędzy głową koczującego ludu a ludem, pomiędzy kaganem (chanem) turańskim a jego ludami-pułkami, pomiędzy księciem czy królem...— I ja, proszę pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiąc szczerze, byliśmy oboje bardzo przywiązani do sir Karola, a jego śmierć była dla nas...– Co pan tu robi, kryje się po kątach?Houston zbliżył się i gdy jego twarz znalazła się zaledwie o centymetry od twarzy Johna, szepnął:–...Mimo ekumeniczno[ci synodu trullaDskiego, jego postanowienia nie byBy W caBo[ci uznawane na Zachodzie, poniewa| negowaBy one niektre zachodnie praktyki tagime i tamcine2piknikiem nad Bugiem, który doprawdy nie miał nic wspólnego ani z dekoratorstwem, ani z anestezjologią — no, może o tyle miał, że za jego pomocą Idzia...23 skiego wzrostu, nieco zbyt duej gowy i za krtkich w stosunku do tuowia koczyn, jego niemal chorobliwie chudej postaci i tawej cery, pomimo przebiegajcych...góry jego wąsy, rozczesana na środku głowy czupryna kapitalnie pasowały do twarzy powle- czonej trupią, zielonawą skórą, na której lewym policzku...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Kiedy indziej kazał im leżeć w absolutnym bezruchu z oczami wywróconymi białkami do góry.
- Już nie mogę. Boli mnie od tego głowa.
- Zamknij się! Masz tak leżeć i nie gadać!
A gdy w końcu decydował się na stosunek, musiał to robić z zamkniętymi oczami, całkowicie pogrążony w fantazjach, bo inaczej w ogóle nie osiągnąłby orgazmu.
Pewnego dnia, siedząc w klimatyzowanym przestronnym gabinecie w Sevenoaks nad kieliszkiem aperitifu przed lun­chem i patrząc na sztuczne dzikie gęsi lądujące na sztucznym stawie, nagle postrzegł swoje brzemię w zupełnie nowym świetle. Uznał je za rodzaj nieuleczalnej choroby. Serce moc­niej mu zabiło. Czy to możliwe, pomyślał, aby każdy człowiek był skazany na jakieś określone, trwające aż do śmierci ćwi­czenie woli połączone z obowiązkiem pogodzenia się z tym w sposób jak najbardziej godny? Czy można zatem przyjąć, że pogrążając się w obsesji, odważnie podjął swoje życiowe zmagania?
Wziął głębszy oddech i wyprostował się w fotelu. Skoro tak, to udźwignie to brzemię. Nauczy się żyć w ciągłym napięciu i godzić na wieczne kompromisy.
Potrzebował jednak pomocy.
Przeciągnął palcem po mlecznym szkle kieliszka z likierem anyżkowym. Musiał się uwolnić od wyrzutów sumienia, i to skuteczniej niż za pomocą alkoholu.
Dwa tygodnie później znalazł ów zawór bezpieczeństwa, którego szukał. Pewnego wieczoru jadł obiad w towarzyst­wie dawnego kolegi z Sherborne, który wrócił 'właśnie do kraju, skończywszy zbieranie materiałów do pracy doktor­skiej w malajskiej dżungli w okolicach Tanjung Puting. Po obiedzie przyjaciel postawił przed nim na stole małą skórza­ną aktówkę.
- Chcesz kokainy, Toby? A może wolisz coś bardziej eskapistycznego? Mam opium, słodziutkie, łagodne, że szkoda gadać. - Radośnie zatarł dłonie. - Prosto ze słonecznych malezyjskich plantacji.
Harteveld zawahał się na moment, ale zaraz zamknął oczy, uśmiechnął się, i bez słowa obrócił obie dłonie na stole i lekko rozłożył ręce w geście wdzięczności. Oto bowiem znalazł to, czego szukał - sposób na ucieczkę od dręczących wyrzutów sumienia.
20- Panie Henry! Tu inspektor Diamond. Spotkaliśmy się parę dni temu w „Dog and Bell”. - Rozległ się cichy zgrzyt i przez szczelinę na listy do środka wpadła znana mu wizytów­ka na kremowym papierze. - Wrzucę też kilka zdjęć, tych samych, które wcześniej panu pokazywałem.
Garść fotografii o rozmiarach pocztówki wylądowała na podłodze. Gemini, przywierając plecami do ściany, popatrzył na nie obojętnym wzrokiem.
- Według niezależnych zeznań kilku osób co najmniej trzy z tych dziewcząt widziano w pana towarzystwie. Ma pan coś do powiedzenia w tej sprawie?
Milczał. Gliniarz za drzwiami zakasłał i ciągnął:
- Może jednak zechciałby pan przyjść na posterunek na rozmowę?
Gemini wpatrywał się w szczelinę na listy, słuchając szeles­tu składanego papieru. Jego matka spała w sypialni w drugim końcu mieszkania. Nie chciał, żeby się teraz obudziła. Nie chciał, żeby miała przez niego kłopoty.
- Wrzucam również kopię nakazu rewizji. Na mocy prze­pisów ustawy o trybie postępowania policji i zasadach groma­dzenia dowodów rzeczowych jestem zmuszony zapytać, czy wyraża pan zgodę na dokonanie oględzin pańskiego samochodu o numerze rejestracyjnym C966 HCY i zechce dobrowolnie oddać mi kluczyki?
Gemini osunął się po ścianie i kucnął na podłodze.
- Traktuję to jak odpowiedź odmowną. - Przez szczelinę wpadł złożony formularz. - Oto nakaz rewizji, panie Henry. Wrócimy ze spisem wszelkich zajętych przedmiotów, co w wy­padku tego konkretnego dochodzenia oznacza pańskie auto wraz ze wszystkimi znajdującymi się w nim rzeczami.
- Nie zabierzecie mi samochodu.
- Słucham? - W szczelinie pojawiło się niebieskie oko. - Jest pan tam?
- Chcecie zabrać mój wóz, prawda?
- Zgadza się.
- Bo myślicie, że woziłem nim te dziewczyny?
- Wie pan, że się nimi interesujemy? - Nawet z tej odleg­łości Gemini poczuł nieświeży oddech Diamonda. - Słyszał pan o tym, prawda?
- Załóżmy - szepnął sam do siebie.
- To nie Gemini - oznajmił Caffery. - Na pewno nie on. Maddox postawił kołnierz płaszcza, bo jeszcze trochę padało po burzy, i spojrzał na niego zaczerwienionymi oczami. Stali przed wysokim blokiem w osiedlu Pepys w Deptford i przy­glądali się, jak technicy w zielonych kombinezonach szykują czerwone GTI Geminiego do załadunku na platformę ciężarów­ki. Silny wiatr w górze przeganiał ciemne chmury w kierunku Tamizy. Była sobota, przesłuchania w szpitalu Świętego Dun­stana miały się rozpocząć dopiero w poniedziałek, Jack towa­rzyszył więc reszcie grupy dochodzeniowej. Chciał wiedzieć, jak posuwa się śledztwo.