Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Płaski-stan-naprężenia-o-taki-stan Płaski stan naprężenia o taki stan, dla którego wszystkie jego składowe leżą w jednej płaszczyźnie, np... Sila Woli Poczatkowa Sila Woli twojego bohatera rowna jest jego Odwadze, wiec miesci sie w przedziale od 1 do 5...access 2003 pl kurs-rozdział helion Jednak to, co jest zaletą programu Access na etapie tworzenia czy testowania bazy danych może okazać się jego wadą w czasie...Pośredniczy ona pomiędzy głową koczującego ludu a ludem, pomiędzy kaganem (chanem) turańskim a jego ludami-pułkami, pomiędzy księciem czy królem...— I ja, proszę pana, i moja żona mamy takie same odczucia, ale, mówiąc szczerze, byliśmy oboje bardzo przywiązani do sir Karola, a jego śmierć była dla nas...Nikt z jego nowych znajomych nie wiedział nic o zabiera­nych z ulicy i dobrze opłacanych dziewczynach, którym na Croom's Hill kazał stać nago w ogrodzie, aż...- Na litość Boga, niech mi pan nie mówi o piosen­kach, cały dzień żyję wśród muzycznych kłótni!Ale profesor zaczął już mówić, z jego ust słowa...Mimo ekumeniczno[ci synodu trullaDskiego, jego postanowienia nie byBy W caBo[ci uznawane na Zachodzie, poniewa| negowaBy one niekt�re zachodnie praktyki tagime i tamcine2piknikiem nad Bugiem, który doprawdy nie miał nic wspólnego ani z dekoratorstwem, ani z anestezjologią — no, może o tyle miał, że za jego pomocą Idzia...23 skiego wzrostu, nieco zbyt du�ej g�owy i za kr�tkich w stosunku do tu�owia ko�czyn, jego niemal chorobliwie chudej postaci i ��tawej cery, pomimo przebiegaj�cych...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Nie stoi pan ponad prawem, mimo że się tak panu zdaj e...
John wykonał nagły ruch do przodu i Houston musiał się cofnąć, aby uniknąć zderzenia.
– Pan nie stanowi prawa – oświadczył. Opuścił ręce, a potem szturchnął Houstona w pierś, wypychając go z powrotem na korytarz. Houston najwyraźniej stracił panowanie nad sobą i Boone się roześmiał. – I co mi zrobisz, wielki panie agencie? Aresztujesz mnie? A może tylko postraszysz? Da mi pan coś, o czym mógłbym opowiedzieć w Eurovidzie? Naprawdę pan tego chce? Chce pan, abym opowiedział światu, jak to Johna Boone’a nękał jakiś pseudodyktator, jakiś funkcjonariusz, któremu się zdaje, że jeśli przyleciał na Marsa z błogosławieństwem ONZ, może się zachowywać niczym szeryf na Dzikim Zachodzie? – Przypomniał sobie, że jeszcze do niedawna uważał, iż każdy, kto mówi o sobie w trzeciej osobie, sam się ogłasza idiotą, i roześmiał się, a potem dodał: – John Boone nie lubi tego rodzaju rzeczy! Oj, nie lubi!
Pozostali dwaj mężczyźni skorzystali z okazji, aby wymknąć się z jego pokoju i teraz obserwowali go uważnie z daleka. Twarz Houstona miała kolor Ascraeus Mons. Na tym tle jego zęby nienaturalnie błyszczały.
– Nikt nie stoi ponad prawem – zazgrzytał. – Od jakiegoś czasu popełniane są tu przestępstwa, bardzo niebezpieczne i dość sporo z nich zdarza się, kiedy pan jest w pobliżu.
– Tak, na przykład włamania do mojego pokoju.
– Powiem panu tyle tylko, że jeśli uznamy, iż dla dobra śledztwa musimy sprawdzić pański apartament albo pańskie pliki komputerowe, zrobimy to. Zostaliśmy do tego upoważnieni.
– A ja panu mówię, że tego nie zrobicie – odrzekł wyniośle John i musnął palcami podbródek Houstona.
– Zamierzamy przeszukać pańskie pokoje – oświadczył ten, bardzo wyraźnie wymawiając każde słowo.
– Wynoście się – rzucił Boone z pogardą i wykonał nagły ruch w kierunku dwóch pozostałych. Cofnęli się. John zaśmiał się, lekceważąco wydymając usta. – Już, wynocha stąd! Wynoście się, wy niekompetentni... Won mi stąd... i poczytajcie sobie, co mówi prawo na temat rewizji i aresztowania.
Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Za drzwiami przystanął. Najwyraźniej odchodzili, ale tak czy owak musiał się zachowywać, jak gdyby nie miało to dla niego znaczenia. Zaśmiał się więc, po czym wszedł do łazienki i wziął kilka tabletek przeciwbólowych.
Na szczęście nie zdążyli się jeszcze dobrać do szafy. Byłoby mu trudno wyjaśnić czemu trzyma w niej podarty walker. Pewnie zaplątałby się w zeznaniach. To ciekawe, pomyślał, jak wszystko się gmatwa, gdy chce się przed kimś ukryć fakt, że ktoś próbował cię zabić. Myśl ta zastanowiła go. Uświadomił sobie, że właściwie atak na niego był mimo wszystko dość niezdarny. Zapewne istniały setki skuteczniejszych sposobów, aby zabić piechura na powierzchni Marsa. Może ktoś próbował go tylko nastraszyć, a może miał nadzieję, że John będzie się starał zataić napaść, żeby go potem złapać na kłamstwie, co następnie wykorzysta...
Potrząsnął głową, zakłopotany. Brzytwa Ockhama, prawdziwa brzytwa Ockhama. Podstawowe narzędzie detektywa. Jeśli ktoś na ciebie napada, to znaczy, że chce cię skrzywdzić, tego nie można interpretować inaczej, to jest rzecz podstawowa, fundamentalny fakt. Koniecznie musi się dowiedzieć, kim byli napastnicy. Myśli zaczęły mu się plątać. Środki przeciwbólowe były silne, ale megaendorfina powoli przestawała działać. Coraz trudniej było mu się skupić. Prawdziwym problemem będzie pozbycie się walkera; zwłaszcza duży nieporęczny hełm trudno będzie ukryć. Ale nie ma wyjścia, musi spróbować. Zabrnął już za daleko, musi wypić piwo, którego sam sobie nawarzył. Znowu się roześmiał. Wiedział, że w końcu coś wymyśli.
 
Bardzo chciał porozmawiać z Arkadym. Gdy do niego zadzwonił, okazało się, że Rosjanin ukończył już z Nadią kurację gerontologiczną i obecnie przebywa na Fobosie. John nigdy jeszcze nie był na tym małym, szybkim księżycu.
– Może przylecisz tu do mnie i go sobie obejrzysz? – spytał przez telefon Arkady. – Lepiej porozmawiać osobiście, nie sądzisz?
– Dobra – zgodził się od razu John.
Nie był w kosmosie od dnia lądowania na Marsie dwadzieścia pięć lat temu i tak zwyczajne niegdyś wrażenia związane z przyspieszeniem i nieważkością wywołały teraz nieoczekiwany atak mdłości. Gdy statek zadekował na Fobosie, John opowiedział o tym Arkademu, co ten skomentował na swój sposób:
– To mi się zawsze przydarzało, póki nie wypiłem sobie tuż przed startem małej wódki.