Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Nie stoi pan ponad prawem, mimo że się tak panu zdaj e...
John wykonał nagły ruch do przodu i Houston musiał się cofnąć, aby uniknąć zderzenia.
– Pan nie stanowi prawa – oÅ›wiadczyÅ‚. OpuÅ›ciÅ‚ rÄ™ce, a potem szturchnÄ…Å‚ Houstona w pierÅ›, wypychajÄ…c go z powrotem na korytarz. Houston najwyraźniej straciÅ‚ panowanie nad sobÄ… i Boone siÄ™ rozeÅ›miaÅ‚. – I co mi zrobisz, wielki panie agencie? Aresztujesz mnie? A może tylko postraszysz? Da mi pan coÅ›, o czym mógÅ‚bym opowiedzieć w Eurovidzie? NaprawdÄ™ pan tego chce? Chce pan, abym opowiedziaÅ‚ Å›wiatu, jak to Johna Boone’a nÄ™kaÅ‚ jakiÅ› pseudodyktator, jakiÅ› funkcjonariusz, któremu siÄ™ zdaje, że jeÅ›li przyleciaÅ‚ na Marsa z bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwem ONZ, może siÄ™ zachowywać niczym szeryf na Dzikim Zachodzie? – PrzypomniaÅ‚ sobie, że jeszcze do niedawna uważaÅ‚, iż każdy, kto mówi o sobie w trzeciej osobie, sam siÄ™ ogÅ‚asza idiotÄ…, i rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™, a potem dodaÅ‚: – John Boone nie lubi tego rodzaju rzeczy! Oj, nie lubi!
Pozostali dwaj mężczyźni skorzystali z okazji, aby wymknąć się z jego pokoju i teraz obserwowali go uważnie z daleka. Twarz Houstona miała kolor Ascraeus Mons. Na tym tle jego zęby nienaturalnie błyszczały.
– Nikt nie stoi ponad prawem – zazgrzytaÅ‚. – Od jakiegoÅ› czasu popeÅ‚niane sÄ… tu przestÄ™pstwa, bardzo niebezpieczne i dość sporo z nich zdarza siÄ™, kiedy pan jest w pobliżu.
– Tak, na przykÅ‚ad wÅ‚amania do mojego pokoju.
– Powiem panu tyle tylko, że jeÅ›li uznamy, iż dla dobra Å›ledztwa musimy sprawdzić paÅ„ski apartament albo paÅ„skie pliki komputerowe, zrobimy to. ZostaliÅ›my do tego upoważnieni.
– A ja panu mówiÄ™, że tego nie zrobicie – odrzekÅ‚ wynioÅ›le John i musnÄ…Å‚ palcami podbródek Houstona.
– Zamierzamy przeszukać paÅ„skie pokoje – oÅ›wiadczyÅ‚ ten, bardzo wyraźnie wymawiajÄ…c każde sÅ‚owo.
– WynoÅ›cie siÄ™ – rzuciÅ‚ Boone z pogardÄ… i wykonaÅ‚ nagÅ‚y ruch w kierunku dwóch pozostaÅ‚ych. CofnÄ™li siÄ™. John zaÅ›miaÅ‚ siÄ™, lekceważąco wydymajÄ…c usta. – Już, wynocha stÄ…d! WynoÅ›cie siÄ™, wy niekompetentni... Won mi stÄ…d... i poczytajcie sobie, co mówi prawo na temat rewizji i aresztowania.
Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
Za drzwiami przystanął. Najwyraźniej odchodzili, ale tak czy owak musiał się zachowywać, jak gdyby nie miało to dla niego znaczenia. Zaśmiał się więc, po czym wszedł do łazienki i wziął kilka tabletek przeciwbólowych.
Na szczęście nie zdążyli się jeszcze dobrać do szafy. Byłoby mu trudno wyjaśnić czemu trzyma w niej podarty walker. Pewnie zaplątałby się w zeznaniach. To ciekawe, pomyślał, jak wszystko się gmatwa, gdy chce się przed kimś ukryć fakt, że ktoś próbował cię zabić. Myśl ta zastanowiła go. Uświadomił sobie, że właściwie atak na niego był mimo wszystko dość niezdarny. Zapewne istniały setki skuteczniejszych sposobów, aby zabić piechura na powierzchni Marsa. Może ktoś próbował go tylko nastraszyć, a może miał nadzieję, że John będzie się starał zataić napaść, żeby go potem złapać na kłamstwie, co następnie wykorzysta...
Potrząsnął głową, zakłopotany. Brzytwa Ockhama, prawdziwa brzytwa Ockhama. Podstawowe narzędzie detektywa. Jeśli ktoś na ciebie napada, to znaczy, że chce cię skrzywdzić, tego nie można interpretować inaczej, to jest rzecz podstawowa, fundamentalny fakt. Koniecznie musi się dowiedzieć, kim byli napastnicy. Myśli zaczęły mu się plątać. Środki przeciwbólowe były silne, ale megaendorfina powoli przestawała działać. Coraz trudniej było mu się skupić. Prawdziwym problemem będzie pozbycie się walkera; zwłaszcza duży nieporęczny hełm trudno będzie ukryć. Ale nie ma wyjścia, musi spróbować. Zabrnął już za daleko, musi wypić piwo, którego sam sobie nawarzył. Znowu się roześmiał. Wiedział, że w końcu coś wymyśli.
Bardzo chciał porozmawiać z Arkadym. Gdy do niego zadzwonił, okazało się, że Rosjanin ukończył już z Nadią kurację gerontologiczną i obecnie przebywa na Fobosie. John nigdy jeszcze nie był na tym małym, szybkim księżycu.
– Może przylecisz tu do mnie i go sobie obejrzysz? – spytaÅ‚ przez telefon Arkady. – Lepiej porozmawiać osobiÅ›cie, nie sÄ…dzisz?
– Dobra – zgodziÅ‚ siÄ™ od razu John.
Nie był w kosmosie od dnia lądowania na Marsie dwadzieścia pięć lat temu i tak zwyczajne niegdyś wrażenia związane z przyspieszeniem i nieważkością wywołały teraz nieoczekiwany atak mdłości. Gdy statek zadekował na Fobosie, John opowiedział o tym Arkademu, co ten skomentował na swój sposób:
– To mi siÄ™ zawsze przydarzaÅ‚o, póki nie wypiÅ‚em sobie tuż przed startem maÅ‚ej wódki.