Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Czuł się zdruzgotany, przybity.
Gabriel położył mu rękę na ramieniu.
– Postanowiłem ci powiedzieć, Daimon. Jesteś jednym z nas. Tylko do ciebie mam zaufanie. A musiałem się dowiedzieć, czy mimo odejścia Pana, Jego moc działa bezpośrednio. Skoro dokonał twojej przemiany w Burzyciela Światów, to nie opuścił nas całkowicie! Nie wiesz nawet, jaką poczułem radość. I ulgę. Stałeś się zwiastunem nadziei, Daimon.
– Bodajbym nie był – powiedział Frey gorzko.
– Stało się. Musimy sobie radzić. – Gabriel wzruszył ramionami – Postanowiłem włączyć w spisek Lucyfera.
Anioł Zagłady drgnął.
– Ryzykowne – mruknął.
Gabriel rozłożył ręce.
– Nie mamy niczego do stracenia w tej sytuacji. Władza Jasności sygnowała zarówno moją, jak i głębiańską władzę. Wolę nie myśleć, co się stanie, gdy okaże się, że Pan już za nami nie stoi. Zarówno w Królestwie, jak i w Głębi rozpęta się natychmiast szaleńcza wojna domowa. Wszyscy przeciw wszystkim, bo nie ma już wybrańców. Nowym władcą może być każdy, skoro Pan odstąpił swoich ulubieńców. Nastanie koniec czasów, chaos i śmierć na niewyobrażalną skalę. A ja do tego nie dopuszczę, bo przysięgałem bronić Królestwa do ostatniego tchu.
Daimon przesunął ręką po twarzy.
– Może i racja. W Głębi jest wielu dobrych magów. Któryś mógłby się domyślić. A tak Lucyfer szybko strąci mu głowę z karku.
– Na przykład – skwitował Gabriel.
Daimona męczyły zawroty głowy i mdłości.
– Chodźmy stąd – powiedział. – Źle się czuję. Chcę wyjść.
– Dobrze – zgodził się Pan Objawień. – I tak zobaczyłeś już wszystko.
– A wiele jeszcze zobaczysz, upiorze – rozległ się suchy, szeleszczący głos Serafiela.
Olbrzymi anioł rozłożył górną parę skrzydeł, które drgały w powietrzu niczym dziwaczne firanki. Ciało serafina wydawało się stworzone z zakrzepłych płomieni. Ręce migały, kreśląc na posadzce dziwaczne znaki.
– Rany! – jęknął Daimon. – To dla mnie za dużo!
– Nie! – szeleścił Serafiel. – Zobaczysz! Będziesz widział! WIDZISZ!
– Chodź. – Regent objął Freya i popchnął ku drzwiom. – To wariat. Mówiłem.
– Upiorze! – krzyczał za nimi serafin. – Będziesz widział!
Gabriel energicznie zatrzasnął drzwi, ucinając krzyk szalonego anioła. Daimon osunął się na kolana za progiem Sali Tronowej. Czuł się, jakby w ostatniej chwili uniknął stryczka.
– Mam dość! – stęknął.
Rozbolała go głowa, targały mdłości. Chciał wrócić do domu i przespać się trochę. Zobaczył pochyloną nad sobą twarz Gabriela.
– Skontaktuj mnie z Lucyferem, dobra? Przez Kamaela albo kogoś z Głębi. Tobie będzie łatwiej, rozumiesz. Jako Anioł Zagłady funkcjonujesz właściwie po trosze i w Otchłani.
Daimon pokiwał głową.
– Dobrze – wymamrotał. – Ale teraz idź już sobie i zostaw mnie, co?
– Jasne – powiedział Gabriel.
* * *
Omael był zły. Wiedział, że właśnie nadszedł jeden z tych dni, kiedy wszystko idzie jak po grudzie, naczynia wywracają się, zalewając pracownię żrącym kwasem, ktoś się mądrzy i kręci nosem, eksperymenty nie wychodzą, a on sam żałuje. Żałuje dotkliwie i boleśnie, że zabrakło mu odwagi, żeby postąpić zgodnie z własnymi ideami.