Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.– Jakże to tak, panie? – jęknął, zastanawiając się z rozpaczą, dlaczego ten obłąkany anioł trafił akurat do jego kuźni...– Na Jasność! Nie mogę uwierzyć – jęknął Daimon...plenipotentem, a mnie bardzo rzadko Kaziem albo Leśniewskim, ale dość często urwisem, dopóki byłem w domu, albo osłem, kiedym już poszedł do szkół...Minęli kilka dość dużych zajazdów i innych budynków, które mogłyby posłużyć im za kwatery, po czym dojechali do przeciw­ległego krańca miasta...W tej chwili Angie, skończywszy już swój instynktowny, zdrowy i dość odświeżający wrzask, wzięła sprawę w swoje ręce...Bogowie, mam już dość wyniosłości Kharemoughi! Mnąc pelerynę w dłoniach, szła do swego biura...Po szste, z dotychczasowych rozwaa pynie do oczywista nauka...w jej postpowaniu do szybko zmieniy zachowanie Darka...5Relacja świadka, mimo dużego obciążenia jej subiektywizmem, jest niejednokrotnie jedyną metodą uzyskiwania informacji i ustalenia tzw...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

- Niech mi pani tylko powie, kto jest podpisany pod tymi enuncjacjami?
Dyrektor Marczak odebrał Florentynie egzemplarz „Wiadomości Bogoty”, przebiegł wzrokiem wydrukowany artykuł i powiedział ze srogim marsem na czole:
- Dziennikarka, która zrobiła panu tę reklamę, nazywa się Leticia Lucinante. Czy to imię i nazwisko coś panu mówi?
- Aż za wiele, dyrektorze. Wczoraj w coctail-barze przysiadła się do mnie pewna bardzo ładna Mulatka i, okazując ogromne zainteresowanie naszym referatem, wysondowała moją opinię o włamaniu do Muzeum Złota. Powinienem się domyślić, że to dziennikarka.
Florentyna nie omieszkała się pochwalić:
- Gdyby nie moja czujność, panie dyrektorze, kto wie, co jeszcze powiedziałby pan Tomasz tej strasznej kobiecie. Na szczęście, pamiętna pańskich przestróg, również zeszłam na dół do coctail-baru. Od razu spostrzegłam magnetofon ukryty w torebce i przerwałam ów „romans”.
- Dziękuję pani, panno Florentyno - pochwalił ją Marczak. - Na przyszłość proszę nadal opiekować się Tomaszem, który rzeczywiście traci głowę dla byle spódniczki.
- Leticia Lucinante nie była w spódniczce, ale w bardzo wydekoltowanej sukni - zauważyłem.
- Co za różnica: spódniczka czy suknia? - wzruszył ramionami Marczak.
- A jednak ważne, panie dyrektorze - powiedziałem. - bo gdyby Leticia Lucinante była ubrana na przykład w obszerną, szydełkową tunikę i chciała ze mną rozmawiać o UFO, a nie o naszym referacie, na pewno nie udałoby się jej wciągnąć mnie w pułapkę.
- Pan nie zna się na nowoczesnej modzie - pogardliwie stwierdziła Florentyna. - Czy pan myśli, że to takie trudne zmienić tunikę na krótką spódniczkę? Elegancka kobieta nie powinna jednak tego czynić.
- Do licha, o czym wy mówicie? - oburzył się Marczak. - Co ma wspólnego sprawa mody z tym niebywałym artykułem? Czy wiecie, co o nas powiedzą uczestnicy konferencji? Że jesteśmy tanimi reklamiarzami. Pan Tomasz nagadał tej dziennikarce masę głupstw. Bo jakie są podstawy, aby twierdzić, że skradzione eksponaty znajdują się już poza granicami Kolumbii? Jeśli kolumbijska policja wkrótce znajdzie kryjówkę bandytów gdzieś w pobliskich górach, pan Tomasz wyjdzie na głupca. I zarazem skompromituje nasz Centralny Zarząd Muzeów.
Dyrektor Marczak znowu zajrzał do gazety i policzki jego pokrył rumieniec:
- Czy wiecie, co ona napisała? „Polska delegacja z profesorem doktorem Janem Marczakiem na czele wysunęła na konferencji jedyną słuszną propozycję: utworzenia międzynarodowego funduszu do walki ze złodziejami dzieł sztuki. W świetle tego, co się stało minionej nocy w Muzeum Złota, ta propozycja zyskuje na wadze i powinna zostać jak najszybciej rozpatrzona przez kompetentne czynniki. Nie mamy bowiem do czynienia ze złodziejami amatorami, ale z doskonale zorganizowanym gangiem. Świadczy o tym fakt użycia lasera i inne szczegóły techniczne włamania”.
Po tych słowach dyrektor Marczak chrząknął z zadowoleniem i rzekł do mnie łaskawie:
- Owszem, to nie jest głupia osoba. Ona jedna, jak mi się wydaje, zwróciła uwagę na znaczenie naszej propozycji. To nawet nie jest źle, że wymieniła moje nazwisko oraz mój tytuł naukowy. Dlatego, jeśli jeszcze kiedyś zechce pan późnym wieczorem zejść do baru, pożyczę panu odpowiednią kwotę. Kto wie, może dziś wieczór także zajrzę z panem do tego baru, aby napić się toniku lub wody sodowej. Leticię Lucinante warto wprowadzić w szczegóły naszej propozycji. Im więcej zyskamy sojuszników, tym lepiej, panie Tomaszu.
Odetchnąłem z ulgą. Dyrektor Marczak był człowiekiem mądrym i wielkim znawcą muzealnictwa, ale to wcale nie znaczy, że nie miewał skłonności do ulegania pochlebstwom. Fakt, że Leticia Lucinante wymieniła jego tytuł naukowy, a przede wszystkim wskazała na niego, jako inspiratora najlepszego - jej zdaniem - projektu walki ze złodziejami dzieł sztuki, wprawił go w dobry humor. A gdy po zejściu na dół do wspólnej sali jadalnej stwierdził, że wielu delegatów przygląda się nam z życzliwą ciekawością, humor mu się jeszcze bardziej poprawił. Po śniadaniu w holu hotelowym otoczyli Marczaka przedstawiciele wielu gazet i zasypali pytaniami o ów projekt. Podobno dziennikarze poszukiwali również i mojej osoby, aby przeprowadzić ze mną wywiad, lecz ja, przewidując to, przezornie umknąłem do apartamentu i udawałem, że nie istnieję, to znaczy nie otwierałem drzwi i nie podnosiłem słuchawki telefonu. W ten sposób zaoszczędziłem sobie (dowiedziałem się o tym nieco później) przykrej rozmowy z inspektorem policji Salazarem Esponozą, który uznał moją wypowiedź w „Wiadomościach Bogoty” za obraźliwą dla policji. Zresztą wkrótce okazało się, że zgodnie z moimi przypuszczeniami, ciężarówki włamywaczy znaleziono porzucone na górskiej przełęczy, na drodze między Bogotą a miejscowością Villavicencio. W tym miejscu policjanci odkryli ślady dwóch dużych helikopterów, które odleciały w kierunku zachodnim, to jest w stronę wybrzeża Pacyfiku.
Marczak udzielał wywiadów bardzo długo, a jako tłumaczka służyła mu panna Florentyna. Spotkałem się z nimi dopiero w południe w sali konferencyjnej, gdzie zgodnie z wczorajszą zapowiedzią miało się odbyć uroczyste zakończenie międzynarodowego spotkania. Na trybunę jednak wyszedł profesor Dawid Rawilson, przewodniczący delegacji brytyjskiej, i w imieniu organizatorów konferencji przełożył jej uroczyste zakończenie na godziny wieczorne. Tymczasem uczestnicy konferencji mieli bowiem podjąć bardzo ważną rezolucję, którą zamierzali dopiero opracować.