Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Barclay zatem wbrew wszystkim i wszystkiemu broniÅ‚ uparcie do ostatniej chwili planu cofania siÄ™ na caÅ‚ej linii, planu, który wysÅ‚awiaÅ‚ przed jednym z...W warunkach wolnoœci ludzie uk³adaj¹ swoje stosunki tak, ¿e d¹¿¹ do kontaktowania siê z tymi, którzy s¹ dla nich sympatyczni, i unikaj¹ tych, którzy im dostarczaj¹...wzdÅ‚uż, wzwyż i wszerz, korpus miaÅ‚ z ciemnych chmur gwiazdowych, oddychanie z mrowisk sÅ‚onecznych, nogi i rÄ™ce z galaktyk, grawitacjÄ… sczepionych, gÅ‚owÄ™ ze...— Co mam zrobić? — spytaÅ‚, bez wahania oddajÄ…c siÄ™ w jej rÄ™ce...WymyÅ›lajÄ…c lot, NASA miaÅ‚a swoje wyliczenia - chodziÅ‚o o wytyczenie jak najbardziej ekonomicznej trasy, omijajÄ…cej obszar wszelkich anomalii powodowanych przez...WiÄ™kszość gubernatorów nie zdawaÅ‚a sobie bowiem spra­wy, że kryzys osiÄ…gnÄ…Å‚ poziom, który już w tej chwili należaÅ‚o uznać za ogromnÄ… katastrofÄ™...Za to dobrze pamiÄ™taÅ‚ - i sÄ…dziÅ‚, że zachowa w żywej pamiÄ™ci do koÅ„ca życia - swoje późne powroty do domu, gdy zastawaÅ‚ ojca (udajÄ…cego, że Å›pi) w rozkÅ‚adanym...Nie chcÄ™ już mówić o tym, co dziaÅ‚o siÄ™ w Joppe w ciÄ…gu dni i nocy plÄ…drowania, bo gdy o tym opowiadam, serce zamienia mi siÄ™ w piersi w kamieÅ„ i rÄ™ce mi drÄ™twiejÄ… z...Matka Boża Bolesna, co znalazÅ‚o swoje odbicie w pracach wielu artystów (Pieta),przedstawiajÄ…cych MaryjÄ™ trzymajÄ…cÄ… ciaÅ‚o Chrystusa na kolanach...PodniosÅ‚a osadzone na zawiasach wieko zdobnie rzeźbionej kasetki z czarnego drewna, w której trzymaÅ‚a swoje najbardziej sekretne dokumenty, i zaczęła...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Rąbkiem porannej szaty koloru czerwonego wina omiotła kamienną posadzkę i majestatycznie skierowała się w stronę jeża.
- Stać! - rozkazała ostro. - Nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Widzicie tu po prostu
swego pana, który użył magicznych uzdolnień, by na chwilę ukazać się w postaci smoka. May, natychmiast odwieś ten topór na ścianę!
May chwyciła topór należący do poprzedniego barona. Taszczyła go teraz na ramieniu jak
drwal siekierę i było bardzo wątpliwe, żeby zdołała cokolwiek z nim zrobić, nawet gdyby udało jej się zdjąć go z ramienia bez szkody dla siebie. Ale jedno zawsze trzeba było przyznać May Heather - była chętna do działania.
Teraz jednak, speszona, zawróciła w stronę ściany, na której topór zwykle wisiał.
Reszta służby i świty rozeszła się z powrotem do swoich zwykłych zajęć. Jeden spoglądał
znacząco na drugiego, chowając skrzętnie w pamięci historię, którą będą mogli odtąd opowiadać.
Historię o tym, jak to sir James przy śniadaniu zamienił się w smoka.
Na szczęście po chwili Jim znów znalazł się w ludzkiej skórze. Oczywiście jego szata
popękała na kawałki i leżała w strzępach u jego stóp.
- Hej tam! - krzyknęła Angie do całej sali. - Jeszcze jedna szata dla wielmożnego pana!
Po paru minutach bieganiny przyniesiono Jimowi nowÄ…, nie porwanÄ… szatÄ™. WsunÄ…Å‚ siÄ™ w
nią z wdzięcznością.
- A teraz ty, Theolufie! - kontynuowała Angie zwracając się do dowódcy zbrojnych. -
Dopilnuj, by koń sir Jamesa został osiodłany, włóżcie do juków prowiant i ekwipunek. Niech przyniosą lekką zbroję i przygotują wszystko, by baron mógł niezwłocznie wyruszyć.
Theoluf, który już przy pierwszych jej słowach ruszył ku wyjściu, zawrócił na moment.
Był to mężczyzna średniego wzrostu, o całkiem przyjaznym uśmiechu, kiedy już się uśmiechał, ale twarz miał mocno zeszpeconą przez blizny po jakiejś odmianie ospy.
- Natychmiast, pani - odpowiedział. - Ilu ludzi raczy mój pan zabrać?
- Żadnego!- huknął Jim głośniej, niż zamierzał. Ostatnią rzeczą, której sobie życzył, było, by jego poddani widzieli, jak zmienia się tam i z powrotem ze smoczej postaci w ludzką, i może zaczęli podejrzewać, że zmian tych nie kontroluje.
- Słyszałeś swego pana - powiedziała Angie do Theo-lufa.
- Tak, pani - odrzekł zbrojny, który istotnie musiałby być zupełnie głuchy, żeby nie
słyszeć. Zaraz też skierował się do wyjścia na końcu wielkiej sieni. Angie zwróciła się do Jima.
- Dlaczego to robisz? - gniewnie spytała półszeptem, podchodząc bliżej.
- Sam chciałbym wiedzieć - odrzekł Jim gderliwym, ale tak samo zniżonym głosem. -
Pojmujesz chyba, że nad tym nie panuję, inaczej przecież nie robiłbym tego.
- Chodzi mi o to - nalegała Angie - co takiego robisz na chwilę przedtem, zanim staniesz się smokiem, co sprawia, że tak się dzieje?
Nagle przerwała i spojrzała na niego ze ściągniętą twarzą.
- Nie jesteś znów Gorbashem?
Jim pokręcił głową. Gorbash był to smok, którego ciało zamieszkiwał na początku swego
pobytu w tym dziwnym świecie.
Nie - odpowiedział - to tylko ja, w skórze smoka.
A to po prostu robi się mi bez ostrzeżenia. Ja nad tym nie panuję.
- Tego się obawiałam - powiedziała Angie. - Dlatego posłałam po twojego konia i zbroję.
Chcę, żebyś natychmiast porozmawiał o tym z Carolinusem.
- Tylko nie Carolinus - słabo zaprotestował Jim.
- Carolinus! - twardo powtórzyła Angie. - Musisz to dokładnie wyjaśnić. Jak myślisz, czy uda ci się pozostać w ludzkiej skórze na tyle długo, by włożyć zbroję, dosiąść konia i zniknąć nam z oczu, zanim znów raczysz się przemienić?
- Nie mam zielonego pojęcia - rzekł Jim spoglądając na nią nieszczęśliwym wzrokiem.
Rozdział 3


Jim miał szczęście.
Wydostał się bezpiecznie z zamku, poza zasięg wzroku, i nie zmieniając się już więcej w
smoka dotarł do lasu. Na szczęście Dźwięczna Woda, gdzie mieszkał S.Carolinus, leżała
niedaleko od zamku.
Carolinus był to ten czarodziej, który wraz z Jimem brał przed rokiem udział w starciu
pod Twierdzą Loathly. Okazał się człowiekiem równie godnym zaufania, co zrzędliwym i
zapalczywym. Był czarodziejem kategorii AAA + . Jak powiadomił Jima Wydział Kontroli, w
tym świecie było zaledwie trzech Magów, którzy mieli nie tylko AAA, najwyższą przyznawaną kategorię, ale jeszcze i +, który wznosił ją ponad niezwykły poziom tych trzech liter.
Dla porównania Jim był czarodziejem - co prawda tylko z przypadku - kategorii zaledwie