Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Gdy zakoDczyB si sezon oratoryjny 1750, w ramach ktrego prawykonana zostaBa Teodora, Handel po raz ostatni wyprawiB si do Rzeszy, ktrej granice przekroczyB akurat w dniu [mierci Bacha (niewiele wcze[niej i jego |ycie znalazBo si podobno w niebezpieczeDstwie -w zwizku z wypadkiem powozu, ktrym podr|owaB przez Holandi)sie nie dawno trefiło chodząc w jarmark lubelski miedzy kramy trzej czyści pachołcy, przą- stąpi sie żebrak do jednej zacnej wdowy, której jeden z onych...góry jego wąsy, rozczesana na środku głowy czupryna kapitalnie pasowały do twarzy powle- czonej trupią, zielonawą skórą, na której lewym policzku...W warunkach wolnoci ludzie ukadaj swoje stosunki tak, e d do kontaktowania si z tymi, ktrzy s dla nich sympatyczni, i unikaj tych, ktrzy im dostarczaj...Kouch rwnie jak sierak w miar przyblienia si do Podola i Bukowiny rozmaitym zmianom podpada, lubo nie w kroju, ale w tej okrasie wczkowej, w ktrej si mieszkacy...Wyjąłem go i trzymałem, zwisał i kołysał się na nowym drucie, a potem wezwałem siłę, bym mógł uczynić moje dłonie podobnymi stali, i zmiażdżyłem własną...Następnego dnia wjechał na solidny stok północnej drogi Ophir, której budowę szwajcarska załoga ukończyła w ubiegłym roku...Podczas 2 etapu administrator sieci bada cechy problemów w logicznych warstwach sieci, aby zlokalizować najbardziej prawdopodobną przyczynę awarii...Za to dobrze pamiętał - i sądził, że zachowa w żywej pamięci do końca życia - swoje późne powroty do domu, gdy zastawał ojca (udającego, że śpi) w rozkładanym...Wieki wspólnego życia i mieszanych małżeństw zaowocowały powstaniem rasy czerwonych ludzi, do której należała Dejąh Thoris...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Małe zaklęcie ochronne, splecione wokół kasetki, zabez­pieczało ją przed otwarciem przez czyjąś niepowołaną dłoń.
Pierwszym dokumentem, który wyciągnęła, był raport do­tyczący zniknięcia nowicjuszki - świadka przybycia Min ­z farmy, na którą ją wysłano, a także kobiety, która była tej farmy właścicielką. Trudno powiedzieć, żeby ucieczka nowi­cjuszki była czymś zupełnie niesłychanym, w przeciwieństwie do rolnika opuszczającego swoją ziemię. Sahrę z pewnością trzeba będzie odnaleźć - jak dotąd, nazbyt niewielkie po­stępy uczyniła w swych ćwiczeniach, żeby nie być niebezpie­czną dla otoczenia - ale tak naprawdę nie istniała żadna do­bra wymówka dla trzymania tego raportu w specjalnej kasetce. Nie wymieniano w nim ani imienia Min, ani też powodu, dla którego dziewczyna została wysłana do sadzenia ogórków, nie­mniej jednak włożyła go z powrotem tam, skąd wyjęła. Czasy były takie, że należało podejmować środki ostrożności, które innym razem zdawałyby się brakiem rozsądku.
Opis zgromadzenia w Ghealdan, gdzie ludzie zbierali się, by słuchać człowieka, który ogłosił się Prorokiem Lorda Smo­ka. Masema, tak chyba miał na imię. Dziwne. To było imię shienarańskie. Około dziesięciu tysięcy ludzi przyszło posłu­chać, jak przemawiał, stojąc na wzgórzu i proklamując powrót Smoka. Po przemówieniu nastąpiła bitwa między zebranym tłumem a żołnierzami, którzy chcieli go rozproszyć. Oprócz faktu, że bardziej poszkodowani najwyraźniej zostali żołnierze, jedna rzecz była zastanawiająca, a mianowicie to, iż ów Ma­sema znał imię Randa al'Thora. Ten dokument zdecydowanie powinien wrócić do kasetki.
Raport mówiący, że jak dotąd, nie znaleziono nawet śladu Mazrima Taima. Tym razem nie było najmniejszego powodu, by trzymać go w schowku. Kolejne doniesienia o pogarszającej się sytuacji w Arad Doman i Tarabon. Na wybrzeżu Oceanu Aryth znikały statki. Plotki o wtargnięciu Tairenian do Cair­hien. Powoli popadała w nałóg chowania wszystkiego do tej kasetki; żaden z tych ostatnich raportów nie musiał przecież być trzymany w tajemnicy. Dwie siostry zniknęły w Tllian, kolejna w Caemlyn. Zadrżała na myśl, gdzie też mogą się znaj­dować Przeklęci. Zbyt wielu jej agentów nagle umilkło. Gdzieś tam czaił się morlew, a ona zmuszona była żeglować pośród , ciemności. Tutaj jest. Cienki niczym jedwab skrawek papieru popękał, gdy go rozwinęła.
 
"Sidła zastawione. Pasterz trzyma miecz".
 
Komnata Wieży głosowała tak, jak tego oczekiwała, jed­nogłośnie i bez konieczności wykręcania rąk, nie musiała też odwoływać się do swego autorytetu. Mężczyzna, który zdołał dobyć Callandora, musi być Smokiem Odrodzonym; takiego człowieka powinna prowadzić i kontrolować Biała Wieża. Trzy Zasiadające z trzech różnych Ajah zaproponowały, by wszystkie plany omawiano, a potem realizowano pod kontrolą Komnaty, zanim sama zdążyła to zasugerować; zaskoczeniem było, że jedną z tych trzech okazała się Elaida, ale przecież Czerwone z pewnością będą chciały trzymać mężczyznę, który zdolny jest przenosić, na najkrótszej z możliwych cum. Jedy­nym problemem było zablokowanie propozycji, by wysłać de­legację do Łzy, która wzięłaby wszystko w swoje ręce, ale to nie okazało się szczególnie trudne, nie w sytuacji, gdy zdra­dziła, że informacje, jakimi dysponuje, pochodzą od Aes Se­dai, która zdążyła już wejść do najbliższego otoczenia tego człowieka.
Ale co on teraz porabia? Dlaczego Moiraine milczy? Nie­cierpliwość przesycała Komnatę atmosferą tak ciężką, iż Siuan nieomal oczekiwała, że powietrze zacznie iskrzyć. Z trudem pohamowała swój gniew.
"Żeby ta kobieta sczezła! Dlaczego nie przysyła żadnych wieści?"
Drzwi otworzyły się z impetem. Wściekła, wyprostowała się w fotelu, do komnaty zaś wkroczyła grupa kobiet pod wo­dzą Elaidy. Wszystkie miały na sobie swe szale, większość z czerwonymi frędzlami, ale przy boku Elaidy stała z chłod­nym wyrazem twarzy Alviarin, Biała siostra, tuż za nimi były Joline Maza, smukła Zielona, oraz pulchna Shemerin z Żółtych; towarzyszyły Danelle, której wielkie oczy bynajmniej nie były zamglone i nieprzytomne. W rzeczy samej, Siuan dostrzegła przynajmniej po jednej przedstawicielce poszczególnych Ajah, wyjąwszy Błękitne. Niektóre wyglądały na zdenerwowane, jed­nak na twarzy większości gościła ponura determinacja, a w cie­mnych oczach Elaidy dostrzec można było niewzruszoną pew­ność, a nawet triumf.
- Co to wszystko ma znaczyć? - warknęła Siuan, z ostrym trzaskiem zamykając wieko kasetki z czarnego drzewa. Wstała gwałtownie i obeszła stół dookoła. Najpierw Moiraine, a teraz to! - Jeżeli dotyczy to spraw taireńskich, Elaido, sama po­winnaś wiedzieć, że nie wolno ci wprowadzać w to pozosta­łych. A także powinnaś zdawać sobie sprawę, że nie masz prawa wchodzić tutaj jak do kuchni swojej matki! Przeproś więc i wyjdź, zanim sprawię, że pożałujesz, iż nie jesteś znowu nowicjuszką!
Jej chłodna furia powinna spowodować, że natychmiast uciekną, lecz choć kilka niespokojnie zaszurało nogami, żadna nie wykonała nawet ruchu w stronę drzwi. Mała Danelle wręcz uśmiechnęła się do niej! A Elaida spokojnie podeszła bliżej i zdjęła pasiastą stułę z ramion Siuan.
- Nie będzie ci już dłużej potrzebna - oznajmiła. ­Nigdy nie była dla ciebie odpowiednia, Siuan.