Strona startowa Ludzie pragnÄ… czasami siÄ™ rozstawać, żeby móc tÄ™sknić, czekać i cieszyć siÄ™ z powrotem.Gdy zakoDczyB si sezon oratoryjny 1750, w ramach którego prawykonana zostaBa Teodora, Handel po raz ostatni wyprawiB si do Rzeszy, której granice przekroczyB akurat w dniu [mierci Bacha (niewiele wcze[niej i jego |ycie znalazBo si podobno w niebezpieczeDstwie -w zwizku z wypadkiem powozu, którym podró|owaB przez Holandi)Wyćwiczonymi ruchami odrzucajÄ…c miecze ogarniÄ™tych szaÅ‚em ludzi, Folko chcÄ…c nie chcÄ…c przypomniaÅ‚ sobie polnÄ… miedzÄ™ w Amorze i spokojnÄ… jesieÅ„, kiedy on,...Nie! Nie chcÄ™!PrzetoczyÅ‚ siÄ™ w nim krzyk zrodzony z czarnej gÅ‚Ä™bi ciszy, w której pogrążona byÅ‚a tak znaczna część umysÅ‚u Gaynesa - krzyk rozdarÅ‚...sie nie dawno trefiÅ‚o chodzÄ…c w jarmark lubelski miedzy kramy trzej czyÅ›ci pachoÅ‚cy, przÄ…- stÄ…pi sie żebrak do jednej zacnej wdowy, której jeden z onych...Przekonania Jak już mówiliÅ›my, dzieci próbujÄ… sobie radzić ksztaÅ‚tujÄ…c bardzo gÅ‚Ä™bokie, podstawowe przekonania na temat wÅ‚asnej osoby i innych ludzi -...góry jego wÄ…sy, rozczesana na Å›rodku gÅ‚owy czupryna kapitalnie pasowaÅ‚y do twarzy powle- czonej trupiÄ…, zielonawÄ… skórÄ…, na której lewym policzku...Czy duchy, które walczyÅ‚y ze sobÄ… za życia, uważajÄ… siÄ™ jeszcze po Å›mierci za nieprzyjaciół i czy sÄ… jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wziÄ™te, jak za...ani tym obojgu, ani niekochanemu synowi Jakubowi, który liczy³godziny ¿ycia ojca, nie pozostawiæ zapisu, na który, jak uwa¿a³,oni wszyscy nie zas³ugiwali...piknikiem nad Bugiem, który doprawdy nie miaÅ‚ nic wspólnego ani z dekoratorstwem, ani z anestezjologiÄ… — no, może o tyle miaÅ‚, że za jego pomocÄ… Idzia...Ko¿uch równie jak sierak w miarê przybli¿enia siê do Podola i Bukowiny rozmaitym zmianom podpada, lubo nie w kroju, ale w tej okrasie w³óczkowej, w której siê mieszkañcy...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Wiele osiągnięć starożytnych cywilizacji, wiele budowli i dzieł sztuki uległo zniszczeniu w ciągu długich wieków wyrzeczeń i nieustannych wojen z zielonymi ludźmi. Jednak czerwona rasa osiągnęła taki stopień rozwoju, który pozwolił na dokonanie nowych odkryć i zbudowanie cywilizacji bardziej praktycznej, lepiej dostosowanej do obecnych warunków Marsa.
Starożytni Marsjanie posiadali bardzo wysoko rozwiniętą kulturę, jednak w wyniku trwającego całe stulecia zamętu, spowodowanego przystosowywaniem się do nowych warunków życia, nie tylko zatrzymali się w rozwoju, ale również zaprzepaścili ogromną cześć swego kulturowego dziedzictwa.
Dejah Thoris opowiedziała mi mnóstwo legend i faktów, dotyczących tych szlachetnych i dobrych ludzi.
26
Powiedziała, że miasto, w którym teraz obozujemy było prawdopodobnie handlowym i kulturalnym centrum, znanym jako Korad. Zostało zbudowane nad piękną zatoką, naturalnym portem, oddzielonym od morza łańcuchem wzgórz. Objaśniła mnie, że dolina, która biegnie na zachód od miasta, to pozostałość morskiej zatoki, a przejście przez wzgórza ku wyschniętemu morzu było kanałem, przez który wpływały statki.
Brzegi dawnych mórz były usiane takimi miastami, a posuwając się w stronę dawnych oceanów można znaleźć mniejsze i rzadziej położone osady, gdyż ludzie przenosili się w ślad za cofającymi się wodami.
Wreszcie konieczność zmusiła ich do wybudowania czegoś, co ich uratowało, to znaczy tak zwanych marsjańskich kanałów.
Byliśmy tak zajęci badaniem gmachu i zatopieni w rozmowie, że nie zauważyliśmy, że zbliża się już noc.
Do rzeczywistości przywołał nas posłaniec Lorquas Ptomela z poleceniem, abym jak najprędzej stawił się przed jego obliczem. Powiedziawszy Soli i Dejah Thoris dobranoc i zostawiwszy Woola na straży, poszedłem do sali audiencyjnej. Zastałem w niej Lorquas Ptomela i Tars Tarkasa, siedzących na stopniach podwyższenia.
Potężny więzień
Wszedłem i pozdrowiłem obu wodzów, a Lorquas Ptomel dał mi znak, abym się zbliżył. Potem wbił we mnie wzrok i powiedział:
- Przebywasz z nami zaledwie kilka dni, ale już zdążyłeś, dzięki waleczności, zdobyć wśród nas wysoką pozycje. Mimo to nie jesteś jednym z nas i nie masz obowiązku być nam posłuszny. Znajdujesz się w bardzo szczególnej sytuacji. Jesteś więźniem, a możesz wydawać rozkazy, które muszą być spełniane. Jesteś obcy, a jednak jesteś tharkijskim dowódcą. Masz bardzo mizerną postać, a możesz zabić silnego wojownika jednym uderzeniem pieści. Teraz doniesiono nam, że układasz plany ucieczki z więźniem, który należy do innej niż ty rasy, z więźniem, który, według jego własnych słów, niemal wierzy, że wróciłeś z doliny Dor. Każde z tych oskarżeń jest wystarczającą podstawą, aby cię zabić. Jesteśmy jednak sprawiedliwym narodem i po naszym powrocie do Tharku staniesz przed sądem, jeżeli Tal Hajus będzie sobie tego życzył. – Jednak - ciągnął dalej gardłowym głosem - jeżeli uda ci się uciec z tą czerwoną dziewczyną ja poniosę za to odpowiedzialność. Będę musiał walczyć z Tars Tarkasem i albo udowodnię, że mam prawo być wodzem, albo insygnia zostaną zdjęte z mojego martwego ciała i przekazane lepszemu wojownikowi. Taki jest zwyczaj wśród Tharków. Nie mam zatargów z Tars Tarkasem, razem rządzimy najliczniejszym plemieniem wśród zielonych ludzi i nie chcemy ze sobą walczyć. Byłbym wiec bardzo zadowolony widząc cię martwym, Johnie Carter. Bez rozkazu Tal Hajusa możemy cię zabić tylko w dwóch przypadkach: w samoobronie, gdybyś zaatakował kogoś z nas, albo przy próbie ucieczki. W imię prawdy musze cię ostrzec, że z niecierpliwością czekamy na którąś z tych okazji, by pozbyć się ciążącej na nas odpowiedzialności. Bezpieczne dostarczenie czerwonej dziewczyny do Tal Hajusa jest sprawą ogromnej wagi. Od tysiąca lat Tharkowie nie wzięli do niewoli takiego jeńca. To wnuczka największego z czerwonych jeddaków, który jest jednocześnie naszym najbardziej zaciętym wrogiem.
Uprzedziłem cię. Czerwona dziewczyna twierdzi, że jesteśmy pozbawieni prawdziwie ludzkich uczuć, ale mówimy zawsze prawdę i jesteśmy sprawiedliwi. Możesz odejść.
Odwróciłem się i wyszedłem z sali. Tak więc Sarkoja już zaczęła nas prześladować. Nikt inny nie mógł
tak szybko podać Lorquas Ptomelowi takich informacji. Przypomniałem sobie teraz te fragmenty naszej rozmowy, w czasie których wspominaliśmy o ucieczce i o moim pochodzeniu.
Sarkoja była w tym czasie najstarszą i najbardziej zaufaną z kobiet Tars Tarkasa. Miała wiec potężny wpływ na władcę, gdyż nikt nie cieszył się takim zaufaniem Lorquas Ptomela, jak Tars Tarkas.