Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.********************************************************************************************** Changes made after 07/07/2004 5:15:00 PM*********************************************************************************************************************************************************************************--------------------{Glutton} Ob|artuch{Glutton_desc}Kiedy padnie pytanie: "Dla kogo najwikszy placek?", ten czBowiek bez cienia przyzwoito[ci przystpuje do paBaszowania ciasta! Zawsze znajdzie si kto[, kto za to wszystko zapBacii pracowa³ razem, ¿e czu³ w sobie obroty kó³, dyszenie maszyny, ca³y wysi³ek pracy, wielk¹, dzik¹ rozkosz lecenia bez pamiêci wskroœ pustych zimowych pól i...Profilaktyka zaburze emocjonalnych to przede wszystkim uczenie dziecka rnych sposobw radzenia sobie w sytuacjach trudnych, a nie tylko ochrona dziecka przed...Potem każdy po kolei zaglądał do środka, rozchy­lał płaszcze i — cóż, wszyscy, łącznie z Łucją, mogli sobie obejrzeć najzwyklejszą w świecie...Czy duchy, które walczyły ze sobą za życia, uważają się jeszcze po śmierci za nieprzyjaciół i czy są jeszcze przeciwko sobie nawzajem za­wzięte, jak za...On nas tu wszystkich przyj i wyjdzie ostatni,Wie o wszystkich, kto przyby, skd przyby i kiedy...Prowadzący kampanie antynikotynowe popełniają jeden wielki błąd, a polega on na tym, że rzadko zadają sobie pytanie, dlaczego ludzie w ogóle chcą palić? Wydaje...Tak sobie często myślał w minionych latach Baldini, rano, gdy schodził wąskimi schodkami do sklepu, wie­^r 112 ^' ^' 113 ^rczorem, gdy opróżniał...Większość gubernatorów nie zdawała sobie bowiem spra­wy, że kryzys osiągnął poziom, który już w tej chwili należało uznać za ogromną katastrofę...- I co?- Telefonistki pracowały tam po 48 godzin, więc zakładały sobie takie pasy-piterki na brzuchy, kładły się spać, ale ktoś wciąż wykradał im kasę...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

..) przemierzali Arnor...
Szaleństwo, na szczęście, nie ogarnęło jeszcze wszystkich Eldringów. Odepchnąwszy najbardziej rozjuszonych, udało się stłumić rozpalającą się bitewną wściekłość. Haradrimowie mieli tylko kilku lekko rannych.
- Przepuśćcie nas! - krzyknął hobbit do rosłego wojownika w bogatej, haftowanej purpurą i złotem pelerynie, wyraźnie dowodzącego tu. Trzymając w ręku cienką wygiętą szablę, roztrącając zaskoczonych poganiaczy, przepychał się on do miejsca potyczki.
- Hej, co się stało, dziesiętniku? - gardłowo wykrzyknął Haradrim. - Dlaczego?...
Mówił we Wspólnej Mowie czysto, bez śladów obcego akcentu.
- Dlaczego, dlaczego? - ryknął Eldring. - Dlatego, że twoi rodacy porwali dziewczynę! I wywieźli ją tuż przed tobą, Zalbulu! No to się nasi rozjuszyli... Bierz lepiej nogi za pas i wynoś się stąd, bo cię rozszarpią na strzępy!
Wspaniały biały pióropusz na wysokim hełmie Haradrima zakołysał się - przecząco - na boki.
- Odejdę, jak zawsze, a „nogi za pas” biorą tylko szakale, kiedy widzą lwa. Pamiętaj, dziesiętniku, że zamelduję o twojej bezczelności wysokiemu władcy Haradu! Czy może nie wiesz, że jestem Zalbul, dostawca dworu?!
Folko dałby sobie rękę uciąć, że stojący przed nimi Haradrim bardziej przyzwyczajony jest do kierowania w boju hufcami wojowników niż do prowadzenia kupieckich karawan.
- Na Młoty Morii! Po co marnujemy tu czas! - rozdarł się Malec.
- Nie dogonimy ich - stwierdził ponuro Torin. - Kuc nie dogoni konia.
- Musicie lepiej pilnować swoich niewolnic - rzucił kpiąco Zalbul.
Złość owładnęła Malcem niczym ogień pękiem słomy. Niewiele myśląc, użył pięści.
- Mały!! - ryknął Torin, któremu w ostatniej chwili udało się przechwycić pięść przyjaciela. - Nie dość mamy kłopotów, że jeszcze chcesz tu robić rzeź?!
Za ich plecami zgromadzili się Eldringowie gotowi w każdej chwili rzucić się na Haradrimów. Ci zdążyli się uzbroić, ale dwudziestu wojowników z lekkimi szablami ochraniających karawanę raczej nie miało szans w starciu z dobrą setką doświadczonych wojów, z których połowa, mimo upału, nie rozstała się z kolczugami.
- No, tak lepiej - wyniośle rzucił Zalbul. Odwróciwszy się z pogardą plecami do Folka i krasnoludów, umyślnie wolno ruszył w kierunku karawany porządkować szyki. Zwierzęta jedno po drugim ruszyły przez bramę, kierując się na pustynię.
- Ach, co za nieszczęście. - Dziesiętnik zaczął drapać się po głowie, kiedy Folko w kilku słowach przekazał mu szczegóły wydarzeń. - My tu na posterunku nie mamy nawet koni, żeby ruszyć w pościg...
Przyjaciele milczeli, wracając od bramy miasta. Kierowali się do portu, chcąc odszukać Farnaka. Malec najpierw klął, na czym świat stoi, ale po jakimś czasie i on zamilkł. Dopiero w porcie hobbit nie wytrzymał:
- Och, przecież wam mówiłem...
- Odszukamy ją - rzucił z ponurą determinacją Torin. Pójdziemy do Haradu i odszukamy ją. Jak myślisz, Strori?
- Odszukamy, odszukamy... - warknął Mały Krasnolud, jednak bez zwykłej zuchowatości. - Jeśli będzie to miłe Machalowi...
- Od kiedy to Machala prosisz o przychylność? - uśmiechnął się krzywo Torin. - Nie, jeśli sami sobie nie poradzimy, to nikt nam nie pomoże. My, jak i ty, Strori, jesteśmy winni, poradziliśmy Folkowi zabrać Eowinę ze sobą, to znaczy, że przede wszystkim my za nią odpowiadamy. I pójdziemy do Haradu...
O dziwo, Malec nie sprzeczał się. Skinął tylko głową.
- Farnak poprowadzi flotę bez nas. Wyślemy do króla Eodreida list... - zaczął Torin.
- Jasne, a on uzna nas za zdrajców! - rzucił Malec.
- No to niech uzna. Mam to w nosie. Dziewczynę trzeba odbić, a łaska króla... Jakoś to przeżyjemy.
Folko przemierzał zakurzone umbarskie ulice, a przez głowę przelatywały mu jakieś dziwne myśli, nie tylko dotyczące biednej Eowiny. Szaleństwo, niebezpieczne i niepojęte, rozpełzało się po Śródziemiu i zatruwało wszystkich jednako Eodreida i Skilludra, Eldringów i Haradrimów... Pierzastoręcy, nie wiadomo skąd i po co przybyli na wybrzeże... Szczęście, że, jak na razie, przynajmniej ani on, ani krasnoludy nie doświadczyli tego, co się stanie ze Śródziemiem, gdy owa trucizna przeniknie w dusze wszystkich jego mieszkańców, od północnych lodów począwszy, do południowych złotomrocznych pustyń.
I znowu, jak w czasie pamiętnego pościgu za Olmerem, pogoni za Pierścieniem Mroku, Folko całą duszą odczuł złowrogi napór obcej, straszliwej siły. Wrogiej Mocy, nieważne, jakie szaty przyobleka - Światła czy Mroku...
Drgał w pochwie obudzony tą siłą sztylet Otriny.
Uratujemy dziewczynę. Jestem tego pewien. Król Eodreid rzeczywiście będzie musiał obejść się bez nas...
W myślach podążył za Eowiną, wołał ją, próbując odszukać w przestworzach piaszczystego morza żywą drobinkę - ale nie, nie starczyło sił, a poza tym, trudno było skoncentrować się, będąc w tłumie na umbarskiej ulicy.
Farnaka twarz stała się ciemniejsza od chmury gradowej. Hjarridi długo i kunsztownie sypał przekleństwami.