Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.
Administracje większości stanów przesłały próbki plonów dotkniętych tajemniczą chorobą do Waszyngtonu, w celu poddania ich dokładnym oględzinom, jednak do tej pory nie otrzymały w zamian niczego poza słowami Shearsona Jonesa, że naukowcy w laboratoriach federalnych “stoją u progu rozwiązania problemu”.
W piątek wieczorem było już wiadomo, iż nie znana choroba rozszerza się tak przerażająco szybko, że jeśli do najbliższego wtorku nie znajdzie się jakiś skuteczny środek przeciwko niej, nie będzie cienia szansy na uratowanie nawet pięćdziesięciu procent zbiorów. Zaraza atakowała wszelkie uprawy roślin jadalnych. Mimo uspokajających słów Shearsona Jonesa - na które powoływali się gubernatorowie, uparcie twierdzący, że sytuacja znajduje się pod kontrolą - było jasne, że nie istnieje nawet nikła szansa na wyprodukowanie w tym terminie nie tylko odpowiedniej ilości antidotum, ale nie ma nawet nadziei na jego wynalezienie.
Mass media jednak skłaniały się ku opinii, że cała sprawa jest jedynie krótkotrwałym problemem, jak huragan czy burza śnieżna. Życie Ameryki składało się z wielu małych kryzysów i skandali, a życie gazet - z alarmujących nagłówków, które już następnego dnia były przestarzałe. Dziennikarze nie byli w stanie pojąć, że oto kraj znajduje się u progu czegoś, co w niezwykle krótkim czasie wstrząśnie podstawami najbogatszego społeczeństwa na świecie, a faktycznie doprowadzi do jego rozkładu.
Późnym popołudniem sieć CBS poinformowała, że prezydent wyraża “ostrożny optymizm” co do nieuniknionego obniżenia wielkości krajowej produkcji żywności. Podano też, że senator Shearson Jones udaje się na weekend do Kansas, skąd, po zapoznaniu się ze wszystkimi dostępnymi informacjami, przekaże za pośrednictwem telewizji pełną ocenę sytuacji kryzysowej.
Wczesnym wieczorem tego samego dnia pewien właściciel winnicy w Kalifornii udał się pomiędzy swoje zgniłe winogrona i z rewolweru kaliber 12 odstrzelił sobie głowę. Zrozpaczona żona powiedziała policji, że od piętnastu lat oboje pracowali nad wykształceniem własnej, zupełnie nowej odmiany winogron i bieżący rok miał być w tej pracy decydującym.
W Waszyngtonie przedstawiciel Federalnego Programu Ubezpieczenia Plonów poinformował, że należy starannie wyważyć wszelkie nadzieje na odszkodowania z racji zniszczenia upraw. Zachodziło prawdopodobieństwo, że tegoroczne roszczenia przerosną możliwości programu.
W Washburn w Dakocie Północnej, pewien farmer zatelefonował do lokalnej rozgłośni radiowej i oświadczył, że przyczyną wszelkiego nieszczęścia są “bakterie przywleczone na Ziemię wraz ze skałami z Księżyca”. Żądał, żeby wszelkie materiały z Księżyca znajdujące się na Ziemi wyekspediować natychmiast z powrotem w przestrzeń.
W Georgetown krótko po godzinie osiemnastej zadzwonił telefon w domu Shearsona Jonesa i Billy, jego służący, podniósł słuchawkę.
To był Peter Kaiser. Chciał wiedzieć, czy Shearson nie zmienił planów co do odlotu o dwudziestej pierwszej z lotniska Dullesa do Wichity. Żeby wziąć słuchawkę, senator musiał wyjść spod prysznica. Zanim zaczął rozmowę, owinął się starannie jedwabnym chińskim porannikiem, ozdobionym dynamicznym rysunkiem wielkiego smoka. Zapalił również wielkie cygaro.
- Cholera, lecę - oznajmił Peterowi. - I niech mnie szlag trafi, jeśli wiem, co powiedzieć wieczorem w niedzielę w telewizji. Czy coś o karze boskiej, czy o straszliwej, niemożliwej do przewidzenia katastrofie?
- A co pan powie o wystąpieniu prezydenta? Shearson zachichotał nerwowo.
- Nic głupszego dawno nie powiedział. Dziwię się, że fachowcy z telewizji zdecydowali się to nadać. Gdyby nie ten nasz fundusz, sam poszedłbym do niego i ten głupi tekst podarł na strzępy. Jak można było osła zrobić prezydentem?
- To naród zagłosował...