Strona startowa Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.Do obszaru zarządzania wiedzą należą też problemy ochrony własności wiadomo- ści (Yan Xianglin, Zhang Yaxi 2000: 143–148) lub (szerzej) problemy...<input type="submit" name="Submit" value="Submit"> </form> </body> </html> Rozdział 4 – Operacje na...ochrony krajobrazu – te powstałe na obszarach wrzosowisk (Szkocja) czy Lake Powell National Golf Course w stanie Arizona chronią cenny krajobraz przed...Wołodyjowski z panem Longinem już zasiedli, rzekł: – Bo waćpan, panie Podbipięta, nie wiesz największej i szczęśliwej nowiny, żeśmy z panem...– Krzysztofa Kononowicza Krzysztof Kononowicz to urodzony 21 stycznia 1963 w Kętrzynie kandydat na prezydenta Białegostoku oraz kandydat do... WPROWADŹ KLUCZ Patrząc na pulsujące słowa, zrozumiała cały plan – wirus, klucz, pierścień, pomysł szantażu...– Chcąc wygodzić i przyjaciołom moim, i wam, i temu tu oto wysłańcowi cesarza turec- kiego Jego Mości, kazałem oszacować brylant panom rajcom...– Czyż nie mówiłam przed chwilą, że masz być moim bohaterem? Nie widział jej twarzy, ale czuł dobrze, że żartuje, rzekł więc jeszcze poważniej...–1 0 +1 dB Max Gain (1023)2 32 33 34 dB BLACK LEVEL CLAMP Clamp Level (Selected through Serial Interface...Wstał znowu, przewrócił parę gratów na stole i klepiąc dobrotliwie po ramieniu gospodarza, mówił: – Pewnie o kobietach rozprawialiście, co? Oj!...
 

Ludzie pragną czasami się rozstawać, żeby móc tęsknić, czekać i cieszyć się z powrotem.

Zwykłą sprawę, nie. Ale to nie jest zwykła sprawa, prawda?
– Przepraszam. Nie mam czasu. Ten doktor. Leczenie. Thom, czy zadzwoniłeś po niego?
– Jeszcze nie. Za minutę.
– Teraz! Zadzwoń teraz!
Thom spojrzał na Sellitta. Podszedł do drzwi i wyszedł z pokoju. Rhyme wiedział, że nie ma zamiaru zadzwonić. Pieprzony świat.
Banks dotknął zacięć po goleniu.
– Proszę udzielić nam kilku rad. Mówił pan, że ten przestępca...
Sellitto przerwał mu ruchem ręki. Wbił wzrok w Rhyme’a.
Ach, ty kutasie, pomyślał Rhyme. Zapadła dobrze znana cisza. Jak jej nienawidzimy. Jak wielu świadków i podejrzanych ulegało naciskowi tej przytłaczającej ciszy. Mimo wszystko Sellitto i Rhyme stanowili kiedyś zgrany zespół. Rhyme znał się na śladach, a Sellitto na ludziach.
Dwaj muszkieterowie. Gdyby doszedł trzeci, byłby to kiepski dowcip.
Detektyw zaczął uważnie przyglądać się raportowi.
– Lincoln. Jak sądzisz, co może wydarzyć się dzisiaj o trzeciej?
– Nie mam pojęcia – oznajmił Rhyme.
– Naprawdę?
Nierozgarnięty Lonie. Powiem ci.
W końcu Rhyme się odezwał:
– Ma zamiar zabić kobietę, którą porwał. Zapewne w jakiś okrutny sposób. Jestem o tym przekonany. W sposób porównywalny z pogrzebaniem żywcem.
– Jezu – szepnął Thom stojący w drzwiach.
Dlaczego nie zostawią mnie samego? Czy opowiedzieć im o bólu, który odczuwam w szyi i w ramionach? O bólu, który rozlewa się po całym, obcym mi ciele? O zmęczeniu fizycznym spowodowanym wykonywaniem nawet najprostszej czynności? A przede wszystkim o konieczności polegania na innych?
Może opowiedzieć o komarze, który dostał się do pokoju w nocy i siadał mu na twarzy. Przez godzinę usiłował się go pozbyć. Dostał zawrotów od ciągłego potrząsania głową. W końcu komar usiadł na uchu i wtedy Rhyme pozwolił mu napić się krwi. Ucho mógł potrzeć o poduszkę, by pozbyć się swędzenia.
Sellitto uniósł brwi.
– Dzisiaj. – Rhyme westchnął. – Właśnie dzisiaj. To wszystko.
– Dziękuję, Linc. Jesteśmy ci wdzięczni. – Sellitto przysunął fotel do łóżka. Pokazał Banksowi, żeby zrobił to samo. – Teraz przedstaw swoje pomysły. O co chodzi w tej sprawie?
– Nie tak szybko. Nie pracuję chyba sam... – powiedział Rhyme.
– Oczywiście. Kogo potrzebujesz?
– Technika z wydziału. Najlepszego z laboratorium. Powinien zjawić się tu u mnie z podstawowym wyposażeniem. Kilku policjantów operacyjnych. Grupę szybkiego reagowania. O, coś jeszcze: kilka telefonów – instruował Rhyme, spoglądając na whisky stojącą na serwantce. Przypomniał sobie brandy, którą Berger miał w swoim zestawie. Nie będzie pił tych szczyn. W uroczystym dniu swojego „odejścia” upije się szesnastoletnim lagavulinem albo zawierającym nieporównywalny bukiet kilkudziesięcioletnim macallanem. Albo – dlaczego nie? – tym i tym!
Banks wyjął swój telefon komórkowy.
– Które linie? Właśnie...
– Telefony stacjonarne.
– Tutaj?
– Oczywiście, że nie – warknął Rhyme.
– On potrzebuje ludzi, żeby przeprowadzali rozmowy. Z Dużego Budynku.
– Aha.
– Zadzwoń. Powiedz, żeby przydzielili nam trzech-czterech łączników – polecił Sellitto.
– Lon, kto prowadził przesłuchania dziś rano? – spytał Rhyme.
Banks stłumił śmiech.
– Chłopcy Twardziele.
Uśmiech zniknął z twarzy Banksa, gdy Rhyme rzucił piorunujące spojrzenie.
– Detektywi Bedding i Saul, sir – dodał szybko.
Sellitto też się uśmiechnął.
– Chłopcy Twardziele. Wszyscy ich tak nazywają. Nie znasz ich, Linc. Są z wydziału zabójstw, ze śródmieścia.
– Są do siebie bardzo podobni – wyjaśnił Banks. – Ich sposób mówienia jest trochę śmieszny.
– Nie potrzebuję komediantów.
– Nie, oni są dobrzy – zaznaczył szybko Sellitto. – Najlepsi wywiadowcy, jakich mamy. Pamiętasz tego bydlaka, który w ubiegłym roku porwał w Queens ośmioletnią dziewczynkę? Bedding i Saul prowadzili śledztwo. Przeprowadzili wywiady ze wszystkimi mieszkańcami w okolicy. Zgromadzili dwa tysiące dwieście zeznań. Ocalili ją. Gdy dziś rano dowiedzieliśmy się, że znaleziono zwłoki porwanego mężczyzny, Wilson właśnie ich skierował do prowadzenia śledztwa.
– Co oni teraz robią?
– Szukają świadków w okolicy torów kolejowych. Usiłują się też czegoś dowiedzieć o kierowcy taksówki.
Rhyme wrzasnął na Thoma znajdującego się na korytarzu:
– Dzwoniłeś do Bergera? Oczywiście, że nie. Czy wiesz, co znaczy słowo niesubordynacja? W końcu zrób coś dla mnie. Weź ten raport i odwracaj strony. – Spojrzał na urządzenie. – Cholerna maszyna.
– Nie jesteśmy dzisiaj w dobrym nastroju? – odciął się Thom.
– Podnieś go wyżej. Razi mnie światło.
Czytał kilka minut, potem uniósł wzrok.
Sellitto rozmawiał przez telefon, ale Rhyme mu przerwał:
– Niezależnie od tego, co zdarzy się o trzeciej, musimy znaleźć drugie miejsce przestępstwa. Potrzebuję kogoś, kto by się tym zajął.
– Dobrze – powiedział Sellitto. – Zadzwonię do Perettiego. Będzie niezadowolony, że nic o tym nie wiedział.
Rhyme chrząknął.
– Czy ja prosiłem o Perettiego?
– Ale to złoty chłopiec wydziału – powiedział Banks.
– Nie jest mi potrzebny – mruknął Rhyme. – Potrzebuję kogoś innego.
Sellitto i Banks wymienili spojrzenia. Starszy detektyw uśmiechnął się i musnął swoją pogniecioną koszulę.
– Kogokolwiek potrzebujesz, dostaniesz. Pamiętaj, jesteś królem dnia!
 
T.J. Colfax, „uciekinierka” z gór wschodniej części Tennessee, absolwentka nowojorskiej szkoły biznesu, szybka jak błyskawica maklerka giełdowa, obudziła się z głębokiego snu. Splątane włosy przykleiły się do jej policzków – pot zalewał jej twarz, szyję, pierś.
Wpatrywała się w czarne oko: otwór w zardzewiałej rurze, znajdującej się piętnaście centymetrów od jej twarzy. Rurze, z której wyjęto zawór.
Nosem wdychała wypełnione zapachem pleśni powietrze – usta wciąż miała zaklejone taśmą. Czuła gorzki smak plastiku i ciepłego kleju.
Co z Johnem? – zastanawiała się. Gdzie on jest? Starała się nie myśleć o głośnym huku, który słyszała nocą w piwnicy. Wychowała się we wschodnim Tennessee i znała odgłos wystrzałów.
Proszę, modliła się za swojego szefa. Nie pozwól, żeby coś mu się stało.
Zachowaj spokój, pouczała samą siebie. Zanim zaczniesz płakać, przypomnij sobie, co się wydarzyło.
W piwnicy, po tym jak usłyszała wystrzał, wybuchła płaczem i szlochając, omal się nie udusiła.